Recenzja gry

Enter the Matrix (2003)
Lilly Wachowski
Lana Wachowski

Mogło być lepiej

Wszyscy wiemy, czego się spodziewać po grach robionych pod film. Gierka ma powstać szybko i tanio. O grze w świecie "Matrixa" słyszeliśmy tuż po sukcesie jedynki, więc liczyłem, że Shiny - bądź
Wszyscy wiemy, czego się spodziewać po grach robionych pod film. Gierka ma powstać szybko i tanio. O grze w świecie "Matrixa" słyszeliśmy tuż po sukcesie jedynki, więc liczyłem, że Shiny - bądź co bądź twórca kilku przyzwoitych gierek (MDK, Messiah) - podoła zadaniu i stworzy coś naprawdę dobrego. Niedługo potem pojawił się "Max Payne". Ochom i achom nie było końca. Właśnie tak wyobrażałem sobie gierkę "Matrix". Niestety srogo się zawiodłem.

Gra była szumnie reklamowana jako uzupełnienie "Matrixów". Uzupełniać miała sama gra jak i filmiki z udziałem aktorów. Co do gry to nie wyszło to specjalnie. Głównych bohaterów czyli Ghosta i Niobe spotykają właściwie te same przygody co Neo i resztę drużyny. Zebranie w kanałach, zabawa u Merowinga, scena na autostradzie, wysadzanie elektrowni. Miejscami fajnie i logicznie. Miejscami powielanie motywów z "Reaktywacji". Spotykamy bowiem klucznika za furtką programisty, walczymy u Merowinga, całujemy się z Persefoną itp. itd.

Szczerze mówiąc, to nawet bardziej niż gra interesowały mnie filmiki, których jest całkiem sporo. Problem polega na tym, że są one raczej mierne. Aktorzy w ogóle się nie wysilają. Ich gra jest strasznie sztuczna, a miejscami aż wkurza (najlepiej wypadł chyba Sparks). Wiele scen jest żywcem wyjętych z "Reaktywacji". Nie liczmy także na efekty specjalne w tych filmikach. To są tylko statyczne rozmowy. Każda scena walki lub inne zaawansowane technicznie sekwencje są zrobione na silniku gry. Nie mam nic do takich metod, ale engine i w ogóle grafa jest, łagodnie mówiąc, kiepska. Rozczarowuje także outro, na które składa się kilka sekund rozmowy i zapowiedź Rewolucji.

Rozumiem, że twórcy chcieli, żeby ich grę można było odpalić nawet na starszym sprzęcie, ale to co zaserwowano nam w "Enter the Matrix" to miejscami po prostu kpina. Modele głównych bohaterów są świetne. Modele innych postaci to już dolna granica przeciętności. Cała reszta, a zwłaszcza tekstury otoczenia, to już prawie nieporozumienie

Zawodzi także AI, zwłaszcza naszego partnera. Weźmy np. etap samochodowy. Niobe prowadzi. Ghost strzela. Jeśli grasz Niobe, to przeżyjesz ten moment, jeśli Ghostem - może być gorzej. Komputerowa Niobe zalicza wszystkie słupki, barierki, samochody, blokady i filary, jakie znajdzie po drodze. Ucieczkę z domu Merowinga Ghostem kończyłem chyba ze 100 razy. Za każdym razem Niobe gdzieś się zaklinowała i nie umiała wykręcić. Żałosne. W końcu się wkurzyłem i po kolejnym restarcie, wstałem od kompa, zostawiając misję samą sobie. I wiecie co? Misja sama się ukończyła.

Przejdźmy do podstawowej rozgrywki, czyli TPP. Tu jest dużo lepiej, ale bardzo nierówno. Są lokacje w miarę przemyślane, jak urząd pocztowy lub pałac Merowinga, oraz lokacje nudne jak flaki z olejem i zrobione chyba jakimś skryptem, który losowo tworzy kolejne takie same korytarze. Mam tu na myśli lotnisko, kanały, elektrownię oraz chińską dzielnicę. Te same tekstury. Te same obiekty. Z każdym zakrętem dosłownie to samo. Pusto, szaro, nudno. Od wielkiego grzmota trafi się jakaś reklama np. napoju Powerrade. Słabo jest także z sejwowaniem. Czasem autorów trochę poniosło i checkpointy są bardzo daleko od siebie, a czasem tak blisko, że nie ma to sensu.

Lepiej wypada natomiast sama rozgrywka. Maxowy bullet time wygląda tu tak, że na shifcie mamy zwalniane czasu, a kombinacje shifta, skoku, kursorów i strzelania owocują znanymi z filmu akrobacjami. Niestety, jest ich tylko kilka, a otocznie można uszkadzać tylko tam, gdzie wymyślili sobie autorzy. Niewątpliwie jest to jednak jeden z nielicznych plusów gry. Jeszcze ciekawiej przedstawia się walka wręcz, a zwłaszcza w połączeniu z bullet timem. Kombosów jest całkiem sporo i są ładnie zrobione. Jest to chyba najlepszy element gry. Czegoś takiego jeszcze nie było. Najbardziej doceniamy go w chacie Merowniga, gdzie mamy właściwie tylko walkę wręcz z wampirami (broń się ich nie ima, dlatego każdy kończący kombos kończy się wbiciem delikwentowi kołka w serce). Jest to notabene jedyny etap gry, który przechodziłem z prawdziwą przyjemnością.

Podsumowując: "Enter the Matrix" jest kiepska. Kiepska technicznie, kiepska fabularnie, średnia w klimacie i rozgrywce, to gra robiona na kolanie, nie dodaje splendoru ani Shiny ani Wachowskim. Dobre pomysły toną tutaj w morzu przeciętności i zwyczajnego niedokończenia. "Enter the Matrix" nadaje się moim zdaniem na freeweare lub na bonus do kinowego biletu, ale absolutnie nie jest to gra warta prawie 200 zł. No chyba, że ktoś koniecznie musi mieć w swoim posiadaniu wszystko, co jest z "Matrixem" związane.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdy cały glob oszalał na punkcie wychodzącego w 1999 roku "Matrixa", w głowach panów z branży gier szybko... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones