Recenzja filmu

Wichrowe wzgórza (2011)
Andrea Arnold
Kaya Scodelario
James Howson

Nudy na wrzosowiskach

"Wichrowych wzgórz" nigdy nie czytałem. Nie pamiętam też żadnej z poprzednich ekranizacji tego dzieła. Nie miałem również okazji obejrzeć wcześniejszych filmów reżyserki Andrei Arnold. Pisząc
"Wichrowych wzgórz" nigdy nie czytałem. Nie pamiętam też żadnej z poprzednich ekranizacji tego dzieła. Nie miałem również okazji obejrzeć wcześniejszych filmów reżyserki Andrei Arnold. Pisząc tę recenzję, nie mam więc możliwości jakiegokolwiek odniesienia się lub porównania. Nie przeszkadza mi to jednak w stwierdzeniu, że najnowsza adaptacja powieści Emily Bronte jest całkowicie nieudana.
 
Podejrzewam, że każdy w ten czy inny sposób zetknął się z tym tytułem i zna, przynajmniej mniej więcej, historię. Krótkie streszczenie zamieszczam więc wyłącznie z obowiązku. "Wichrowe wzgórza" to opowieść o miłości, która połączyła Heathcliffa i Catherine Earnshaw. Pierwszy to czarnoskóry (w wersji Arnold, oryginalnie przypominał Cygana) chłopak przygarnięty przez Pana Earnshawa, druga postać to córka tegoż. W filmie mamy okres wspólnego dzieciństwa, w drugiej części bohaterowie są już dorośli, zaś Heathcliff powraca po długiej nieobecności.
 
Zacznijmy jednak od jedynego pozytywu. Warto zatem zwrócić uwagę na rzeczywiście znakomite zdjęcia (które zostały docenione kilkoma nagrodami), Operator Robbie Ryan wspaniale potrafił pokazać naturę - w sposób zimny, niemal odpychający, a jednocześnie w pewien sposób fascynujący. W tym elemencie spełnione zostało założenie reżyserki, która chciała pokazać w swoim obrazie to, że natura ma wielki wpływ na ludzkie życie i tak naprawdę ludzie w niewielkim stopniu różnią się od zwierząt. Do tego wątku wrócimy jeszcze.
 
Cel reżyserki w sporym stopniu nie został osiągnięty przez bardzo słabą grę aktorską. O ile jeszcze młodzi aktorzy są wyłącznie nijacy, o tyle starci już bardzo irytują. Zwłaszcza Heathcliff, którego zagrał amator James Howson. Już sam pomysł, by do tak ważniej roli zatrudnić kogoś, kto pierwszy raz staje przed kamerą, zakrawa w moim przekonaniu co najmniej na mało przemyślaną decyzję. Howson miota się po ekranie, całkowicie nie wiedząc, co ma zrobić ze swoją postacią. Podobnie Kaya Scodelario nie potrafiła wiarygodnie przedstawić obłędu, w jaki popadła jej bohaterka. Nie jest to całkowicie jej wina, gdyż sporo błędów zostało popełnionych także w scenariuszu.
 
Najogólniej mówiąc, jest on nieprzemyślany. Wszystko niemal sprowadza się do ogólnego zarysowania sytuacji - postacie, wydarzenia. Nie dowiedziałem się tak naprawdę, dlaczego Cathy i Heathcliff się kochali (a też nie czuje się, że po prostu tak jest) - w ogóle wszystko, co się dzieje na ekranie ogląda się z obojętnością, przedstawiona historia nie wciąga, raczej nudzi i męczy, a czasem wręcz irytuje lub wywołuje niesmak, jak sceny okrucieństwa wobec zwierząt (w książce tego typu sceny też ponoć były, co nie zmienia dla mnie wiele - było to moim zdaniem w filmie niepotrzebne).

Andrea Arnold chciała na podstawie "Wichrowych wzgórz" dać widzowi do zrozumienia, że ludzie to zwierzęta i gdyby tylko mogli, gdyby nie ograniczała ich cywilizacja, kultura, w której żyją, to natychmiast skoczyliby sobie do gardeł. Jest to oczywiście temat ciekawy (Freud byłby pewnie zachwycony), jednak z tego typu filmów zdecydowanie wolę chociażby "Rzeź" Romana Polańskiego. "Wichrowe wzgórza" kompletnie do mnie nie przemówiły i dlatego nikomu nie mógłbym tego obrazu polecić.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tak jak można się tego było spodziewać, "Wichrowe wzgórza" w rękach Andrei Arnold ("Fish Tank") zostały... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones