O jednym takim, co ratował Mariana

Trudno żyć z bratem celebrytą. Dziwnym trafem księżniczki zawsze znajdują się w jego zamku, magiczne czapki przybijają z nim piąteczkę a gdy przychodzi do wyborów życiowych, nikt nie chce grać
"Luigi's Mansion" - recenzja portu na 3DSa
Trudno żyć z bratem celebrytą. Dziwnym trafem księżniczki zawsze znajdują się w jego zamku, magiczne czapki przybijają z nim piąteczkę a gdy przychodzi do wyborów życiowych, nikt nie chce grać tym drugim. No bo jak to tak? Nie dość, że mało charyzmatycznym to jeszcze boi się wszystkiego, ma gorsze statystyki i wciąż tylko biadoli. Zdarzają się jednak takie momenty, w których bycie influencerem przynosi więcej szkody niż pożytku. Wystarczy chwila nieuwagi i Mario zostaje uwięziony w posępnej, mrocznej posiadłości. Na nic wtedy księżniczki, uznanie fanów i magiczne czapki. Jedynym rozwiązaniem pozostaje pomoc ze strony brata. A ten na samą myśl o czekających na niego pajęczynach, pająkach i kto wie, jakich innych strasznych rzeczach, dostaje gęsiej skórki i sięga po bieliznę na zmianę.



Liczne poltergeisty i mary z najgorszych koszmarów rozsiadły się wygodnie w zakamarkach domostwa i zerkają łapczywym wzrokiem w stronę Luigiego Ten; pozbawiony jakiejkolwiek obrony przed demonicznymi mieszkańcami uratowany zostaje przez profesora E. Gadda, wynalazcę odkurzacza zasysającego duchy. "Poltergust 3000" będzie jedynym (poza latarką) instrumentem służącym do rozwikłania tajemniczego zaginięcia Mario i doprowadzenia posiadłości do stanu używalności. Przy pomocy latarki zmiękczymy napotkane maszkary, by następnie podjąć się heroicznej walki o zassanie ich przez odkurzacz. Duchy nie poddadzą się łatwo i będą miotać "zielonym Mario" na wszystkie strony, wyrzucając z siebie nie tylko monetki, ale uprzykrzające starcia grzybki pomniejszające, czy też skórki od banana, które skutecznie przerywają proces zasysania.

Sama wędrówka po kondygnacjach przywodzi na myśl pierwszą część "Resident Evil", aczkolwiek mocno ugrzecznioną i przygotowaną z myślą o najmłodszych. Zamiast obleśnych zombie, napotykamy na swojej drodze kolorowe i głupkowate duszki, a błędy nie są karane krwawą rozwałką, tylko płaczem głównego bohatera. Klucze do kolejnych pomieszczeń będziemy odkrywać stopniowo, zaglądając do najdziwniejszych miejsc, a wiele z nich uzyskamy dopiero po pokonaniu bossa okupującego daną lokację. Nikt nie lubi intruzów, zwłaszcza martwi mieszkańcy - gdyby Luigi oglądał "Poltergeista" Spielberga, to wiedziałby, czym kończy się zakłócanie spokoju zmarłych. Na naszej drodze stanie chociażby upiorny bobas, tańcząca para zakochanych, czy też demoniczna, dziergająca na drutach babuszka. Z tą ostatnią uporamy się, rzucając w nią najpierw kłębkami wełny. Tajemniczą wróżkę wciągniemy po naświetleniu jej szklanych kul, a uwagę zajadłego psa odwrócimy, rzucając mu smaczną kość. 



Niestety, operowanie odkurzaczem może nastręczać trudności. Nie wiem, jak gra działała przed remasterem (pierwotnie ukazała się w 2001 r. na Gamecuba), ale w 3DS-owej wersji niejednokrotnie miałam problemy z precyzyjnym wymierzeniem dyszy. Jednoczesne poruszanie się i próba obrócenia odkurzaczem są niemożliwe. Brakuje tu swobodnej zmiany pozycji, gdyż po odpaleniu odkurzacza Luigi blokuje się w określonej pozie – porusza się do przodu, w tył i na boki, bez możliwości płynnego obrotu. Przy starciach z ogromnymi przeciwnikami pojawiającymi się od czasu do czasu taki brak precyzji nie tylko denerwuje, ale i obnaża nieco przestarzałe naleciałości mechanik z przeszłości. Brak drugiej, pełnowartościowej gałki w 3DS robi swoje. Graczom umożliwiono ruchowe sterowanie dyszą odkurzacza, jednak mały rozmiar ekranu wpływa ujemnie na możliwość oceny głębi i złapanie odpowiedniej perspektywy, więc często zdarza się tak, że zasysamy ducha za wysoko lub za nisko.

W walce może wspomóc nas drugi gracz, kierujący Gooigim, klonem Luigiego, utworzonym z zielonej, szlamistej mazi. Ponownie – przy tak małym ekranie każda kolejna kręcąca się pod nogami postać tylko komplikuje rozgrywkę, a i sama gra nie jest aż tak wymagająca, żeby obecność drugiego gracza była niezbędna. Ot, można spróbować na chwilę i puścić w niepamięć. Remaster dodaje również tryb Boss Rush, w którym zmierzyć się można z wcześniej pokonanymi duchami. Wszystko po to, by zebrać więcej kasy na odpicowanie posiadłości.

Orientację w tym zawiłym, pełnym przejść domostwie ułatwi podręczna mapa, sprytnie wpisana w dotykowy ekran 3DS-a. Dzięki temu zabiegowi możemy sprawniej planować trasę i unikniemy nadprogramowych starć z wrednymi duchami. Nie trzeba już wywoływać menu konsoli, by namierzyć interesujące nas miejsce.



Podejrzewam, że ci, którzy z rozrzewnieniem wracają wspomnieniami do Gamecubowej wersji, a w wyniku różnych splotów okoliczności potracili swoje "kosteczki", z chęcią powrócą do wersji 3DS-owej, by odświeżyć sobie ten tytuł. Natomiast ci, którzy dopiero zwracają swój wzrok w kierunku serii, powinni wybrać znacznie dłuższe "Luigi’s Mansion: Dark Moon" lub poczekać na nadchodzącą na Switcha trzecią część. Pomimo swojego uroku, pierwsze przygody Luigiego nie przekonały mnie do siebie. Frustrujące sterowanie i fabuła wystarczająca na pięć, w porywach siedem godzin sprawiły, że raczej nie będę miała ochoty wracać do tego tytułu w przyszłości. Tym bardziej odblokowanie trudniejszej wersji posiadłości po pierwszym skończeniu gry. To, co zrewolucjonizowało rynek w przeszłości, ma niepewne szanse na przyciągnięcie do siebie coraz bardziej wybrednych i marudnych graczy. Jestem tego niezbitym dowodem.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones