Recenzja serialu

Artyści (2016)
Monika Strzępka

O tym, jak polski serial wstawał z kolan

Monika Strzępka i Paweł Demirski to jeden z najbardziej znanych duetów polskiej sceny teatralnej. Ich nazwiska kojarzy – źle lub dobrze – każdy, kto choć trochę interesuje się tą dziedziną
*** RECENZJA ZDRADZA ZAKOŃCZENIE FABUŁY ***

Monika StrzępkaiPaweł Demirskito jeden z najbardziej znanych duetów polskiej sceny teatralnej. Ich nazwiska kojarzy – źle lub dobrze – każdy, kto choć trochę interesuje się tą dziedziną sztuki. Pomysł wyprodukowania i wypromowania serialu pod szyldem Strzępka&Demirski był po prostu pewniakiem, nawet jeśli zdecydowano się na transmisję w piątki o 22:20.


W "Artystach"wszystko wydaje się rewolucyjne: porzucamy wymuskane warszawskie lofty i korpoświatki, żeby przenieść się na przykurzony teatralny backstage, a przy tym zajrzeć do zagraconych mieszkań aktorskich; głównym zmartwieniem bohaterów nie jest mało wysublimowana intryga romantyczna, którą jakiś tępawy scenarzysta kazał im się przejmować, ale dążenia władz miasta do zamknięcia instytucji kultury (wydawałoby się, że najnudniejszy temat ever); cięte i często dowcipne dialogi Demirskiego w niczym nie przypominają porażających sztywnością kwestii o smalczyku roślinnym Smakowita Pajda. Można powiedzieć, że oto jesteśmy świadkami odrodzenia polskiej sztuki serialu, które w dodatku zawdzięczać będziemy ludziom teatru.

Bo rzeczywiście "Artyści"to produkcja nie tylko napisana i wyreżyserowana przez tandem teatralny. W rolach obsadzonych z dbałością o smakowity detal zobaczymy raczej aktorów znanych (lub nieznanych) ze sceny niż z wielkiego ekranu. Strzępka i Demirski zaangażowali zarówno młode talenty, jak i uznanych profesjonalistów - na uwagę zasługują niewątpliwie drugoplanowe postaci Pani Sprzątającej i Portiera grane przez Ewę Dałkowską i Edwarda Lindego-Lubaszenkę, jednak mnie do serca szczególnie przypadły dwie decyzje twórców serialu: pierwsza to autoironiczne obsadzenie Tomasza Karolaka w roli telewizyjnego gwiazdora rozchwytywanego przez komercyjne wytwórnie filmowe, druga – powierzenieMikołajowi Grabowskiemuroli reżysera Adamka, który knoci pierwszą premierę za kadencji nowego dyrektora. Nie chciałabym się tu za długo tłumaczyć, ale Grabowski jako szef i autor przedstawień Teatru Starego w Krakowie nie zapisał się w mojej pamięci zbyt dobrze – pewnie dlatego jego widok w tej roli sprawia mi cichą satysfakcję.

O obsadzie serialu można by mówić bez końca, bo liczba wyrazistych kreacji aktorskich na przestrzeni zaledwie ośmiu odcinków jest naprawdę imponująca. Marcin Czarnik grający nowego dyrektora jest być może wśród nich postacią najmniej barwną, ale tak to często bywa z protagonistami, że kiedy na ich barkach spoczywa ciężar prowadzenia akcji do przodu, cechy charakterystyczne – a więc dodające kolorytu – ulegają pewnemu rozmyciu i schodzą na dalszy plan przy pracy nad rolą. Zresztą chyba koniec końców postać dyrektora Koniecznego się jakoś broni, zwłaszcza że towarzyszą jej dwie najbardziej malownicze persony z całej ekipy Teatru Popularnego – znerwicowana Księgowa (Agnieszka Glińska) i egzaltowany, ale wzbudzający ogromną sympatię Sekretarz (Tomasz Nosiński).


Nastrój całości zręcznie balansuje między grozą a komedią. Zdjęcia Bartosza Nalazka niepokoją i świetnie współgrają z drażniącą ucho muzyką Jana Duszyńskiego. Pałac Kultury, w którym mieści się teatr, zyskuje dzięki nim cechy ogromnego totemu górującego nad miastem, symbolu patrona. A ponieważ zabobonność aktorów jest wręcz legendarna, atmosferę napięcia i niezwykłości uzupełniają także dusze dawnych dyrektorów błąkające się po teatrze, z którymi rozmawia sprzątaczka, pani Wanda. Strzępka i Demirski fundują nam bardzo elegancką (a przy tym karmiącą nasze bohemistyczne ego) mieszankę gatunków filmowych, przeplatając wspomniane wątki metafizyczne scenkami o życiu teatru od kuchni, dobrą, nieugrzecznioną "obyczajówką" oraz (sic!) wciągającąintrygą urzędniczo-kryminalną.

Nie ma jednak wątpliwości – i nawet jeśli twórcy chcieliby zaprzeczać, nie należy im wierzyć – że nadrzędnym problemem postawionym w serialu jest miejsce kultury w życiu społecznym. Od samego początku sygnalizuje to czołówka, w której przeplatają się wypowiedzi polityków oraz ludzi teatru w sprawie ocenzurowania "Dziadów"Kazimierza Dejmka w 1968 roku. Tym sposobem walka o Teatr Popularny staje się walką o wolność sztuki w wymiarze narodowym i uniwersalnym, co osobiście przyjmuję jako pewne nadużycie. O ile pewne ślady estetyki thrillerowskiej nadają fabule pikanterii, o tyle porównywanie sytuacji sztuki w tych dwóch momentach dziejowych i na takiej płaszczyźnie jak akcja"Artystów"uważam za przesadę, czy nawet próbę ideologicznej manipulacji.


Czołówkę serialu można by jeszcze czytać jako ironiczny komentarz do zmagań bohaterów, gdyby nie zakończenie, które stawia sytuację dużo bardziej jednoznacznie. Otóż (UWAGA! SPOJLER) w podbramkowej sytuacji dyrektor Marcin Konieczny decyduje się na wystawienie sztuki o warszawskich środowiskach kibolskich. Trochę nie wierzy, że może to uratować teatr, ale w decydującym momencie tłum fanów Legii – na pewno rozentuzjazmowany perspektywą zobaczenia własnej historii na deskach teatru – niczymdeus ex machinadołącza do manifestacji kolorowej hispteriady pod siedzibą Popularnego. Tak oto naród łączy się ponad podziałami ideowymi w obronie wspólnego Dobra, jakim jest Sztuka.

Pomysł rozwiązania akcji tłumaczyć może jedynie utopijne marzenie o konsolidującej roli kultury, jakim kierowali się twórcy serialu. Oczywiście, marzenie to piękne, jednak zadać sobie można pytanie, czy żeby gej w kolorowych skarpetkach i dresiarz okutany legijskim szalikiem stanęli w jednym szeregu przeciwko władzy, wystarczy groźba zamknięcia jakiegoś tam teatru – nawet jeśli ten teatr wystawić chce sztukę o kibicach.

W żadnym wypadku nie chciałabym być posądzona o postawę elitarystyczną i wiem, że mamy zdolnych młodych twórców, którzy mogą przyciągnąć także rozmaite środowiska subkulturowe (sama byłam świadkiem czegoś takiego, kiedy na Open'er Festival w Gdyni w 2012 roku przyjechał Warlikowski z "Aniołami w Ameryce", i śmiem twierdzić, że to jak dotychczas moje najlepsze doświadczenie teatralne). Nie podoba mi się jednak ta grubymi nićmi szyta próba odczarowania widma Jakuba Szeli. Nie po to Wyspiański napisał "Wesele", żebyśmy zaklinając rzeczywistość, po stu latach wskrzeszali mit chłopa-kosyniera na małym ekranie.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na ekrany wszedł ostatnio nowy serial pt. "Artyści" i z miejsca zgarnął całe pęczki entuzjastycznych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones