Recenzja filmu

Bez lęku (1993)
Peter Weir
Jeff Bridges
Isabella Rossellini

Metafizyczne katharsis

Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy? Czy nasze życie jest tylko żartem, przypadkową sumą rozmaitych przypadków? A może wszystko co się wokół nas dzieje, ma swój głębszy sens, sens którego nie jesteśmy
Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy? Czy nasze życie jest tylko żartem, przypadkową sumą rozmaitych przypadków? A może wszystko co się wokół nas dzieje, ma swój głębszy sens, sens którego nie jesteśmy w stanie pojąć? Wreszcie jak w obliczu powyższych pytań poradzić sobie ze świadomością nieuniknionego końca naszego istnienia?
 
Refleksja nad powyższymi dylematami towarzyszy od zawsze nie tylko kinematografii, ale sztuce w ogóle. Rozmaitość wizji spraw ostatecznych rozciąga się od nieugiętego boskiego fatum towarzyszącego postaciom starogreckich dramatów Sofoklesa, aż po absurdalną bezradność w jakiej swoich bohaterów umieścił Albert Camus, budując obraz dwudziestowiecznego miasta dotkniętego epidemią dżumy. Gdzieś pomiędzy oboma tymi ujęciami, skrajnymi tak chronologicznie jak i znaczeniowo, sytuuje się wizja, jaką roztoczył przed widzem Peter Weir w swoim filmie.
 
Pierwsze ujęcia ukazują nam postać mężczyzny w średnim wieku podążającego przez bezkres pola kukurydzy. Chwilę później przekonujemy się, że znalazł się tu za sprawą katastrofy samolotu, z której cudem się uratował, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, z którym leciał. Max (Jeff Bridges) – odnoszący sukcesy architekt – w obliczu tragedii od samego początku przybiera pozę człowieka stojącego niejako poza wydarzeniami, jako ktoś, kto cudem wymknął się śmierci, czuje się inaczej, czuję się wyzwolony, wyzwolony od zawsze obecnego w jego życiu lęku.
 
Na przeciwnym biegunie znajduje się Carla (Rosie Perez), która choć uniknęła śmierci, nie może pogodzić się ze stratą dziecka, które nie przetrwało katastrofy. O ile Max czuje się po raz pierwszy w swoim życiu wolny, o tyle Carla znajduje się w egzystencjalnej pułapce, nosząc brzmię, które nie pozwala jej powrócić do świata żywych. Oboje zbliża do siebie psycholog (John Turturro), który ma za zadanie pomóc ofiarom katastrofy uporać się z traumą. Maxa i Carlę zaczyna łączyć specyficzna więź, której nie potrafi pojąć nikt, kto nie przeżył tego co oni. Nie potrafi tego zrozumieć również żona Maxa (Isabella Rossellini). Czy jego relacje z rodziną przetrwają czas zmian jakie przechodzi Max? Czy będzie on w stanie pomóc Carli w uśmierzeniu bólu?
 
Weir od razu wrzuca widza w środek opowieści. Od samego początku skupia się na bohaterach, opierając swój dramat nie na wiwisekcji katastrofy, lecz na obserwacji duchowych przeżyć jej uczestników. Słowo dramat pada tu nie przypadkowo, bowiem to właśnie katharsis jakiego doświadcza Max w obliczu traumatycznych przeżyć, stanowi punkt wyjścia do całej narracji filmu. Czemu tak się zachowuje? Spytamy nieraz, patrząc na nienaturalnie spokojnego bohatera, rozmyślnie dystansującego się od otaczającego go świata, a jednocześnie uciekającego się do rzeczy, które jego bliscy nierzadko uznają za szalone.
 
Postać Maxa realizuje jeden z dwóch głównych problemów filmu. Problem lęku przed śmiercią, lęku przed końcem. Max swoimi działaniami i wyborami odpowiada na pytania o to, kim jesteśmy, gdy wiąże nas strach i kim możemy się stać, gdy się od niego uwolnimy, a także czy jego zupełny brak jest rzeczą dobrą. Postać Carli przynosi nam z kolei refleksję nad akceptacją faktu śmierci. Historie obojga bohaterów łączą się płynnie w metafizyczną opowieść o ludzkiej egzystencji, miejscami wręcz poetycką. Najpełniej widać to w końcowej sekwencji, w której po dwóch godzinach oczekiwania widzimy katastrofę samolotu skadrowaną w symbolicznych niebieskich, chłodnych barwach i wspartą lirycznymi taktami muzyki Maurice'a Jarre'a.
 
Jest na co czekać, jest nad czym myśleć, jest kogo słuchać. Jeżeli na moment zapomnimy o typowej dla amerykańskiego kina stylistyce pełnej nadmiernego dynamizmu i fabularnych schematów, będziemy w stanie usłyszeć w "Bez lęku" ważny głos traktujący o naszym losie. Głos, którym Weir dołączył do chóru, w którym wcześniej byli i Sofokles, i Camus, i inni.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones