Recenzja filmu

Mroczny Rycerz powstaje (2012)
Christopher Nolan
Christian Bale
Gary Oldman

Oda do The Dark Knight Rises

Zapomnijcie o "Igrzyskach Śmierci", zapomnijcie o "Avengers", zapomnijcie o "Niesamowitym Spider-Manie". Najlepszym jakościowo blockbusterem tego roku od dziś jest "Mroczny Rycerz Powstaje". 
Zapomnijcie o "Igrzyskach Śmierci", zapomnijcie o "Avengers", zapomnijcie o "Niesamowitym Spider-Manie". Najlepszym jakościowo blockbusterem tego roku od dziś jest "Mroczny Rycerz Powstaje".  Ostatnia część Nolanowskiej trylogii o Batmanie to absolutny triumf formy i treści.  Erupcja prawdziwych emocji w kinie. Nawet 40-latkowie na finale finału lali rzewne łzy, jakby ponownie mieli osiem lat.

Ten film od dawna doprowadza wszystkich fanów kina do ekstazy. Oczekiwania wobec "Mroczny Rycerz powstaje" były astronomiczne. Wydaje się niemożliwe, by ktokolwiek mógł im sprostać. Ale dla Christophera Nolana słowo "niemożliwe" to zapalnik do robienia jeszcze lepszych dzieł. W ten sposób dwa lata temu olśnił nas "Incepcją", teraz przedstawia najdoskonalszą część trylogii, która na trwałe wpisze się w historię kinematografii.

Batman po raz ostatni na dużym ekranie na początku prezentuje się koszmarnie.  Christian Bale, który  dla roli w "Fighterze" otarł się o anoreksję, nie zdążył nabrać masy na czas zdjęć do "Mroczny Rycerz powstaje". Paradoksalnie jednak to nie wada.  Jego wysportowane, acz bardzo szczupłe ciało, wypukłe żyłki pod oczami na chudej twarzy, laseczka w dłoni uświadamiają, w jak złym stanie psychicznym i fizycznym jest superbohater. Batman to wrak niezdolny do jakichkolwiek działań. Zdruzgotany, zrezygnowany, wykończony - takim go oglądamy w pierwszych scenach. Potrzebuje solidnego kopniaka, by ruszyć do akcji. I kogoś aż świerzbi, żeby ten ruch wykonać. Kolejna konfrontacja wisi w powietrzu.

Doświadczony w bojach Batman jest jedyną szansą na uratowanie Gotham przed wcieleniem zła, niejakim Bane'em. Okrutny potwór z mikrofonem imitującym głos w ustach zrobi wszystko, by zrównać z ziemią całe miasto. Pokonanie Batmana to najważniejszy punkt na jego liście. Szanse Bane'a na lincz Batmana są ogromne, ale czy uda się pokonać powolutku zbierającego siły Mrocznego Rycerza?

Bane w wydaniu Toma Hardy'ego to czarny charakter spełniający wszelkie standardy. Budzi wściekłość, strach, obrzydzenie. Zwykle sympatycznego, miśkowatego Hardy'ego nie można rozpoznać za maską i kupą mięśni. To bardzo wyrazista, charakterystyczna postać - świetnie wymyślona i zagrana. Ale... to nie jest Joker. Różnicy tłumaczyć chyba nie ma potrzeby, wystarczy obejrzeć poprzednika Bane'a w akcji.

Przeciwwagą dla Bane'a jest młodziutki, przepełniony pięknymi ideami John Blake, grany przez Josepha Gordona-LevittaNolan dał szansę pograć Joseph'owi, a ten wykorzystał zaufanie reżysera do maksimum. Jego występ to drugoplanowa perełka. Grany przez Oldmana bohater został zmieciony przez młodszego kolegę po fachu. Lubiłam Levitta przed tą rolą, ale teraz lubię go jeszcze bardziej.

Dużo dobrego trzeba napisać również o Anne Hathaway wcielającej się w Kobietę - Kota. Soczyste czerwone usta, duże oczy i przeszywające spojrzenie - trzeba czegoś więcej, by uwieść wroga? Piekielnie seksowna i niebezpieczna, staje ramię w ramię do walki. Hathaway rozpala obie płcie, olśniewając na dużym ekranie. Czy ktoś ośmieli się przypomnieć, że ten wybór budził wątpliwości?

Resztę pracy wykonali najlepsi fachowcy z Hollywood. Niemiecki mistrz muzyki filmowej, Hans Zimmer, uzupełnił obraz o ciężkie, mocne brzmienia. Ścieżka dźwiękowa nadaje wydarzeniom odpowiedniej wagi, zwiastuje nieuchronne starcie, od którego nie ma ucieczki.

Technologiczną poezję osiągnęli spece od efektów. Na dużym ekranie upadające Gotham zostało pokazane z godnym podziwu pedantyzmem. Wybuchy, bijatyki i strzelaniny zostały zrealizowane jeszcze wiarygodniej niż w dwóch poprzednich częściach.

Ale najwięcej pokłonów składam temu, który to wszystko wymyślił - Christopherowi Nolanowi. Jak on to zrobił? Połączył ze sobą tyle różnych mechanizmów, i wszystkie ze sobą grają. Jak rzeźbiarz, ze zwykłej połaci wydobywa autentyczne piękno. "Mroczny Rycerz powstaje" udowadnia, że reżyser wciąż jest w szczytowej formie. Sposób, w jaki kończy film, finał finału, jest jak szpilka, którą wkuwa w nasz najczulszy punkt. Rozszarpuje na strzępy to, co zostało. Widownię wycieńczoną od wrażeń pobudza ostatnią dawką adrenaliny. Aplikuje ostatni zastrzyk, który pozwala dotrwać do końca z szeroko otwartymi oczyma. Wszystko po to, by zniknęły resztki wątpliwości. By stało się jasne, iż właśnie byliśmy świadkami niezwykłego zakończenia. A potem, potem już tylko brawa. Wielkie brawa!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 2004, znany i ceniony reżyser Christopher Nolan postanawia podjąć się próby wskrzeszenia legendy... czytaj więcej
"Mroczny Rycerz powstaje" zawitał w końcu do polskich kin. Najbardziej wyczekiwana produkcja tego lata, a... czytaj więcej
Długo wyczekiwana ostatnia część trylogii Christophera Nolana wreszcie doczekała się swej światowej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones