Recenzja filmu

Pijany anioł (1948)
Akira Kurosawa
Takashi Shimura
Toshirô Mifune

Lekarz dusz

"Pijany anioł" to pierwszy z piętnastu kolejnych wspólnych projektów duetu Kurosawa-Mifune, a dla tego drugiego w ogóle jedno z początkowych doświadczeń w karierze aktorskiej. Od razu został
"Pijany anioł" to pierwszy z piętnastu kolejnych wspólnych projektów duetu Kurosawa-Mifune, a dla tego drugiego w ogóle jedno z początkowych doświadczeń w karierze aktorskiej. Od razu został wrzucony na głęboką wodę - tutaj po raz pierwszy zderzył się z Takashim Shimurą, który u Kurosawy już grywał, ale do tej pory role drugoplanowe lub epizodyczne. Na tym etapie kariery zarówno początkujący Mifune jak i Shimura, dla którego mogła to być ostatnia szansa na większą sławę, byli w stanie dać z siebie wszystko. I dali. Zwłaszcza kreacja Mifune, jak na tamte czasy, powala autentyzmem - czegoś takiego na próżno było do tej pory szukać w kinie japońskim. Teatralne gesty i dialogi zostały zastąpione przez niczym nieskrępowaną naturalność i wręcz nonszalancję. Sama historia nie grzeszy przebojowością, ale co przykuwa uwagę, to właśnie dwie wspaniałe kreacje Mifune i Shimurę - ich próba oczyszczenia własnej duszy, odkupienia winy. Brak tu zbędnych gestów czy nachalnej metaforyki bądź moralizowania - to bardzo naturalny, spokojny obraz, zarazem pełen wspaniałych scen i trafnych dialogów. Utrzymany jest w dość posępnej atmosferze, gdzieś tam pobrzmiewają echa fascynacji kinem noir, ale do "Zbłąkanego psa" mu pod tym względem jednak daleko. Czuć w tym filmie rękę Kurosawy, zresztą on sam mówi o "Aniele" jako o swoim pierwszym autorskim dziele, na którego kształt miał całkowity wpływ. Obraz ten zdaje się nie posiadać żadnej zbędnej sceny - jest bardzo równy, brak mu zastojów, dłużyzn, jest wciągający. Nie wiem jak ma się do tego fakt, że w oryginale miał być o 50 minut dłuższy. "Pijany anioł" jest jednak dziełem na tyle spójnym, że wydaje się, iż każda dodatkowa minuta mogłaby zepsuć uzyskany efekt. Jedyne do czego można mieć zastrzeżenia, to poziom techniczny, co należy jednak filmowi wybaczyć, biorąc pod uwagę, że został zrealizowany w nieco zrujnowanej powojennej Japonii. Spora ilość zdjęć kręcona była w plenerze, więc nietrudno narzekać na nieostre zdjęcia czy zaledwie dostateczny montaż dźwięku. Ze spokojem można jednak przymknąć na to oko, bo film jest tego wart i doskonale broni się sam - po prostu wciąga. Dla mnie pierwsze ważne, ale nadal jeszcze nie "kompletne", dzieło w filmografii Kurosawy - zdecydowanie warto.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pierwszy kadr, zbliżone ujęcie na bulgoczące błoto, posępna muzyka - to początek filmu legendy, a zarazem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones