Recenzja filmu

Nienawistna ósemka (2015)
Quentin Tarantino
Samuel L. Jackson
Kurt Russell

Miłość do kina

 Tarantino nie kręci westernów, nie kręci dramatów ani filmów wojennych. On robi KINO. 
Pomimo upływu czasu i konsumowania coraz większej liczby filmów, wciąż wiele osób stara się wpychać twórczość amerykańskiego reżysera w stare jak świat, konserwatywne ramy gatunkowe. Jednak wszyscy, którzy to robią, są w wielkim błędzie. Tarantino nie kręci westernów, nie kręci dramatów ani filmów wojennych. On robi KINO. Pomimo pięćdziesięciu lat na karku on nadal posiada duszę nastolatka, który z wypiekami na twarzy stara się pożreć dziesiątki lat historii X Muzy jak najszybciej, jak najowocniej i jak najpełniej. Twórca "Nienawistnej Ósemki" to w głębi siebie ten sam Quentin, który pracował w kinie porno, ten sam Quentin, który, pracując w wypożyczalni kaset VHS, zamykał się na klucz i rozpoczynał wielogodzinną wędrówkę po świecie filmu. To właśnie niczym niezmącona miłość do kina czyni go najbardziej wyjątkowym reżyserem naszych czasów.
 


Akcja ósmego już dzieła mistrza pastiszu i groteski dzieje się w Wyoming, w drugiej połowie lat 60. XIX wieku. Wielka śnieżyca sprawia, że dwóch łowców głów – major Marquis Warren (Samuel L. Jackson) oraz John "Szubienica" Ruth (Kurt Russel) podróżują razem do Red Rock. Misją Johna Rutha jest dostarczenie Daisy Domergue (Jenffer Jason Leight) przed oblicze sprawiedliwości. Stawką jest wysoka cena wyznaczona za głowę kobiety. Po drodze napotykają Chrisa Mannixa (Walton Goggins), tytułującego się samozwańczym szeryfem miasteczka, do którego zdążają. Postępująca nawałnica zmusza tę czwórkę do zatrzymania się w Pasmanterii Minnie, podrzędnym lokalu dla utrudzonych drogą kowbojów. Czeka tam na nich czwórka nieznajomych. Konfederacki generał Sandy Smithers (Bruce Dern), opiekujący się lokalem Meksykanin Bob (Demian Bichir), kat z Red Rock o imieniu Oswaldo Mobray (Tim Roth) oraz kowboj Joe Gage (Michael Madsen). Wraz z upływem czasu ósemka zebranych szukająca schronienia w tej zapomnianej przez Boga spelunie zaczyna rozumieć, że szanse dotarcia do Red Rock są bardzo małe…



Jakiś czas temu Tarantino w jednym z wywiadów opowiadał, że żaden gatunek filmowy nie może nam opowiedzieć tyle o historii Stanów Zjednoczonych, co właśnie western. Urodzony w Tenessee reżyser, w klasycznym kinie o Dzikim Zachodzie doszukiwał się odniesień do beztroskich lat 50. i 60., natomiast w antywesternach widział ponure lata 70., lata Afery Watergate, które stanowiły kres Ameryki jaką wielu sobie wyobrażało, kres miejsca cieszącego się estymą raju na Ziemi. I ciężko nie zgodzić się z jego słowami. Era klasycznego westernu to era "Rio Bravo" czy "Siedmiu Wspaniałych", czyli filmów gdzie w blasku słońca i w rytmie pompatycznej muzyki mogliśmy podziwiać herosów uosabiających wszelkie cnoty, granych przez Johna Wayne'a czy Gary'ego Coopera. Antywestern przyniósł upadek wszelkich wartości i wszechobecny cynizm. Jednak ten, kto szuka tropu w wypowiedziach Quentina, po seansie będzie zaskoczony. 


"Nienawistna Ósemka" jest bowiem filmem, o którym ośmielę się powiedzieć: "Typowy Tarantino". Obecnie coraz rzadziej kręci się filmy sięgające trzech godzin, co dawniej nikogo nie dziwiło. Jednak już od czasów "Pulp Fiction" wiemy, że u Quentina im dłużej, tym lepiej. Dłużej, znaczy więcej czasu na mozolne odmalowanie fresku, który zrodził się w jego głowie. Przez cały seans jesteśmy bombardowani wysublimowanymi dialogami pełnymi przekleństw, rasizmu oraz cała masą innych wyszukanych epitetów. To właśnie one są nośnikami, na których opiera się cała fabuła. 


Wielką rolę, która sprawia że "Nienawistną ósemkę" ogląda się tak dobrze odgrywa otoczka, w której spotykają się nasi bohaterowie. Stara knajpa na końcu świata oraz szalejący mróz i śnieżyca, powodują że widzowi bardzo łatwo jest się skupić na bohaterach i targających nimi namiętnościach. Absolutnie nic nie rozprasza naszej uwagi, Tarantino serwuje nam danie rewelacyjnie smaczne i proste w odbiorze. Wzorem Sergio Leone jesteśmy karmieni subtelnymi, długimi sekwencjami, które dodają patetycznego nastroju czekającej nas rzezi. 


Tarantino bardzo rzadko myli się co do wyboru obsady - tak również było i tym razem. Starzejący się L. Jackson, z (wydawałoby się) zwykłej roli czarnoskórego, którego nie toleruje nikt, stworzył postać, która przejdzie do historii kina. Jest cyniczny, zabawny oraz pewny siebie. Klasą dorównuje mu Kurt Russell, który w "Nienawistej ósemce" idealnie zagrał bezwzględnego łowcę głów, który nie zatracił jednak do reszty swego moralnego kręgosłupa. Jest to, bloody hell, jego najlepsza rola od czasów 1981 i Carpentnerowskiej "Ucieczki z Nowego Jorku"! Reszta załogi również spisała się bez zarzutu, Jennifer Jason Leight wygląda,jakby urodziła się do wcielenia w rolę pozbawionej przednich zębów bandytki. Tim Roth przejął na siebie rolę wręcz idealną dla Christopha Waltza i zmiana ta wyszła wszystkim na dobre. Ujrzenie Waltza po raz kolejny w roli tego typu mogłoby powodować niestrawność i bóle żołądka. 


Kto kiedykolwiek oglądał Tarantino, ten wie, że jest on miłośnikiem kina klasy Z, kręconego za gorsze, opierającego się na przemocy i perypetiach bohaterów u których dają o sobie znać głęboko skrywane zwierzęce instynkty. "Nienawistna ósemka", po wyłączeniu – rzecz jasna – budżetu, jest tej miłości kolejnym wyrazem. Ten film to mokry sen każdego wielbiciela pulpowego kina oraz stylu Tarantino, który pokochały miliony widzów na całym świecie. Jest to również kpina z tych, którzy oczekują od niego bardziej "ambitnych" produkcji. Przestańcie się łudzić, on się nigdy nie zmieni. Bo on naprawdę kocha kino.



W 1968 roku włoski reżyser, Sergio Corbucci stworzył najbardziej brutalny spaghetti western w historii kina. Stworzył "Człowieka zwanego Ciszą". Jego akcja również działa się podczas mroźnej zimy, a głównym bohater - w role którego wcielił się nieodżałowany Klaus Kinski - też był łowcą głów. Jednak o ile u Corbucciego ostatnia scena była wyrazem rozprawienia się z mitem dziewiczego i prawego Dzikiego Zachodu, wyrazem aberracji, jaką stał się klasyczny western pod koniec lat 60., o tyle u Tarantino… ten film niczego wzniosłego wyrazem nie jest. Jest po prostu rozrywką na najwyższym poziomie.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ciężko w to uwierzyć, ale ósmy (jak z dumą informuje nas zresztą napis na samym początku) film w... czytaj więcej
Quentin Tarantino słynie z tego, że uwielbia zaskakiwać, a przede wszystkim łamać niemalże wszystkie... czytaj więcej
Quentin Tarantino wyraźnie polubił realia Stanów Zjednoczonych na przełomie XIX i XX wieku. Panujące... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones