Recenzja filmu

Nieściszalni (2010)
Ola Simonsson
Johannes Stjärne Nilsson
Bengt Nilsson
Sanna Persson

Obojętne dźwięki

Dobry pomysł to połowa sukcesu. Koncept filmu o muzykach, którzy dźwiękami chcą sterroryzować miasto, jest świeży i ma potencjał. "Nieściszalni" opowiadają o parze, która chce wyrwać z marazmu
Dobry pomysł to połowa sukcesu. Koncept filmu o muzykach, którzy dźwiękami chcą sterroryzować miasto, jest świeży i ma potencjał. "Nieściszalni" opowiadają o parze, która chce wyrwać z marazmu mieszkańców miasta i szuka wspólników do przeprowadzenia koncertu "Na jedno miasto i 6 perkusistów", a główny bohater filmu – policjant – będzie starał się ich złapać, głównie dlatego, że nienawidzi muzyki.

Miało być nielegalnie, głośno i ciekawie. Wyszło wręcz odwrotnie – występy te z marazmu mnie nie wyciągnęły. Po części pewnie dlatego, że jestem obojętny na muzykę alternatywną i elektroniczną. Główny powód jest jednak inny. Doceniam wprawdzie sam koncept, który jest – przyznaję – fascynujący: grupa ludzi wbiega do banku krzycząc "Uwaga, to jest koncert!", paraliżują pracę placówki, by przez kilka minut grać na tym, co akurat im w ręce wpadło (bo na akcję nie przynoszą ze sobą instrumentów, grają na tym, co jest na miejscu – rurach, pieczątkach, szybach, niszczarkach do papieru i innych). W praktyce jednak jest mało spektakularnie, szczególnie jak na takie zamiary – żeby wyrwać z marazmu, obudzić ludzi i pokazać im prawdziwą muzykę, trzeba jednak czegoś więcej. Skończy się na 4 koncertach – dwie będą wykonane gdzieś na uboczu, trzecia będzie raczej demolką i wandalizmem niż koncertem, a czwarta... Tu już było dobrze. Spektakularnie i z pomysłem oraz zgodnie z ich ideą. W filmie ogólnie brakuje jednak humoru i rozmachu. Kolejne występy są łączone dosyć wątpliwej jakości wypełniaczem w postaci zbędnych scen (z wątkiem rodziny głównego bohatera) lub słabych pomysłów (wprowadzenie na koniec wątku miłosnego). Również zakończenie nie jest najlepsze – zapomina się wtedy o całej idei muzyków, brakuje podsumowania.

Bardzo brakowało mi w tym filmie lekkości – w klimacie i narracji, której brakuje płynności, a problemy z ciągłością opowieści są zdecydowanie zbyt częste. Bohaterów nie sposób było polubić – są raczej mało wyraźni, wyróżnia się tylko postać Sanny, która jest typową anarchistką, przez co jej nie polubiłem. Pomysł z koncertem miała fajny, ale to nie wszystko. Wielkie chęci skończyły się na nieszkodliwych wygłupach, z których dobre są tylko dwie sceny, niewarte ceny biletu. Ostatecznie jest więc to film godny uwagi tylko dla teoretyków filmu, którzy posłużą się nim przy okazji omawiania roli dźwięku w filmie (sceny bez dźwięku, czyli zastosowanie ciszy, lub z dźwiękiem innym niż widz by się tego spodziewał itd.). A jeśli ktoś chce usłyszeć muzykę, która rzeczywiście wyrywa z marazmu, lepiej niech poczeka na kolejną płytę Johna Frusciante.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
I jednego głuchego gliniarza. To on, Amadeusz Warnebring, sprawia, że film nie jest jedynie rozwinięciem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones