Recenzja filmu

Niemy świadek (1995)
Anthony Waller
Marina Zudina
Fay Ripley

Niemy krzyk

Niejeden zasłużony reżyser chciałby mieć taki debiut, jakim zaskoczył widownię Anthony Waller. Połączył on w swoim dziele dojrzałe spojrzenie na kino z beztroską zabawą, jaką uraczyli nas na
Niejeden zasłużony reżyser chciałby mieć taki debiut, jakim zaskoczył widownię Anthony Waller. Połączył on w swoim dziele dojrzałe spojrzenie na kino z beztroską zabawą, jaką uraczyli nas na początku swojej kariery choćby Raimi czy Jackson. Tym bardziej dziwi, że żaden z jego kolejnych filmów nie osiągnął sukcesu, a twórca ten jest dziś zupełnie zapomniany. Choćby z tego powodu "Niemy świadek" jest wart dłuższego tekstu.

Historia rozgrywa się w Moskwie. Grupa Amerykanów kręci tam horror klasy B, opowiadający historię zamaskowanego mordercy kobiet. Ekipa ma sporo problemów z lokacją, jaką sobie wybrali na plan zdjęciowy. Jest nią opuszczona fabryka, gdzie wciąż słychać szumy, a przerwy w dostawie prądu uniemożliwiają pracę. Tuż po kolejnym nieudanym dniu zdjęć twórcy wybierają się do swoich hoteli, by odpocząć. Po godzinach w zakładzie pozostaje jedynie niema charakteryzatorka Billy Hughes (Marina Zudina), która zapomniała zabrać kilku rzeczy. Nieświadomy jej obecności dozorca zamyka kobietę w fabryce. Na początku postanawia ona przeczekać do powrotu stróża. Jej zamiary szybko ulegają zmianie, gdy okazuje się, że wcale nie jest sama w budynku...

Brzmi jak opis mrocznego horroru? Nic bardziej mylnego. "Niemy świadek" jest raczej czarną komedią, gdzie absurd stonowano do tego stopnia, by niedorzeczność kolejnych sytuacji nie zabiła suspensu. Anthony Waller niczym kucharz serwuje nam danie złożone z pozornie nie pasujących do siebie składników. Bo choć trudno uwierzyć, podczas jednego morderstwa będziemy autentycznie zszokowani, by podczas kolejnego umierać ze śmiechu. Thriller niepostrzeżenie zmienia się tu w farsę i na odwrót, a żaden z tych gatunków nie zakłóca emocji, jakie mają wywołać.

"Niemy świadek" jest wyrafinowaną zabawą z widzem. Warto zwracać uwagę na detale, jakie uwypukla twórca. Choćby dźwięki w tle, które stają się głośniejsze, gdy bohaterka zaczyna nasłuchiwać otoczenie. Kolorystyka i cienie odegrały również olbrzymią rolę. Pięknie prezentuje się choćby scena, kiedy podczas obchodu tuż obok dozorcy widzimy zarys noża, a chwile później odkryć, iż to tylko jego czapka. Operator wykorzystuje każdą możliwą okazję, by oszukać widza. Raz światło padające na ciemne powierzchnie czyni je przeźroczystymi, innym razem kąt nachylenia kamery uniemożliwia nam ocenę odległości. Takie zagrywki skuteczniej zaskakiwały mnie niż cała masa twistów skumulowana na końcu filmu. Tym bardziej że one akurat były do przewidzenia i wprowadzały niepotrzebne zamieszanie.

Nie wszyscy zaakceptują ten obraz. Jest utkany z kontrastów, co skutecznie dzieli widownię. "Niemy świadek" jest wymagającym dziełem, ale nie z powodu trudnej tematyki czy narracji. Raczej z przyczyny specyficznego poczucia humoru twórcy oraz eksperymentalnego podejścia do tematu. Jeżeli jesteście otwarci na coś nowego, warto dać Wallerowi szansę. Wielkie wytwórnie mu jej niestety nigdy nie dały.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones