Recenzja filmu

Krwawa niedziela (2002)
Paul Greengrass
James Nesbitt
Tim Pigott-Smith

Niespodziewana tragedia

"Bloody sunday" przedstawia wydarzenia z 1972 roku, zaistniałe w małym, irlandzkim mieście - Derry. Wówczas grupa brytyjskich komandosów, zupełnie nierozważnie, otworzyła ogień na protestujących
"Bloody sunday" przedstawia wydarzenia z 1972 roku, zaistniałe w małym, irlandzkim mieście - Derry. Wówczas grupa brytyjskich komandosów, zupełnie nierozważnie, otworzyła ogień na protestujących ludzi, zabijając kilkunastu. Całą sprawę usiłowano zatuszować, a wyrok sądu - jak podają napisy końcowe filmu - świadczył na korzyść armii. Greengrass dokonał odważnego kroku, tworząc obraz o tak kontrowersyjnej tematyce, opowiadający o tak haniebnym czynie. Co interesujące - sam jest Wyspiarzem, realizując zatem tak "niebezpieczny" wątek, naraził się niejednemu fanatycznemu patriocie. Ukazał całą sytuację z kilku perspektyw: strajkujących uczestników marszu, grupy komandosów i dowództwa. To zapewne, jak i celowo niestaranne zdjęcia, miało zwiększyć realność, wiarygodność filmu. Twórca bez wątpienia chciał wzbudzić smutek, pewną bezradność, współczucie. Ku temu świadczy również fakt, iż przybliżył nam nieco jedną z postaci biorących udział w strajku - Kevina. Pokazał jego wspaniałe relacje z dziewczyną, ubogą sytuację rodzinną. Nadmienił również, iż chłopak miał wcześniej problemy z brytyjskim rządem - został schwytany i odesłany za kratki. Odniosłem też wrażenie, że to ukazanie tragedii z trzech stron, było pewnego rodzaju próbą przełamania naiwnych stereotypów, zamieszkałych w głowach co poniektórych osób. Zarówno bowiem w dowództwie, jak i w grupie żołnierzy, Greengrass przedstawił nam osoby dobre, usiłujące uniknąć jakiejkolwiek "ostrej" konfrontacji. Może to dosyć mało skuteczny i niepostrzegalny przez wszystkich, sposób na uświadomienie, iż pośród "tych złych" znajdują się także osoby bezradne, pragnące pomóc, zmienić bieg sytuacji, ale zawsze umiejętnie i nie nachalnie wpleciony. Wspomniałem o realizmie filmu. Tak, to bezsprzecznie jeden z najmocniejszych atutów owego. Poza doskonałymi zdjęciami, stylizującymi film na paradokument, do "prawdziwej" atmosfery przyczyniła się również obsada. Przeważnie grający w telewizyjnych produkcjach Nesbitt, wypadł niezwykle przekonująco, w roli organizatora marszu, polityka, omotanego bezradnością, żalem i poczuciem winy. Uwagę przykuł też McSorley, którego wszyscy obeznani trochę z irlandzkim kinem powinni kojarzyć. Jak zwykle, wykreował postać drugoplanową i może nie zrobił tego wybitnie, aczkolwiek miał coś w sobie co intrygowało, skupiało wzrok, coś "autentycznego". Ponadto niesamowicie wyglądało całe otoczenie, budynki. Przejmujący obraz poniszczonych, pełnych graffiti posiadłości, uwydatnił ten cały irlandzki klimat. Jednakże, mimo wszystkim wysiłkom reżysera, "Bloody sunday" niestety, nie wywarł na mnie specjalnego wrażenia, a raczej - nie wstrząsnął mną. Owszem, to jak najbardziej dobra produkcja, mająca wiele zalet, nie usiłująca "wepchnąć" na siłę oglądającemu całego dramatyzmu. Zrobiona skromnie, kameralnie, bez zbędnych efekciarskich sztuczek, przez co prawdziwa. Dla wielu twórców mogłaby być wzorem do naśladowania. Nie miała jednak - w moim przypadku - paradoksalnie, wystarczająco mocnej siły perswazji, czegoś co poruszyłoby mnie. Oczywiście "jakieś tam" emocje mi towarzyszyły, nie było to jednak nic "mocnego".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
30 stycznia 1972 roku z przedmieść Derry w Irlandii Północnej do centrum miasta wyruszył pokojowy marsz... czytaj więcej
Ewelina Nasiadko

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones