Recenzja filmu

Siedem dni w piekle (2015)
Jake Szymanski
Andy Samberg
Kit Harington

Piłka jest okrągła, a rakiety są dwie

Michał Oleszczyk: "Wybiegłem z kina. Płakałem". Michał Walkiewicz: "Wybitny. Prawie tak dobry, jak pierwsza część Transformers". Hollywood Reporter: "Ten film powinniśmy wysłać w kosmos, jako
Uwaga: Poniższa recenzja, podobnie jak sam film, o którym traktuje, ma charakter prześmiewczy i należy podejść do niej z odpowiednim dystansem.





"...był filantropem, był estetą, był erudytą, był po prostu kimś... zwykły chłopak z Podlasia, Roger Federer..."
(Peter Pakulsky*, "Niepisana historia tenisa")



Michał Oleszczyk: "Wybiegłem z kina. Płakałem". Michał Walkiewicz: "Wybitny. Prawie tak dobry, jak pierwsza część Transformers". Hollywood Reporter: "Ten film powinniśmy wysłać w kosmos, jako świadectwo potęgi człowieczeństwa". Jimmy Kimmel: "Szymanski uświadomił mi, że należy wreszcie zakopać topór wojenny z Mattem i zaprosić go do Late Show".Ricky Gervais: "W trakcie seansu zapragnąłem poprowadzić Oscary". Kevin Feige:"Po napisach końcowych byłem już pewien - trzecia część Avengers musi powstać!" Christopher Nolan: "Zmieniłbym w nim tylko jedną rzecz - nakręcił kamerą IMAX". Kanye West: "Nie Taylor Swift powinna otrzymać statuetkę na VMA, a Jake!" Matthew McConaughey: "Alright, alright, alright already".

W życiu każdego recenzenta, tak jak w życiu każdego boksera, przychodzi moment, w którym nie da się zrobić uniku i trzeba stanąć na środku ringu spoglądając w oczy swojemu najzacieklejszemu i największemu przeciwnikowi. Moment oddzielenia chłopców od prawdziwych mężczyzn. Moment, podobny do tego, w którym dżentelmen oświadczając się wybrance serca porzuca dotychczasowe ścieżki i wybiera drogę wiecznego szczęścia u boku przyszłej żony. Tak, jak niegdyś Rocky Balboa skrzyżował rękawice z Ivanem Drago, tak i każdy krytyk w trakcie kariery powinien wyciągnąć pióro z etui, zanurzyć je w kałamarzu i dociskając do kartki papieru przelać na nią własne przemyślenia na temat obrazu powszechnie uznawanego za najwybitniejszy film w dziejach X muzy. Mowa o niedoścignionych "Siedmiu dniach w piekle". Dla mnie osobiście, podobnie jak dla wielu kolegów po fachu, proces tworzenia tej recenzji był wyjątkowym i niepowtarzalnym przeżyciem, porównywalnym wyłącznie z pierwszym seansem dzieła Szymanskiego. Jej powstanie przypłaciłem spóźnieniem się na randkę ze śliczną szatynką, uzależnieniem od kwaśnych żelków oraz zapuszczeniem brody. Nie można zapominać też, że w trakcie pisania postarzałem się aż o 4 lata; zaczynając pierwszy akapit w 2015 przytyłem 5 kg, by kończąc ostatnie zdanie w 2019 schudnąć 12 kg.

Zdobywca nagród Akademii w roku 2016 w 23 kategoriach, w tym dla "Najlepszego reżysera dokumentu", "Najlepszego filmu o sporcie", "Najlepszego filmu o szwedzkim więzieniu" czy "Najlepszego obrazu z Andym Sambergiem". Rozbity bank w postaci blisko 5 mld dolarów w światowym box offisie, rekordu weekendu otwarcia w Stanach - 480 mln oraz blisko 650 mln sprzedanych kopii na błękitnym krążku. Do tego 6 mld odsłon w serwisach streamingowych. W związku z oblężeniem jakie przeżywały kina po premierze (najdłuższa odnotowana kolejka do kasy liczyła 26,5 km; najwytrwalsi by ponownie poczuć emocje towarzyszące pojedynkowi Williamsa i Poola koczowali w namiotach i naczepach ponad 5 tygodni) ekrany i projektory zaczęto montować w szpitalnych salach i szkołach. Tylko w samym Utah w trakcie seansów przyszło na świat 2 589 dzieci (według niepotwierdzonych danym co najmniej drugie tyle zostało poczętych), kurs dolara w pierwszym miesiącu wyświetlania poszybował w górę o nieprawdopodobne 65%, a w stanie Teksas odkryto 3 nowe znaczące złoża ropy.

Tekst o najbardziej zaciętym pojedynku znanym z kronik sportowych, zanim trafił na wielki ekran, musiał odczekać blisko 15 lat na "Czarnej liście najlepszych niezrealizowanych scenariuszy Hollywood". Na przestrzeni dekady na krześle reżyserskim miały zasiadać tuzy pokroju Martina Scorsese, Quentina Tarantino czy J.J Abramsa. Kość niezgody pozostawała zawsze ta sama - odmienna wizja twórców od tej noszonej w głowie przez głównego producenta filmu - szorstkiego i bezwzględnego Rodgera Brusha. Człowiek, który wypromował "The Oprah Winfrey Show", a także sprawował pieczę nad 25 896 odcinkami uwielbianych "The Californians" (najdłużej emitowany serial w historii telewizji) oraz odpowiadał za programy gromadzące co tydzień w Stanach przez lata dziesiątki milionów widzów. "Sexually Speaking", "Matternity Matters" czy "Teen Talk" uczyniły go Midasem Fabryki Snów i dały władzę wynoszenia na wzgórza otulone błękitnymi obłokami sławy lub zrzucania w bezkresną przepaść niebytu.

Temperatura wokół projektu wyraźnie wzrosła, a sprawy nabrały tempa w 2014 roku, gdy branżowe media zelektryzowała informacja, że Brush spotkał się z Jakiem Szymanskim - młodym, odważnym autorem dwóch głośnych dokumentów, które w powszechnej opinii zredefiniowały cały gatunek dalece wykraczając poza akceptowalne dotychczas granice. Debiutanckie "Po drugiej stronie klatki" rzucało niewygodne dla wielu światło kamer na spowitą nieprzeniknionym mrokiem siatkę niejasnych biznesowych powiązań powstałą wokół nielegalnych walk kogutów na Filipinach i przybliżało przerażającą skalę handlu kurzymi stopkami w tym zakątku globu. Późniejsze "Erica Steinwissel - niecodzienna twarz niemieckiego nacjonalizmu" tylko potwierdziło pozycję wielce obiecującej przyszłej gwiazdy Hollywood. Szymanski przez 11 miesięcy asystował niemieckiej działaczce kręcąc dzień po dniu żmudne przygotowania do próby obnażenia się przed księciem Williamem i Kate w dniu ich ślubu. "To będzie dosłowny akt przeciwstawienia się fake newsom i notorycznemu zakłamywaniu germańskiej historii. Niemcy są narodem pokoju i miłości, a nie II wojny światowej" - krzyczała w jednej ze scen. Jak można się domyślać nie obyło się bez międzynarodowego zgrzytu, choć tak na prawdę do tego czasu nie opadł jeszcze dobrze kurz skandalu wzniecony premierowym przedsięwzięciem reżysera. Oto bowiem dziwna zmowa milczenia owiała okoliczności śmierci na planie operatora Szymanskiego. Przeciwnicy niecodziennych metod pracy duchowego spadkobiercy Wernera Herzoga zaczęli kolportować plotki jakoby Amerykanin, by uzyskach najrealistyczniejsze zdjęcia walczących zwierząt, zmusił kolegę z planu do wejścia do tytułowej klatki. Tam miał zostać on rozszarpany przez rozwścieczony drób. Wyniki sekcji nie potwierdziły tych teorii wskazując poślizgniecie się na mydle w łazience jako prawdopodobną przyczynę zgonu. Wątpliwości i niepodjęte przez lokalną policję poszlaki pozostały. Nic Pizzolatto, mający na pieńku z Szymanskim, od czasów, gdy ten publicznie upokorzył go na after party po uroczystości rozdania Złotych Globów w 2009 pokonując go w grze w lotki, przyznał w jednym z wywiadów, że pisząc scenariusz pierwszego sezonu "Detektywa" mocno inspirował się, jego zdaniem zatuszowaną, sprawą śmierci Rimaniego.

Mierząc się z zadaniem przeniesienia na duży ekran bodaj najsłynniejszego pojedynku w historii sportu, Szymanski doskonale zdawał sobie sprawę, że jego serce musi bić na dwa takty. Jeden miał wystukiwać rakietą o mączkę Aaron Williams, drugi zaś dyktował Charles Poole odbijając piłeczkę o nawierzchnie trawiastych kortów. Tenisiści tak odmienni jak tylko można sobie wyobrazić. Ich spotkania przypominały starcia żywiołów ognia i wody. Aaron, biała sierota zaadoptowana i wychowana przez rodziców Sereny i Venus Williams, od zawsze uchodził w równym stopniu za złote, co krnąbrne dziecko męskiego tenisa. Niestroniący od narkotyków, towarzystwa pięknych kobiet oraz napojów wyskokowych częściej niż w branżowych periodykach gościł na stronach brukowców. Jego adwersarz po drugiej stronie siatki na każdym polu uchodził za zupełne zaprzeczenie takiego wzorca. Charlesa od najmłodszych lat wychowywano w ascezie na przeszłego zwycięzcę Wimbledonu. Właśnie on - skromny, małomówny młodzieniec - miał zwrócić trofeum dumnym synom Albionu. Pech chciał, że na jego drodze do wygranej w 2001 roku, stanął odwieczny rywal.

Mając w pamięci wcześniejsze kinowe dokonania Jake'a nie dziwi fakt, że już od pierwszych minut przyjmuje pozycję zupełnie bezstronnego obserwatora pozwalając by głos zabrały odmienne charaktery głównych bohaterów tej niezwykłej opowieści. Krok po kroku z pietyzmem odtwarza i przybliża kluczowe wydarzenia z życiorysów obydwu graczy, które doprowadziły do najdłuższego meczu w historii tenisa. Przywołuje tragiczne zajścia z roku 1996 i haniebne zachowanie Williamsa względem księcia Kent. Ukazuję często pomijane następstwa jakie odcisnął skandal na dalszych losach niesfornego chłopaka ze słonecznej Kalifornii. Nieudany biznes z męską bielizną, atmosfera surowego skandynawskiego więzienia i późniejsza spektakularna ucieczka zza krat. Piękną wstęgą przeplata losy młodego buntownika i szwedzkiego rysownika sądowego. W przebłyskach pozwala przebić się łagodniejszej i bardziej skrywanej stronie Aarona - scena z której dowiadujemy się kto był jego biologicznym ojcem sprawi, że po niejednym policzku popłynie łza. Nie cofa się, gdy trzeba odsłonić też kilka ciemnych rozdziałów z życia Charlesa. Toksyczna relacja z matką, przepełnione dwuznacznymi aluzjami wywiady z Caspianem Wintem, nieudany związek z supermodelką Lily Allsworth. Te ciężkie tony wybrzmiewają na ekranie z odpowiednią siłą. Szymanski potrafi zaakcentować i uwypuklić pozornie nieuchwytne płaszczyzny powiązań między sportowcami, których zdawać by się mogło dzieliło wszystko. Nanieść na siebie kontury osobowości dwóch przeciwników przez siedem dni spalających się w ogniu mitycznej rywalizacji.

Centralna część dokumentu siłą rzeczy pulsuję rytmem setów i gemów pojedynku z 2001 roku. Zajścia z legendarnego spektaklu osadzono na kanwie komentarzy ludzi bliskich jego osławionym aktorom. Właśnie wspomnienia Sereny Williams, Davida Copperfielda czy Johna McEnroe, pozwalają nam wreszcie odkryć co działo się w głowach Aarona i Charlesa pomiędzy kolejnymi morderczymi backhandami. Po seansie inaczej spojrzymy na szereg dziwnych wydarzeń towarzyszących meczowi: wątek kokainowy, potrącenie Williamsa czy niespodziewane pojawienie się sex taśmy Lily. Reżyser zbiera i układa te niecodzienne klocki w spójną i logiczną całość. Ciągłe uszczypliwości i kąśliwe uwagi jakich nie szczędzili sobie na przestrzeni lat, w dziesiątkach wcześniejszych obrazów poświęconych losom Aarona i Charlesa, stanowiły koronny dowód na to, że ich skomplikowana relacja karmiła się szczerą i nieskrywaną niechęcią. Autor "Po drugiej stronie klatki" odwraca bieguny i kieruje nasz w wzrok w zupełnie innym kierunku. W swym głębszym zamyśle pragnie byśmy zauważyli, że czasem za rogiem murów nienawiści skrywa się szacunek - nawet do najzacieklejszego oponenta. Szczególnie dziś lekcja ta zdaje się wyjątkowo cenna. Jednym ruchem zrywa maski bezrefleksyjnie przez lata im przypisywane i dostrzega ludzi z krwi i kości w chwilach najboleśniejszego upadku i za razem największego triumfu.

Od strony technicznej film został dopracowany w stopniu wręcz niebywałym, choć właśnie tu paradoksalnie niektórzy wskazują na bodaj jedyną jego słabość. Niekiedy powracają zarzuty, że animowane wstawki niepotrzebnie zaburzają klarowną strukturę i widzów o słabszych nerwach mogą przyprawić o zawroty głowy. Rzeczywiście tu i tam dałoby się zapewne złagodzić wydźwięk pewnych scen. Szymanski bronił się w wywiadach, że chciał tym oddać wybuchowość i niestabilność charakteru Williamsa w czasie pobytu w Szwecji. Bezdyskusyjnymi atutami "Siedmiudni..." pozostają natomiast zdjęcia Craiga Kiefa oraz montaż autorskiego stempla Dana Marksa. Niczym na dłoni widać, setki godzin jakie poświęcono w montażowni starając się uzyskać zupełną płynność pomiędzy poszczególnymi ujęciami i wyostrzyć kontury wizji Jake'a. Sekwencję legendarnej wymiany piłek w 3 secie można w pętli puszczać młodym adeptom sztuki filmowej jako przykład idealnej współpracy trzech wymienionych w tym akapicie panów.

Dzieło Szymanskiego zapisało piękną kartę w historii kinematografii. Po premierze recenzenci po obu stronach Oceanu jednogłośnie okrzyknęli go drugim Herzogiem. Czy mieli rację? Nie. Jake Szymanskijest po prostu pierwszym Jakiem Szymanskim. Twórcą, który na przestrzeni ostatnich 10 lat wypracował sobie absolutnie unikalny i niepodrabiany styl, a "Siedmioma dniami w piekle"na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Nie tak dawno mogliśmy usłyszeć, że ekranizacją losów szwedzkiego rysownika sądowego zainteresował się sam Les Grossman wraz ze swoim studiem. CzyJake, po chwilowej przerwie, byłby skłonny do pracą z kolejnym wielkim producentem odpowiedzialnym za gigantyczny sukces m.in "Tropic Thunder"? Czas pokaże. Póki co na pytanie czy trzeci obraz w karierze Amerykanina powinniśmy uznać za najwybitniejsze kino jakie kiedykolwiek trafiło na srebrny ekran należy odpowiedzieć w jedyny możliwy sposób - Indubitably!


* Recenzję dedykuję mojemu najwierniejszemu przyjacielowi i powiernikowi - Peterowi Pakulsky'emu. Weteranowi wojny w Wietnamie. Demokracie z przekonań i Republikaninowi z wyboru. Wieloletniemu komentatorowi ESPN oraz TVP: Sporty ekstremalne. Człowiekowi który uświadomił mi, że prawdziwe szczęście można odnaleźć wyłącznie na korcie tenisowym.Take care my old friend!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Amerykańscy naukowcy nie udowodnili jeszcze tego naukowo, ale nawet bez ich ekspertyzy można niewątpliwie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones