Recenzja filmu

Czarna Pantera (2018)
Ryan Coogler
Waldemar Modestowicz
Chadwick Boseman
Michael B. Jordan

O takiego Marvela walczyliśmy

Gdyby pięć lat temu ktoś mi powiedział, że produkcje Marvela będą jednocześnie poruszać ważne kwestie społeczno-polityczne, mieć niezwykłą wartość wizualno-artystyczną, charakteryzować się
Gdyby pięć lat temu ktoś mi powiedział, że produkcje Marvela będą jednocześnie poruszać ważne kwestie społeczno-polityczne, mieć niezwykłą wartość wizualno-artystyczną, charakteryzować się symboliką, kontrastem i możliwością interpretacji, będąc cały czas niezwykle przyjemnym i angażującym kinem rozrywkowym – nie uwierzyłbym. A jednak! "Czarna Pantera" naprawdę posiada wszystkie te cechy i jest jak na razie najlepszym filmem z MCU.

Film przenosi nas do fikcyjnego afrykańskiego państwa – Wakandy, gdzie nowy król – T’Challa, posiadający moc Czarnej Pantery, musi stawić czoła problemom politycznym, rodzinnym oraz innemu pretendentowi do tronu. Może to brzmieć trochę drętwo, jednak taka koncepcja kina superbohaterskiego naprawdę świetnie się sprawuje, co już za chwilę uzasadnię.

Zupełnie nie rozumiem osób narzekających na to, że film ten na siłę chce wytknąć rasizm. Prawdą jest, że obsada została dobrana w ten sposób, aby żaden kolor nie został uznany za "ten zły" lub "ten gorszy", co absolutnie nie jest wadą, a stanowi jedynie konieczny dodatek, który działa na korzyść filmu, bowiem dzięki temu mamy do czynienia z większą różnorodnością bohaterów – zarówno tych złych, jak i dobrych. "Czarna Pantera" nie narzuca tolerancji, jedynie udowadnia, że czarnoskórzy również potrafią tworzyć świetne, wysokobudżetowe kino akcji.

Ważny element produkcji stanowi kontrast. Cała kreacja Wakandy jest niezwykle oryginalna właśnie ze względu na nietypowe połączenie wysoko rozwiniętej technologii z tradycyjnymi strojami, makijażami i obrzędami. Marvel uzyskał nowe "środowisko pracy", które świetnie rokuje dla nadchodzącej trzeciej części "Avengersów". Jednak wcześniej wspomniany kontrast nie kończy się na warstwie wizualnej. W muzyce bardzo łatwo usłyszeć charakterystyczne dla plemion bębny i inne instrumenty perkusyjne połączone z motywami typowo marvelowskimi. Po odsłuchaniu samego soundtracku stwierdzam, że o wiele lepiej funkcjonuje on w filmie niż jako osobne dzieło. Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to jest ona absolutnie piękna. Niektórzy mogliby zarzucić jej zbyt duże efekciarstwo, jednak na mnie zrobiła ona ogromne wrażenie, głównie dlatego, że niemal wszystko, co widzimy na ekranie jest lśniące! Sceny pościgów, pojedynków, rozbijane szkło, kostium Czarnej Pantery – każdy element został doprowadzony do estetycznej perfekcji, co jest zasługą oświetlenia oraz zaawansowanych efektów specjalnych.

Chyba największą zaletą filmu jest bardzo dobrze umotywowany antagonista, który stanowi piętę achillesową wielu blockbusterów. Na charakter i działania Killmongera (Michael B. Jordan) wpływają wydarzenia z dzieciństwa oraz niespełniona idea ojca. Bardzo łatwo jest go zrozumieć, a pod koniec filmu nawet polubić. Ponadto jest to także w pewnym stopniu bohater dynamiczny, co dodatkowo wzbogaca tę postać. Główny bohater – T’Challa (Chadwick Boseman) jest sympatyczny, charyzmatyczny i ogólnie dobrze wykreowany. Znamy trochę jego historii z "Civil War", ale dopiero w "Czarnej Panterze" ma on szansę się rozwinąć oraz pod wpływem różnych czynników ulec pewnej przemianie światopoglądowej (podobnie jak Killmonger), która jest otoczona subtelną warstwą symboliczną (scena w górach). Agent Ross (Martin Freeman) i Ulysses Klaue (Andy Serkis) to również dobrze stworzeni i zagrani bohaterowie, jednak nieco odstają od głównego duetu.

"Czarna Pantera" często nawiązuje do innych produkcji, niekoniecznie Marvela. Możemy wyłapać scenę niemal skopiowaną ze "Skyfall", bohaterkę mocno przypominającą "Q" z "Bonda" i charakterystyczny przedmiot z "Powrotu do przyszłości". Można to potraktować jako wadę i powiedzieć, że film żeruje na sentymencie widza do znanych obrazów, jednak dla mnie stanowi to tylko miłe puszczenie oka do fanów. Prawdziwym minusem natomiast jest momentami zbyt dużo "amerykanizacji" i hollywoodzkich chwytów np. pokazanie środkowego palca w jednej scenie (przez mieszkańca Wakandy) lub zakończenie okraszone wyznaniem miłości i pocałunkiem. Jednak niektóre z tych typowo hollywoodzkich elementów wypadają bardzo dobrze, między innymi pojedynki, które są emocjonujące, choć ich wynik często jest dość przewidywalny.

Film, mimo to że korzysta z utartego już schematu kina superbohaterskiego, to nadal potrafi mocno zaskoczyć, na przykład kiedy w pierwszej połowie filmu ginie postać, która wydawała się bardzo ważna. Cała historia jest angażująca i emocjonalna, ale jednocześnie dość lekka i łatwa w odbiorze zarówno dla przeciętnego widza, jak i bardziej wymagającego, który bez problemu odczyta przesłania oraz drobne nawiązania i symbole. W "Czarnej Panterze" bardzo dobrze wypada również humor. Po trochę zbyt wyśmiewającym patos i powagę "Thorze: Ragnaroku" w końcu osiągnięto pewien złoty środek, jeśli chodzi o rodzaj i częstotliwość śmiesznych scen i dialogów. Reżyser Ryan Coogler pozostawia niektóre sceny jako w pełni wyniosłe, inne przerywa rozładowującym napięcie żarcikiem, a jeszcze inne są w pełni humorystyczne.

Film mówi nam, jak ważna jest sztuka kompromisu, uświadamia, że obie strony konfliktu mogą mieć po części rację oraz porusza kwestię ksenofobicznej postawy wobec uchodźców i bierności niektórych państw wobec problemów innych nacji. Oprócz tego ukazuje prostolinijność ludów plemiennych jako ich przewagę nad dzisiejszym, często fałszywym i zakłamanym społeczeństwem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Mówi się, że pewna jest tylko śmierć, podatki i... nowy film Marvel Cinematic Universe. "Czarna Pantera"... czytaj więcej
No i doczekaliśmy się kolejnego filmu ze stajni Marvella. Jak by nie patrzeć konkurencja nie śpi i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones