Recenzja filmu

Spider-Man: Daleko od domu (2019)
Jon Watts
Artur Kaczmarski
Tom Holland
Samuel L. Jackson

Nie tak daleko

Jak żyć po "Avengers: Koniec gry"? Jak zejść z tego wielkiego tonu do normalności, ale jednocześnie o tym nie zapomnieć. Po tych wszystkich stratach został pewien oczywisty wybór, superbohater,
Jak żyć po "Avengers: Końcu gry"? Jak zejść z tego wielkiego tonu do normalności, ale jednocześnie o tym nie zapomnieć? Po tych wszystkich stratach został pewien oczywisty wybór, superbohater, którego nie da się nie lubić. Nastał czas Spider-Mana, początek i koniec.


"Spider-Man: Homecoming" było czymś interesującym na tle MCU. Oto mamy film, który wydaje się w swoich założeniach… przyziemny? Zarówno tytułowy bohater, jak i antagonista byli napędzani dość zwyczajnymi motywacjami, nikt tam nie chciał przejmować władzy nad światem, na szali nie kładziono losu ludzkości. Między innymi w tym tkwiła siła tamtego filmu, jak lekko i sympatycznie prowadził swoją historię, jak bohaterowie zdawali się zwyczajni, ale też jednocześnie ludzcy ze swoimi problemami. Jednak bezpośrednio po "Końcu gry" nie ma miejsca na tego typu filmy. Najnowszy film Jona Wattsa to w pewnym sensie ustanawianie przyszłych produkcji, pokazanie, że MCU wcale się nie skończyło na Thanosie i nadal jest na nie jakiś pomysł. Skala musi być odpowiednio większa (ale na szczęście jest jeszcze miejsce na "zwyczajne" perypetie), no bo kto zastąpi Iron Mana? Nie wyszło to idealnie, ale nadal nowy Pajączek jest dokładnie takim filmem, jakim powinien być. Jest dobrą rozrywką.

Widoczna jest tutaj zmiana podobna jak między częściami "Strażników Galaktyki", właściwie współdzieli z drugą odsłoną przygód kosmicznej ferajny wiele zalet i wad. Najnowszy film Marvela jest "bardziej". Więcej akcji, jej ilość może nawet przytłoczyć, jednak jednocześnie zdarzają się chwilę na wizualne eksperymenty. Twórcy bawią się świetnie możliwościami Spider-Mana, pakując go w często pomysłowe tarapaty. Zdarzają się wtórne i trochę niedopracowane momenty, nie jest to też może wizualny odjazd, jak np. "kalejdoskopowy" "Doktor Strange", ale nadal ciekawie się to śledzi. Są też perełki, jak pewna scena walki w korytarzu. "Bardziej" jest też pod względem humoru, żarty sypią się w takiej ilości jak ludzie podczas pstryknięcia Thanosa. Jedne działają, inne nie, nie jest to poziom skuteczności "Thora: Ragnarok", ale na szczęście przewaga jest tych działających. Wyłania się z tego obraz filmu, w którym cały czas się coś dzieje, cały czas jest rozrywka. Przydałoby się trochę więcej oddechu do zapanowania nad tym radosnym chaosem, gubi się czasem tempo, ale nadal to po prostu przyjemne widowisko.


Tom Holland jest urodzony do roli Spider-Mana. Jego Peter Parker to postać autentyczna, jednocześnie mająca w sobie tyle pozytywnej energii. W całym bogactwie marvelowskich herosów nadal pozostaje niekwestionowanym królem sympatyczności, mimo podkręcenia na potrzeby tego filmu jego naiwności. Gryzie się to trochę z jego przeżyciami, stopniowym zdobywaniem doświadczenia, ale można jeszcze to próbować tłumaczyć emocjonalną sieczką po dwóch ostatnich odsłonach "Avengers". Warto wspomnieć też o Zendayai, która ma tym razem znacznie więcej okazji do zabłyśnięcia niż poprzednio. Jej postać ma charakterek i ciekawe założenia, które wyróżniają ją na tle szkolnych znajomych Parkera. Reszta raczej stanowi tło. Pewnie wiele osób zastanawia się, jak wypada niezastąpiony Samuel L. Jackson, który był dla mnie jednym z lepszych elementów "Kapitan Marvel". Niestety tu jest tylko poprawnie, Nick Fury tym razem pełni bardziej funkcję krytyka działań biednego Spider-Mana i kierującego całą jego wycieczką dla własnych, superbohaterskich celów. Brak tu miejsca, żeby ta postać mogła zabłysnąć.


Na oddzielny akapit zasługuje Quentin Beck, znany szerzej jako Mysterio. Postać grana przez Jake’a Gyllenhaala przedstawia się jako przybysz z innego wymiaru (numeracja światów, fani komiksów), który przybył z pomocą w najczarniejszej godzinie… właściwie nie wiem, czy "prawda" na jego temat może być traktowana jako spoiler, bowiem to sprawa dość oczywista, chyba mało kto dał się oszukać. Sama scena porzucenia pozorów jest na swój kiczowaty sposób zabawna, stanowiąc wielką ekspozycję. Mysterio jest postacią trochę średnio napisaną, ale na szczęście włodarze Disney’a postawili na dobrego aktora. Gyllenhaal czyni z Becka fajną postać, której perypetie dobrze się śledzi, miło wypadają jego interakcje z Peterem.


Najzabawniejszą kwestią jest jednak to, że w pewnym sensie "Daleko od domu" może stanowić pewien komentarz do kina superbohaterskiego. Bez wdawania się w spoilery, dość subtelnie mówi o sile superbohaterów w opinii ludzi (i ich zainteresowania), dalszymi losami tego filmowego uniwersum itp. Jest tam taka scena, gdy Peter robi sobie nowy kostium w towarzystwie Happy’ego Hogana (Jon Favreau, przy okazji też reżyser "Iron Mana"). Ten drugi w pewnym momencie spogląda przez moment na pracującego Parkera, który w oczywisty sposób przypomina innego herosa, który dał początek temu wszystkiemu. Starka już nie ma, ale są inni superbohaterowie, którzy mają jeszcze coś do powiedzenia. Ziemia ma dalej swoich Mścicieli.

PS. Są dwie sceny po napisach, na pierwszej trzeba koniecznie zostać. Nie tylko jest naprawdę dobrze zrealizowana, ale też nieźle miesza w przyszłych losach Pajączka. Druga już nie robi takiego wrażenia, ale nadal wypada zabawnie.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Uwaga! Jeśli nie widzieliście jeszcze filmu "Avengers: Koniec gry", to lepiej nie czytajcie poniższej... czytaj więcej
Thanos — największy wróg naszego świata został zgładzony. Jego moc była tak potężna, że bez problemu... czytaj więcej
Dobra passa Spider-Mana trwa. Dopiero co w kinach wyświetlana była animowana wersja przygód pajęczaka,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones