Recenzja filmu

Uciekinier (1987)
Paul Michael Glaser
Arnold Schwarzenegger
Maria Conchita Alonso

Pomiedzy książką a filmem

Stephen Kingto jeden z najbardziej wyjątkowych pisarzy literatury popularnej. Pomijając jużjego niepodrabialny styl czy niesamowite historie, jakie tworzy, wyjątkowość taobjawia się jeszcze w
Stephen Kingto jeden z najbardziej wyjątkowych pisarzy literatury popularnej. Pomijając jużjego niepodrabialny styl czy niesamowite historie, jakie tworzy, wyjątkowość taobjawia się jeszcze w jednej rzeczy. Nie machybadrugiego tak płodnegopisarza, którego tak wiele książek przenoszonych by było na srebrny ekran.Można powiedzieć nawet, że mamy do czynienia z pewnego rodzajusymbiozą wytworzonąpomiędzy autorem a filmowcami na przestrzeni czasów.King, zgadzając się na ekranizacje, a także na mniejsze lub większe zmiany w scenariuszach adaptacji, otrzymuje zapewneniemałą ilość pieniążków, twórcy zaś, wykorzystując jego nazwisko,dostają świetną reklamę swoich dzieł. Nie inaczej było z "Uciekinierem", niezbyt długą powieścią science fiction, napisaną przezKinga – jak wieść niesie – w trzy dni. W 1987 roku książka została zekranizowana, choć właściwieten, kto czytał powieść i oglądał film, spokojnie może powiedzieć, że... nie została.

Z pierwotnejhistorii Kinga nie ostało się nic. Jedynym elementem łączącym książkę i film jest nazwisko głównego bohatera – Bena Richardsa, oraz ogólna, bardzo szeroka wizja świata. Chwalenie się zatem, że: "based on"już na samym początkufilmu jestbezczelnym kłamstwem. Najgorsze nie jest jednak oszustwo. Gorzej, że historiaKinga miała ogromny potencjał na świetną produkcjęi fenomenalne pokazanie brutalnego świata przyszłości, ale próba przybliżenia jej kinomanom nie została nawet podjęta. Kto czytał "Uciekiniera" i obejrzał film, wie, że doskonałypomysł został doszczętnie zmarnowany. Być może te osoby - tak jak ja -czują pewnerozgoryczenie, a może nawet złość i niestety muszą się z tym pogodzić. Jedyne, co można zrobić, to poszukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Nic nie dzieje się bowiem bez przyczyny.

Zabieg, jaki zastosowali twórcy filmu, miał na celu zwykłe przyciągnięcie przed ekran jak największej liczby widzów. Zacząć można od samego głównego bohatera - Bena Richardsa. W książce jest on zwykłym człowiekiem z najgorszej, brudnej, zarobaczonejdzielnicy. Ma trudną, niebezpieczną dla zdrowia iśmiesznie płatnąpracę, która nie pozwala mu wiązać końca z końcem, mieszka w marnym mieszkaniu, bez żadnych perspektyw.W dodatkuBen tozwykły cham i prostak. Zgłasza się on do programu "Uciekinier" ze względu na chorą córeczkę. Nawet w przypadku przegranej i jegośmierci w tym brutalnym programie, żona otrzyma rekompensatę, która pozwoli na leczenie dziewczynki. Głównąnagrodą "Uciekiniera" jest oczywiście duża suma gwarantującaniezależność finansową, leczBen postanawia zaryzykować własnym życiem nie dla wzbogacenia się. Jest to zwyczajny akt desperacji w przerażającym dramacie tego człowieka.

I o ile celeRichardsa są szlachetne, o tyle zaangażowany do głównej roli Arnold Schwarzeneggernie mógł wcielić się w postać biednego, brudnego i tępego prostaka. Mamy tu więcdo czynienia z klasycznym - i niestety w tym wypadku przykrym - wyidealizowaniem postaci na komercyjne potrzeby filmowej produkcji.Benzostał zamieniony w kompletneprzeciwieństwo książkowego bohatera. EkranowyRichardsto inteligentny komandos, pilot helikoptera, wykształcony i silny mężczyzna, którydobrze zarabia, potrafi sięwysłowić,co więcej, nawetsypnąćciętym żartemczy ironiczną celnąodpowiedzią.Bentrafia do programu "Uciekinier", ponieważ odmówił strzelania do nieuzbrojonego tłumu w czasie jednej z misji. Nie trzeba wyjaśniać, że zabieg upiększenia iuproszczenia postacimiał na celu łatwiejszą identyfikację widza z głównym bohaterem i"zaprzyjaźnienie" się z nim. Oglądając film, musimy równieżudzielić szybkiej i jednoznacznejodpowiedzi na odwieczne pytanie: "kto jest dobry?", które zwykł zadawać dosiadający się w połowie seansupartner czy partnerka.

Znacznie gorszy jest aspekt drugi, czyli dwa światy wykreowane najpierwprzezStephena Kinga i później przez reżysera filmu Paula Michaela Glasera. To boli bardziej. Śmiem twierdzić, żeKingstworzył wizję przyszłości, być możedorównującątej przedstawionej w wyśmienitym"Łowcy androidów", ajeśli sięgnąłem trochę zadaleko, tona pewno porównać jąmożnado również świetnego, klimatycznego i brutalnego Detroit z "RoboCopa". Twórcy filmu zwyczajnieominęli pokazanie problemów wyimaginowanego świata, ogniskując swoją uwagę praktycznie tylko na programie "Uciekinier", czyli w gruncie rzeczy skupili się na czystej akcji. Program ten to kilkaset metrów kwadratowych strefy zamkniętej, terenuzniszczonego przez trzęsienie ziemi. Obszar naszpikowany kamerami i elektronikąjestobszarem działania zawodników biorących udziałshow. Ichzadaniem jest przebiegnięcie przez cztery strefy i dobiegnięcie do mety, co zapewni im zwycięstwo. Problem polega na tym, że po pewnym czasie wysyłani zostają za nimi tak zwani "tropiciele", uzbrojeni zawodowi mordercy, którzy mają zacel jak najbrutalniejsze wyeliminowanie graczy z programu. Wszystko oczywiście na oczach łaknącej krwi i zdeprawowanej publiczności.

UKinga cel teoretyczniejest ten sam. Trzeba przeżyć. Różnica polega na tym, że zawodnik po wystartowaniu gry zwyczajnie... wychodzi na ulicę. Jego celem jest przeżycie w terenie przez 30 następnychdni. Po 24 godzinach w pościg za graczem wyruszą nie jacyś przebierańcy w dziwnych strojach i zrównie dziwną bronią, lecz zwykli agenci specjalni wspomagani przez policję, wojsko, a także cywilów, którzy mogą sprzedać informację o miejscu przebywania zawodnika. Zabezpieczeniem, by gracz nie zaszył się na przykład w kompletniewyludnionej dżungli czy w lesie, żywiąc się jakimiś korzonkami, jest jeden z warunków wygrania programu, który polega na tym, żezawodnik jest zobowiązany do codziennego wysłania specjalnego sygnału z urządzeń, które są zainstalowane tylko w aglomeracjach. Zmusza to zawodnika do przebywania w większych skupiskach izwiększa szansę namierzenia go przez ścigających. Warstwa fabularna jest pretekstem do pokazania chorego świata przyszłościijego brutalnych zasad funkcjonowania, pokazaniaprzepaści w pomiędzy stanami społecznymi, a także zaprezentowania całej galeriiciekawych idwuznacznychpostaci, których Ben napotka podczas swojej gry. By zachęcić czytelników tego tekstu do książkiKinga, napiszę może jeszcze, że rekord przetrwania jakiegokolwiek w zawodnikawhistorii"Uciekiniera"wynosi siedem dni. A Ben niejest tutaj żadnymosiłkiem, lecz biednym szarym, smutnymczłowieczkiem. Człowieczkiem bez szans.

Te zmiany zastosowane w filmiewyraźnie pokazują wjakim kierunkiemchciał podążyćPaul Michael Glaser. Zmiana psychologii bohatera, a także całej filozofii programu "Uciekinier" to pretekst do pokazania jak największej ilości wybuchów, walk i strzelanin. Z czystego dramatuczłowieka, zwykłej tragedii ludzkiej usadowionej w świecie przyszłości wyszedł zwyczajny film akcji, bez psychologii, ludzkich marzeń i wartości.Żeby jednak pozostać sprawiedliwym, należy powiedzieć, że "Uciekinier" to pozycja solidna. Bardzo klimatyczna atmosfera, wartka i szybka akcja, która nie zanudza widza nawetprzez sekundę,no iArnold Schwarzenegger w swojejpopisowej roli to główne atuty filmu. Nie każdy może przepada za tym aktorem, ale obiektywnie rzecz ujmując jest to typowa, klasycznarola austriackiego gwiazdora, na której -między innymi - zbudował swoją wyjątkowość ido której przyzwyczaił nas w latach 80.-tych. Oczywiście można zarzucić filmowi wiele rzeczy, brak ambicji, płytkość czymiejscami nawet kicz. Zarzuty tesą oczywiście słuszne,choć jeśli chodzio to ostatnie,moim zdaniem jest to raczejkicz kontrolowany, taki zpuszczeniem oczka do widza i w ogóle nie przeszkadza w seansie. Podsumowując "Uciekiniera", jest topozycja, którazasługuje na ocenę bardzo dobrą, ale tylko i wyłączniew swoim gatunku. Jedynie co straszniedenerwuje to udawanie filmu, że jest adaptacją świetnejksiążki Kinga, a takżewyobrażenie, czym tak naprawdęmógł i powinienbyć.

W całej tej historiiz produkcją"Uciekiniera"Paula Michaela Glasera nasuwa się jeszczejeden wniosek, którego twórcy filmu nie przewidzieli. Film jest oczywiście pewnym paszkwilem na media,a konkretnie na programy typu reality show. Jestto także pewna krytyka kierunków rozwoju telewizji, a szczególniezmieniających się z biegiem czasu zapotrzebowań i wymagańwidza, co – nawiasem mówiąc – doświadczyliśmy po częścitakże w Polsce po emisjach coraz to gorszych programów rozrywkowych, jak "Big Brother" czy "Bar".Ośmieszenie tego typu programów poprzez pokazanie tłumu domagającego się ekranowej krwi, ekscytacjębrutalnością, ale przede wszystkim ujawnienie tanich zagrywek producentów programumających na celu tylko i wyłączniepodwyższanie oglądalnościto pewien plus "Uciekiniera". Oczywiście, należykoniecznie wyjaśnić, że jest to"ideologia przyszywana". Zabieg ten wyraźniewychodzi z filmubokiem, niebył on zamierzony podczas kręcenia,co jednaknie zmienia faktu, że istnieje. Na ironię zakrawa tylko fakt, że twórcy filmu zrobili zadaptacją "Uciekiniera"dokładnie to samo, cosami skrytykowali w swojejprodukcji. Dostosowanie filmu dla potrzeb masowego widza poprzez kompletne zniszczenie pierwowzoru fabularnegoi powtórne ukształtowaniemateriału na nowomiało na celu wyłącznieosiągnięcie lepszych wyników finansowych. Twórcy filmu nie różnią się więc od osób, które ośmieszają. Cóż za ironia, no icóż za wpadka.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W roku 1987 Arnold Schwarzenegger wystąpił w dwóch bardzo udanych produkcjach science fiction, które... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones