Recenzja filmu

Co robimy w ukryciu (2014)
Jemaine Clement
Taika Waititi
Taika Waititi
Jemaine Clement

O piciu krwi (w rytmie zmartwień i odkurzacza)

Największym plusem produkcji okazuje się sama opowieść, bzdurna i szczera do bólu, a satysfakcjonująca jak nigdy. Nie dostaniemy tu sieczki jak w "Van Helsingu", lecz twórcy odpowiedzą na
Wampiry. Przypomnij sobie, z czym kojarzą Ci się te podłe stworzenia. Jedni nazwą je krwiożercami, drudzy od razu skojarzą z Drakulą. Występowały u Polańskiego, ich władcę grał Gary Oldman. Ten "kult" wymyślił Bram Stoker, w 1897 roku wydał powieść "Drakula", która na zawsze odmieniła obraz krwiopijcy w popkulturze. To dzięki niemu kojarzą się z mrokiem i okrucieństwem. Literalnie - wcielenia zła, podwładni samego diabła. Na szczęście, dwóch panów z Nowej Zelandii zadecydowało o pokazaniu ich jaśniejszej, ludzkiej strony. Przecież nie możemy ich tak wiecznie oczerniać. Nawet najgorsze poczwary mają uczucia! Przez sto lat obserwowaliśmy je w akcji, towarzyszyliśmy im przy zabijaniu ofiar, kibicowaliśmy podczas picia krwi z szyj nieszczęśników. Jednak od zawsze nurtowało nas (ludzi, śmiertelników) jedno pytanie - co robią w ukryciu?

Taika Waititi i Jemaine Clement próbują swych sił w dokumencie opowiadającym o życiu wampirów w XXI wieku. Łącząc niepowtarzalny styl pierwszego z nich, humor i niekonwencjonalną formę drugiego, dostajemy wybuchową mieszankę. Trójka mieszkańców "obskurnego zamku" na przedmieściach próbuje przeżyć w otaczającym środowisku, Każdy z nich pochodzi z innego stulecia, przez co trudno tu o stuprocentową współpracę. Dodatkowo muszą opiekować się czwartym lokatorem, Petyrem. Bliżej mu do potwora z koszmarów niż człowieka, co nie ułatwia zadania. Bohaterowie są nad wyraz prawdziwi i od razu zachęcają nas do śledzenia dalszych losów, a ich przypadki są po prostu urocze - prawie jak filmy Allena, jednak wciąż mówimy o monstrach.

Największym plusem produkcji okazuje się sama opowieść, bzdurna i szczera do bólu, a satysfakcjonująca jak nigdy. Nie dostaniemy tu sieczki jak w "Van Helsingu", lecz twórcy odpowiedzą na wszystkie dręczące nas pytania: Jak ubiera się wampir, skoro nie widzi się w lustrze? Czy wampiry umieją kochać? Jak radzą sobie z samotnością i ukrywaniem "prawdziwego" ja? To tylko niektóre, a jest ich naprawdę mnóstwo. W wywiadach opowiadają o swoich dawnych czasach, problemach, starają się zrozumieć otaczające ich zmiany. Dzięki temu, że akcja toczy się praktycznie w ich domostwie (Buñuel "prawie" pełną parą), obserwujemy aktorskie wyżyny. Viago (Taika Waititi) bawi widza swym akcentem i nieporadnością. Deacon (Jonny Brugh) jest szorstki i nadpobudliwy, co nie przysporzy mu sojuszników. Trzeci z nich, Vladislaw (Jemaine Clement) jako prawdziwy Drakula, stara się pozostać surowym, rasowym panem i władcą. Jego życie przeszłością okazuje się równie dobrym wątkiem jak wszystkie pozostałe. Zaprawdę cieszy mnie tak wspaniała różnorodność. Czuć ten powiew świeżości, widz nie powinien poczuć się oszukany. Ten "mockument'' reprezentuje się jako film z klasą, nakręcony z pasją. A to nie koniec, bo nawet tutaj nie zabrakło tego, co ludzie pokochali w dotychczasowych obrazach. Nawet najmilszy wampir pokazuje kły... 

"Toż to jest świetne, że nie zapomnieli panowie o fantastycznych motywach i głównych cechach tych stworzeń" powiedział kiedyś jakiś recenzent do reżyserów. Przynajmniej mamy nadzieję, że tak zrobił, bo powinien! Przykładowo widzimy nieudolne łowy na ofiary trójki protagonistów. Viago niczym prawdziwy pedant denerwuje się, gdy krew ubrudzi mu mieszkanie. Deacon natomiast lubi angażować się w bójki, często sprzecza się z samymi wilkołakami! (o wiele inaczej przedstawionymi, niż zazwyczaj). Vlad wciąż upaja się torturowaniem swoich ofiar, pomimo że jest tak wspaniałomyślną osobą i przyjacielem. Koniec końców, najciekawiej ogląda się przemianę jednej z drugoplanowych postaci w wampira. Przedstawiona zostaje całkowita transformacja, zalety i wady posiadania nowych mocy. Czy naprawdę warto zostać nieśmiertelnym? Czy cena jest naprawdę warta zapłaty? Wszystko to znajduje się w jedynie półtoragodzinnym seansie! A co najważniejsze, odpowiedź na pytanie - Dlaczego wampiry nie mogą jeść frytek? Ostatnia kwestia - surrealistyczny klimat. Do dzisiaj zastanawiam się, dlaczego taka bajeczka mnie wciągnęła. Wszystko wydaje się takie nierealne, zamknięta akcja powinna wydawać się nijaka, nudna. A jednak z minuty na minutę, coraz chętniej to kupujemy. Wierzymy w pokazywane nam sekwencje. To chyba zasługa tego, że cała ta produkcja jest po prostu ludzka. Prawie każda z tych sytuacji mogła przytrafić się  Kowalskiemu. Może czas zmienić przyjęte ugody w popkulturze, skoro ten "filmik" jest lepszy od praktycznie wszystkich nowych produkcji o Drakuli? 

Wampir zabijający i szczerzący zęby to już przeszłość, relikt czasów, kiedy widz chciał się bać, oczekiwał potwora jak np, w  "Obcym". O wiele lepszy jest wampir sprzątający. Taki, co również narzeka i imprezuje. Ma własne problemy lub nie potrafi wyjść z dawnych nawyków. A dlaczego? Bo jeśli odnajdziecie w nim cząstkę siebie i swoich zachowań, własnych utrapień, to obraz ten okaże się bardziej przerażający, niż jakikolwiek powstały już horror.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Motyw wampiryzmu niejednokrotnie trafiał już na ekrany w tej czy innej konwencji. Wydawać by się zatem... czytaj więcej
Wydaje się, że po sukcesie filmowej sagi "Zmierzch" gatunek wampirzy stracił nieco poważania wśród fanów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones