Orkiestra gra dalej

Woodstock to mała miejscowość w amerykańskim stanie Nowy Jork. W 1969 roku stała się sławna na całym świecie. A to za sprawą hippisów, dzieci kwiatów, protestujących przeciwko wojnie w Wietnamie.
Woodstock to mała miejscowość w amerykańskim stanie Nowy Jork. W 1969 roku stała się sławna na całym świecie. A to za sprawą hippisów, dzieci kwiatów, protestujących przeciwko wojnie w Wietnamie. Przeciwstawiali się przymusowemu poborowi, śpiewali piosenki Janis Joplin i zespołu The Doors, palili trawę i uprawiali wolną miłość. Wierzyli w to, że nadchodząca Epoka Wodnika zmieni świat. Kontestowali nie tylko wojnę, ale i skostniałe zasady amerykańskiego społeczeństwa. Ich postawa wobec świata i bunt nie skończyła się w małym Woodstock, rozniosła się na cały świat. 9 lat temu Jurek Owsiak, znany przede wszystkim jako pomysłodawca i kierownik charytatywnej akcji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, zorganizował pierwszy Przystanek Woodstock. Miało to być podziękowanie dla wszystkich tych, którzy pomagali przy WOŚP. Występowały zarówno zupełnie nieznane zespoły, jak i renomowani artyści. W zamian za wikt i opierunek grali i śpiewali dla coraz większej publiczności. W zeszłym roku było to ponad 300 tysięcy ludzi, jak szacują organizatorzy. Wraz z liczbą uczestników rosły kontrowersje wokół imprezy, nazywanej złośliwie Przystankiem Narkotyki lub Wódstock. Jurek Owsiak, niezwykle ceniony i chwalony przez media za Wielka Orkiestrę, bywał nazywany Hitlerem, Goebbelsem i Mansonem. On sam odrzucał wszystkie oskarżenia pod adresem imprezy i twierdził, że Żary to "najspokojniejsze miejsce na świecie". Aby to udowodnić zrealizował wraz z Yachem Paszkiewiczem film "Przystanek Woodstock". Jest to dwugodzinny dokument, który bez słowa komentarza pokazuje, co się działo w zeszłym roku w Żarach. A co się pokrótce działo? Tłum ludzi tańczył pod sceną, tłum ludzi malował ścianę sprayem, tłum ludzi jechał specjalnym pociągiem, tłum ludzi taplał się w błocie, tłum ludzi mył się pod zbiorowym natryskiem, tłum ludzi... Dla kogoś, kto nigdy nie brał udziału w Przystanku Woodstock, cały ten zgiełk jest niezrozumiały. Uczestnicy przypominają dzikie zwierzątka wreszcie wypuszczone z klatek. I poniekąd tak właśnie jest. Młodzi ludzie przyjeżdżają do Żar, aby się wyszaleć, wybawić, wyrwać z nudnej codzienności. Sądząc po transparentach i flagach stawianych przy namiotach, są to głownie mieszkańcy małych miasteczek. Część z nich to współcześni hipisi z sezonowymi kwiatami we włosach, część to młodzi gniewni. Z wypowiedzi uczestników, które pojawiają się w filmie wynika, że dla nich Przystanek to miejsce, gdzie dużo się dzieje, jest mnóstwo fajnych ludzi i muzyki. Takiej, której nie usłyszy się w radio lub w telewizyjnych stacjach muzycznych. To właśnie drugi powód realizacji filmu. Przystankowej muzyki nie ma w mediach, wiec organizatorzy sami postanowili ją nagrać i nakręcić. Ale nie po kryjomu, dla siebie, po cichu. Hasło reklamujące dokument jako "Najgłośniejszy film polski" jest tutaj wyjątkowo trafne. Natomiast od strony formalnej "Przystanek..." nie jest filmem ogłuszającym. Sprawnie montowane ujęcia z kilku kamer, na zmianę w szerokich planach i zbliżeniach, oddają dynamiczny charakter imprezy. Szybki rytm, cięcia bardzo dobrze komponują się z głośną, energetyczną muzyką. Jest to solidna, rzemieślnicza robota, ale też twórcom raczej chodziło o to, aby oddać atmosferę koncertów w Żarach, a nie bawić się warsztatem. Dla niewtajemniczonych film może się wydawać nieco monotonny - przez kilkanaście minut jest pokazywana jedna scena, na przykład kąpiel błotna. Jednak ci, którzy tam byli, będą mieli odwrotne wrażenie. Oglądając film, odświeżą wspomnienia sprzed roku, a może nawet wypatrzą się gdzieś na ekranie. Nie będzie przeszkadzać im ani monotonia, ani natężenie dźwięku. Za to pozostałym widzom po kilkudziesięciu minutach (jeśli nie wcześniej) bębenki słuchowe zaczną odmawiać współpracy. Po wyjściu z kina będą słyszeli w głowie raczej słowa piosenki śpiewanej przez Buzo Squart: "Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic" niż pełne zachwytu wypowiedzi uczestników. Trudno na podstawie filmu jednoznacznie ocenić, która opinia na temat koncertów w Żarach jest trafniejsza - organizatorów imprezy czy ich przeciwników. Jedno jest pewne, nie jest to polski Woodstock i nigdy nie będzie. Chyba, ze tylko z nazwy. Trzydzieści lat temu hasła głoszone przez hipisów, w tym to najsłynniejsze "make love, not war" coś znaczyły. Powtarzane dziś, w mniej lub bardziej zmienionej wersji, są tylko pretensjonalnymi kliszami. Jako dyrygent Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak bez wątpienia jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Ale czy powinien być wodzirejem na polskim "Woodstock"? To już musicie ocenić sami.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones