Recenzja filmu

Mad Max 2 - Wojownik szos (1981)
George Miller
Mel Gibson
Bruce Spence

Na zakrętach pustkowia

Na umieszczenie na liście dziesięciu najbardziej innowacyjnych filmów ubiegłego stulecia "Mad Max" zasługuje choćby z jednego powodu, jest sztandarowym przykładem dowodzącym tego, że do
Na umieszczenie na liście dziesięciu najbardziej innowacyjnych filmów ubiegłego stulecia "Mad Max" zasługuje choćby z jednego powodu, jest sztandarowym przykładem dowodzącym tego, że do nakręcenia unikalnego, świeżego dzieła nie jest niezbędny budżet przekraczający magiczną jak na ówczesne czasy barierę siedmiu cyferek. "Mad Max" w popkulturze zapisał się prawdziwie złotymi literami, kładąc solidne podwaliny pod unikalne uniwersum postnuklearnej rzeczywistości, z której czerpało nie tylko kino, ale szeroko pojęta branża rozrywkowa. Pierwsza część była jednak jedynie przystawką do dania właściwego, jakim był "Mad Max 2".

Nie ukrywajmy, udane sequele są wyjątkami, które spokojnie można policzyć na palcach jednej ręki. Recepta na sukces kontynuacji po dzień dzisiejszy wyraża się z reguły w przepisie prostym jak konstrukcja cepa – więcej, lepiej i z większym rozmachem – to już znamy, ale żeby przebić autorski pierwowzór, trzeba dokonać niemal niemożliwego i Millerowi sztuka ta udała się w pełni. Budżet "Wojownika szos" zamknął się w sumie 2 milionów dolarów i doprawdy, w produkcji palce musiały maczać siły nieczyste, bo za tak śmieszne pieniądze udało się stworzyć niemal od postaw świat, który w "jedynce" był dopiero w fazie embrionalnej. Problem z przeżyciem w brutalnej rzeczywistości "Mad Maxa" miałaby czołówka zawodowych survivalowców. Dla najbardziej deficytowego towaru (a jest ich wcale nie mało) – benzyny, wielu ucieknie się do środka ostatecznego, a i o jedzenie wcale nie jest łatwo, bo sam główny bohater ochoczo wcina zawartość puszki z karmą dla psów.

Jeśli Millerowi należy się pomnik za pomysł (a takowy postawiła mu już branża gier video tworząc "Fallouta"), drugi przysługuje mu za podejście do estetyki świata. Widok nakręcającej się turbiny futurystycznego Interceptora (Ford Falcon GT po niezłym tunningu) wywołuje ciarki na plecach. Nie mniej "cool" prezentuje się jego właściciel. Max (Mel Gibson) nosi elegancką skórę z oderwanym jednym rękawem i charakterystycznym naramiennikiem. Antagoniści z pobliskiego gangu łączącego pod jednym sztandarem skinów i homoseksualistów pod względem mody wcale mu nie ustępują. Powodzeniem cieszą się tam zwłaszcza samochody pozbawione karoserii. W ostatnich latach w Hollywood chyba trochę zapomniano o tym, jaki wpływ na budowanie atmosfery ma kolorystyka. "Wojownika szos" powinno się współcześnie oglądać jako instruktarz pokazujący, jak za pomocą kolorów zbudować klimat o gęstości kevlaru. Piach, kurz i rdza – oto barwy brutalnego świata "Mad Maxa". Chroniącą się przed gangami garstkę ludzi, która okupuje pobliską rafinerię, ocalić może tylko jeden człowiek – brzmi jak prolog komiksu. Inspirację nim widać jak na dłoni. "Mad Max 2" to prawdziwie mistrzowska żonglerka ostrymi kontrastami, tandetą oraz odpowiednią dawką kiczu lat osiemdziesiątych.

W stosunku do "jedynki" poprawie uległo właściwie wszystko. Kostiumy, scenografia i zwłaszcza montaż i zdjęcia. Trzymający wodze kamery Dean Semler odwalił kawał solidnej roboty. Sekwencje pościgów to zupełnie nowy poziom efektowności i dynamiki. Podobny rezultat trzy lata później (przy ponad trzy razy większym budżecie) osiągnął dopiero James Cameron w pierwszej części "Terminatora". Za kultowe ujęcie stojącego na środku szosy Mela Gibsona, Semler ma zresztą u mnie prywatnego Oskara. Sam Gibson w filmie wypadł całkiem nieźle i zdecydowanie mniej sztywno niż w pierwowzorze. Rola doceniona zresztą nominacją do nagrody Saturna.

"Mad Maxa 2" można oczywiście wychwalać w nieskończoność, jednak film mimo wszystko trąci myszką. Trudno się temu dziwić, bo choć twórcy dwoili się i troili, budżet "Wojownika szos" był przeszło dziewięciokrotnie mniejszy niż współczesnego mu "Imperium kontratakuje" i różnicę widać, ale z pewnością nie w takim stopniu, jak wskazują na to pieniądze i również z tego powodu należy jeszcze bardziej docenić "Mad Maxa 2". Dla miłośników kina spod znaku kasety wideo pozycja obowiązkowa!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nakręcony w 1979 roku przez Australijczyka George'a Millera "Mad Max" pomimo skromnego nakładu środków... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones