Recenzja filmu

Ostatni żywy człowiek (2007)
Griff Furst
Mark Dacascos

Nie wiem...

"I Am Omega" to film, który wprowadza widza w mdłe uczucie niewiedzy. Zaczynając od niewiedzy związanej z samym filmem, takiej jak: "O czym jest ten film?" czy "Co autor scenariusza/operator
"I Am Omega" to film, który wprowadza widza w mdłe uczucie niewiedzy. Zaczynając od niewiedzy związanej z samym filmem, takiej jak: "O czym jest ten film?" czy "Co autor scenariusza/operator kamery/bohater miał na myśli?", do niewiedzy szerszej, typu "Co ja robię w tym kinie?", "Jak to się stało, że oglądam ten film?". Przejdźmy jednak do szczegółów. Nie będę znęcał się nad "I Am Omega" z powodu szeregu "podobieństw" z innym filmem o "podobnej" tematyce - "Jestem legendą". Zdaję sobie bowiem sprawę, że młody artysta w Hollywood musi jakoś zarabiać i w związku z tym stosować różne metody, aby zwabić widzów do kina. Skupię się na elementach, które powodują, że film sam w sobie zasługuje na miano gniota. Po pierwsze; gra aktorska. Mark Dacascos nigdy nie był wybitnym aktorem, ale zdarzało się mu mieć, jeśli nie dobre, to chociaż neutralne jakościowo rolę. Niestety o jego roli w "I Am Omega" nie można tego powiedzieć. Czasami, a nawet częściej niż czasami, nie wiadomo, co tak na prawdę chce wyrazić takim czy innym zachowaniem. Reszta aktorów doskonale wpisuje się w tą konwencję i razem tworzą kakofonię sprzecznych sygnałów, która co chwilę pogrywa z ekranu. Jeśli chodzi o zombie, to cóż; widziałem już lepsze i widziałem gorsze. Jako, że lubię "zombie movies" i trochę ich już widziałem, mogę ze szczerym sumieniem powiedzieć, że zombie w "I Am Omega", jak na ten klasy film, są... dopuszczalne, chociaż i tak bije od nich kiczem i jest ich zdecydowanie za mało. Po drugie: obraz. Film na początku sprawia wrażenie, że został nakręcony z ręcznej kamery przez alkoholika z niepewnym chwytem. Później sytuacja się polepsza, ale nadal widać niedociągnięcia i kamera nie zawsze filmuje to, co trzeba. Doskonale zdaję sobie sprawę, że styl "ręcznej kamery" powoduje u widza wrażenie brania udziału w akcji, ale trzeba kręcić z wyczuciem i trzeba wiedzieć, kiedy należy się do takiej techniki odwołać. W produkcji Griffa Fursta natomiast robi się to właśnie wtedy, kiedy nie należy. Po trzecie: muzyka i dźwięk. To chyba najsłabszy element filmu, jeżeli o produkcji, w której wszystkie elementy są słabe, można tak powiedzieć. Oprawa dźwiękowa daje podstawy do podejrzeń, że twórcy filmu poszli do sklepu typu "Wszystko po 4 zł" i kupili płytę z etykietą "Muzyka i dźwięk do filmu akcji - zostań początkującym reżyserem". Co więcej, wstawki muzyczne puszczane są w najbardziej nieodpowiednich momentach, zaś tam gdzie powinny być  - mamy słodką ciszę. Po czwarte: fabuła. Trudno oczekiwać, że film o zombie spowoduje u widza uczucie katharsis, czy wywoła refleksje natury egzystencjalnej, ale można napisać taki film lepiej lub gorzej. W przypadku "I Am Omega" jest zdecydowanie "gorzej". Fabuła jest po prostu nudna, przewidywalna i kompletnie bez polotu, pomijając już rożne absurdy i dziury logiczne. Nie wiem, jak to się stało, drogi czytelniku, że trafiłeś na recenzję tego filmu. Podejrzewam, że dlatego, że chcesz gdzieś znaleźć odpowiedzi na pytania, które zawarłem we wstępie. Obawiam się jednak, że ich nie znajdziesz ani tu, ani gdziekolwiek indziej, bo "I Am Omega" to po prostu najzwyklejszy gniot filmowy, który nie zasługuje ani na to, aby poświęcić mu 90 minut seansu, ani na to, aby poświęcić jakąkolwiek jednostkę czasu i zrozumieć, jak to się dzieje, że taki film w ogóle ujrzał światło dzienne.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones