Recenzja filmu

Zielona mila (1999)
Frank Darabont
Tom Hanks
David Morse

Po zielonym dywanie...

Jak to na film zrobiony na podstawie książki Kinga przystało, „Zielona mila” jest długa. Ale i książka krótka nie była, więc czego tu wymagać. Muszę przyznać, że wcześniej słyszałam dużo dobrego
Jak to na film zrobiony na podstawie książki Kinga przystało, „Zielona mila” jest długa. Ale i książka krótka nie była, więc czego tu wymagać. Muszę przyznać, że wcześniej słyszałam dużo dobrego na temat filmu, ale wolałam się zbyt pozytywnie nie nastawiać, żeby się nie rozczarować, jak miało to już wielokrotnie miejsce - wspomnę tylko "Miasteczko Salem" czy "Carrie". Długie jak nieszczęście, niczego potem nie żałowałam tak jak zmarnowanego na nie czasu. Każdej minuty. A tutaj ani się nie spostrzegłam, kiedy minęły te trzy godziny. Przede wszystkim słowa uznania za świetny dobór aktorów. Ogromny i przytulaśny misiek o łagodnej twarzy Michaela Clarke Duncana to wypisz wymaluj John Coffey ("tak jak kawa, tylko pisze się zupełnie inaczej"). Toma Hanksa mogę spokojnie ominąć, albowiem jego aktorstwo nie wymaga komentarza - jest świetny jako strażnik więzienny z silnym charakterem i dobrym sercem. Najbardziej moją uwagę przykuł jednak Doug Hutchison jako Percy Wetmore z tępym okrucieństwem wypisanym na twarzy. Aż chciałoby się podejść i trzasnąć go na odlew. Trochę tylko denerwowały mnie jego lekko rozchylone usta - domyślam się, że to zabieg celowy, ale moim zdaniem nieudany. W takich momentach, zbytnio przypominał opóźnionego w rozwoju . Pierwszy raz, po uprzednim przeczytaniu książki, nie mam większych zastrzeżeń do jej ekranizacji. Zazwyczaj irytuje mnie, że reżyserowi wydaje się, iż ma lepszy pomysł niż autor, którego kopiuje. Niedawno przeczytałam recenzję, w której autor pisał, że film na podstawie książki, gry czy komiksu nie może być taki sam jak pierwowzór, bo sugeruje, że reżyser nie miał pomysłu na dzieło i tylko kopiuje na żywca to, co już powstało. No przepraszam, ale ja na przykład chciałabym zobaczyć wierne odwzorowanie książek, które zrobiły na mnie wrażenie. Niech taki reżyser zrobi swój film na podstawie własnego pomysłu, niech nie zmienia tego, co urzekło w książce, bo wydaje mu się, że tak będzie lepiej. Moim skromnym zdaniem stworzy coś dużo gorszego i zabije oryginał. A "Zielona Mila" jest filmem, który oglądałam z prawdziwą przyjemnością - pomijając smutny temat i znajomość jeszcze smutniejszego zakończenia. Nie dało się nie pokochać Johna za niezłożone pokłady dobroci, jakie mieściły się w jego ogromnym ciele. Nie dało się nie czuć sympatii do strażników (niemęsko płaczących na egzekucji). Nie dało się nie warczeć mentalnie na Percy'go i jego niepojętą chęć czynienia krzywdy drugim. Oczywiście są momenty przesłodzone, które mają chwycić za serce i wycisnąć łzy z oczu - to takie typowe dla amerykańskiego kina - ale to nie razi aż tak bardzo. Polecam jak najbardziej.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nazwanie Franka Darabonta mistrzem w przenoszeniu prozy Stephena Kinga na ekran nie powinno nikogo... czytaj więcej
Mawia się, że kiedyś wszystkie książki Stephena Kinga doczekają się swych kinowych adaptacji. Patrząc na... czytaj więcej
Frank Darabont wiele filmów nie nakręcił, ale za to w jego filmografii znajdują się dwa tytuły, które... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones