Recenzja filmu

Shazam! (2019)
David F. Sandberg
Marek Robaczewski
Zachary Levi
Mark Strong

Koszyk pisanek od DC

Nie tak dawno temu mieliśmy przyjemność prześledzić filmowe origin story Kapitan Marvel, dostarczone, a jakże, przez Marvel Studios, a już miesiąc później DC deptało konkurentowi po piętach ze
Nie tak dawno temu mieliśmy przyjemność prześledzić filmowe origin story Kapitan Marvel, dostarczone, a jakże, przez Marvel Studios, a już miesiąc później DC deptało konkurentowi po piętach ze swoją adaptacją przygód Shazama. Podobnie jak rzeczona heroina ukształtowany przez zimną wojnę komiksowych potentatów, przybrał on swe obecne imię, stare niejako zostawiając bohaterce za sterami myśliwca. Porzekadło głoszące, że przypadki nie istnieją oraz uniwersalna prawda o tym, że los bywa przewrotny, sprawdzają się nie tylko dla powyższej afery. O ile bowiem jeszcze cztery lata temu pełen humoru zwiastun "Shazam!" można by było wziąć za wyjątkowo wiarygodnie spreparowany żart, o tyle dzisiaj, gdy zdrowe dowcipkowanie na dobre zagościło już w świecie filmów sygnowanych logotypem DC, mało kto przeciera oczy ze zdziwienia. 

Wbrew przewidywaniom "Shazam!" zostawia jednak po sobie słodko-gorzki posmak, którego nie należy bynajmniej mylić z niesmakiem. Ton filmu nie jest aż tak lekki, jak się spodziewano. W końcu "Shazam!" to efekt starcia różnych wizji. Prace nad adaptacją scenariusza Johna Augusta – który jako jeden z wielu podchodził do zadania skreślenia tegoż, doprawiając sekwencje akcji sporą ilością humoru – ruszyły z inicjatywy New Line Cinema około dwie dekady temu. W tym czasie studio zostało wchłonięte przez giganta Warner Bros., którego "Mroczny Rycerz odniósł w 2008 roku artystyczny i, co ważniejsze w tym kontekście, komercyjny sukces, a że nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja, obmyślenie przez decydentów wytwórni planu zatopienia "Shazam!" w gęstej atmosferze powagi i mroku było już tylko kwestią czasu. Scenariusz napisał ostatecznie Henry Gayden, a za kamerą stanął David F. Sandberg ("Annabelle: Narodziny zła", "Kiedy gasną światła") i choć duet DC/Warner Bros. postawił finalnie na politykę odciążania klimatu swych produkcji za sprawą częstych, komediowych skoków w bok, nie pozbawił ostatniej z nich balastu posępnej dramaturgii.


Można powiedzieć, że Billy'ego Batsona (Asher Angel) życie doświadczyło już na wstępie. Systematycznie uciekając od kolejnych rodzin zastępczych, oddaje się desperackim próbom odnalezienia biologicznej matki, przez którą został porzucony. Nie cofając się przed niczym, potrafi przechytrzyć funkcjonariuszy prawa, nie mówiąc już nawet o pracownikach opieki społecznej, dla których jest istnym utrapieniem. Gdy trafia pod dach nowych przybranych rodziców, w jego życiu następuje nagły zwrot. Wskutek niecodziennego biegu wydarzeń nastolatek dostaje się do siedziby tajemniczego Czarodzieja (Djimon Hounsou), który dopatrzywszy się w Billym człowieka o nieskalanym sercu, powierza mu wielką moc. Wypowiadając tytułowe imię swojego nowego mistrza, chłopiec przeistacza się w dorosłego, muskularnego i ujarzmiającego imponującą potęgę mężczyznę w superbohaterskim kostiumie (Zachary Levi), tym samym urzeczywistniając skryte marzenie znakomitej większości swoich rówieśników. Jest jednak pewien haczyk. Na jego moc ostrzy sobie zęby odrzucony wcześniej przez Czarodzieja Dr Thaddeus Sivana (Mark Strong), który zrekompensował swoją porażkę, stając się naczyniem dla potężnych demonów, reprezentujących siedem grzechów głównych.


"Shazam!" przeplata wielość filmowych gatunków z bogactwem nawiązań do różnorakich zjawisk popkulturowych, dając w rezultacie spójną, niezobowiązującą rozrywkę, równoważoną goryczką problematyki rodzinnego dramatu. W tym potrafiącym zaspokoić odmienne oczekiwania blockbusterze wielu znajdzie coś dla siebie, aczkolwiek żaden element utworu nie odstaje i nie zaburza jego spójnej, przemyślanej całości. Jest to film, w którym garść gorzkich słów potrafi miażdżyć serce, ale jedno magiczne hasło ratuje z tarapatów, niesie pomoc, dostarcza sporego ubawu. Poważne, życiowe dylematy bohaterów widowiska nie są w stanie zabić ducha młodzieńczej przygody, bo – nie licząc oczywistego uzupełnienia listy ekranizacji zeszytów DC o pozycję komediową – to właśnie do starej, dobrej, przygodowej fantastyki "Shazam!" odnosi się najsilniej. Film Sandberga to również dobre exemplum kina familijnego. W końcu Billy Batson ma tyle samo z protagonisty "Dużego", Josha Baskina, Bastiana z "Niekończącej się opowieściczy bohatera "Ucieczki Nawigatora" – Davida Freemana, ile z Jessy'ego z "Uwolnić orkę".


Wygląda na to, że Davidowi F. Sandbergowi przydało się doświadczenie w kręceniu horrorów. Jego ostatni film z pewnością nie będzie szufladkowany jako jeden z nich, ale lekka nutka grozy w baśniowym wydaniu (jakby z serii "Harry Potter" czy produkcji Tima Burtona) jest w przypadku "Shazama!" rzeczą niezaprzeczalną. Zgodnie z hollywoodzkim standardem nie obyło się też bez moralizowania. Przeciwnik tytułowego herosa ma za sobą równie traumatyzujące dzieciństwo co on, ale czy można wytłumaczyć w ten sposób jego nikczemność? Na to pytanie każdy widz musi odpowiedzieć sobie sam, ale nie zdziwiłbym się, gdyby rozwiązywanie dylematów natury etycznej nie towarzyszyło zbyt wielu wypadom na ten film. "Shazam!" nade wszystko uosabia bowiem naszpikowaną easter eggami przednią zabawę przygotowaną przez starszych fanów dla młodszych i gwarantującą miło spędzony czas. Tylko, a zarazem aż tyle.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Słowa mają moc, ludzkość od wieków przypisuje im niezwykłe znaczenie. O potędze imion oraz nazw można... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones