Recenzja filmu

Noc Walpurgi (2015)
Marcin Bortkiewicz
Małgorzata Zajączkowska
Philippe Tłokiński

Noc Walpurgi, garderoba, on i ona

Wszystko może się zdarzyć w tę jedną noc. Noc Walpurgi, czyli – według germańskich wierzeń – noc zmarłych, złych duchów, czarownic, a także czas, kiedy zrównują się stany – nie ma podziałów na
30 kwietnia 1969 roku, noc Walpurgi. W szwajcarskiej operze właśnie kończy się przedstawienie "Turandot" Giacomo Pucciniego. Ze sceny schodzi słynna diva operowa, Nora Sedler (Małgorzata Zajaczkowska), i udaje się do garderoby. Pod drzwiami czeka dwudziestokilkuletni dziennikarz Robert (Philippe Tłokiński) mający przeprowadzić z nią wywiad. Śpiewaczka najpierw go wyrzuca, by po chwili zaprosić do środka. Pozornie służbowe spotkanie zamienia się w erotyczną grę.

Pisząc o tym filmie, nie wiadomo od czego zacząć. Po obejrzeniu emocje sięgają zenitu, a wewnętrzny głos powtarza: tak, ten film trwał siedemdziesiąt pięć minut i należał tylko do dwojga bohaterów. Na ekranie taki zabieg to rzadkość, wymaga przede wszystkim kunsztownego scenariusza, a co za tym idzie – wiarygodnych dialogów. "Noc Walpurgi" (2015) spełnia te wymagania, mało tego – wychodzi daleko poza oczekiwania widza. Zbudowana niemalże w stu procentach wiernie na klasycznej zasadzie trzech jedności – czasu, miejsca i akcji – nie nudzi ani przez ułamek sekundy. Mimo teatralności, w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu, tempo narracji jest dość dynamiczne. Sceny z misternym wyczuciem wręcz płyną (!), oferując sinusoidalną dawkę skrajnych emocji. Nieopisaną przyjemność daje oglądanie zmiennych nastrojów divy operowej, która przedstawia przeciwstawne zachowania na zasadzie nieustannego przyciągania i odpychania Roberta, zgadzania się i odmawiania. Początkowo, od sceny wyrzucenia, a następnie przyjęcia dziennikarza przez artystkę, można pomyśleć, że to jedynie kaprysy wielkiej śpiewaczki. Z czasem okazuje się, że wcale nie chodzi o jej humory.
Marcin Bortkiewicz, reżyser i scenarzysta, rzucił się na głęboką wodę, bowiem "Noc Walpurgi" jest jego pełnometrażowym debiutem. Udowodnił, że nie tylko jest twórcą ambitnym i utalentowanym, ale również prawdziwym kinowym profesjonalistą. Z jednej strony w filmie widać wiele inspiracji innymi twórcami oraz dziełami, np. filmem "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy. Tego typu nawiązania koneser kina bez problemu zauważa i docenia. Z drugiej zaś strony fabuła, psychologia postaci (Nora Sedler po traumatycznych przeżyciach w czasie II wojny światowej) czy sposób filmowania zatrzymują przed ekranem też laika. Dwoisty charakter "Nocy Walpurgi" sprawia, że zarówno miłośnik kina, jak i normalny widz znajdzie w filmie coś dla siebie.

Małgorzata Zajączkowska rzeczywiście zagrała rolę życia. Postać kapryśnej divy pozwala na odgrywanie podwójnej roli, Nory oraz jej ujawniającego się alter ego. Co ciekawe, aktorka modeluje głosem w niezwykły sposób; w większości scen mówi niższym tonem. Phillippe Tłokiński również nie zawiódł. Tak świetnego duetu w polskim kinie ze świecą szukać.

Czarno-białe obrazy pobudzają wyobraźnię, uwalniają także od całkowicie teatralnej formy. Fragment, w którym Nora opowiada o maestro, w stylu filmu niemego jest genialnym rozwiązaniem skrócenia długiej, a niezbędnej sceny. Można by wyliczać dalej, zachwycać się bez końca, zwłaszcza, że zakończenie jest wyjątkowe. "Noc Walpurgi" to arcydzieło.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Marcin Bortkiewicz przedstawia najbardziej zmysłową noc w polskim kinie. Podczas niezwykłego spotkania... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones