Recenzja filmu

Czarodziejka Lili ratuje Święta (2017)
Wolfgang Groos
Hedda Erlebach
Aleyna Hila Obid

Pomocnik świętego Mikołaja

"Lili ratuje święta" to kino stworzone, by uczyć poprzez zabawę. Wśród atrakcji czekających na młodych widzów są m.in. cyfrowo animowany smok-safanduła oraz slapstickowe gagi z udziałem Ruperta,
Czarodziejka Lili rozpoczęła karierę w show-biznesie na początku lat 90. jako bohaterka cyklu książek, które rozeszły się w łącznym nakładzie 35 milionów egzemplarzy. Z czasem rudowłosa adeptka magii doczekała się własnego serialu animowanego, trzech aktorskich filmów kinowych  oraz obszernej linii gadżetów i zabawek. Na wielkim ekranie Lili zgłębiała już arkana wiedzy tajemnej, a także podróżowała do Indii, aby ocalić krainę Mandolan. W najnowszej odsłonie dziewczynka (Hedda Erlebach) będzie musiała uprzątnąć bałagan, który narobiła, sprowadzając do naszego świata pomocnika Świętego Mikołaja. Jeśli macie nie więcej niż sześć lat, czujcie się zaproszeni do ekipy ratunkowej.



Kłopotliwy sługa ma na imię Rupert i ani trochę nie przypomina swojego rumianego szefa. Nosi pokutny wór, ma niezdrową, ziemistą cerę, a z jego głowy wyrastają różki. Przybysz spędził ostatnich kilka stuleci w niewoli u pewnego rozżalonego możnowładcy, w związku z czym jest w mało świątecznym nastroju. Wątpliwości budzą zwłaszcza jego metody wychowawcze. Rupert obiecuje dzieciom wymarzone podarki w zamian za poprawne sprawowanie. Kiedy jednak maluchy zaczynają zachowywać się niegrzecznie, bezlitosny pomocnik Mikołaja porywa je i więzi. Czy  rezolutna czarodziejka wspierana przez wiernego smoka Hektora oraz koleżankę z kółka teatralnego zdoła powstrzymać napastnika, nim przetrzebi on populację miasteczka?



"Lili ratuje święta" to kino stworzone, by uczyć poprzez zabawę. Wśród atrakcji czekających na młodych widzów są m.in. cyfrowo animowany smok-safanduła oraz slapstickowe gagi z udziałem Ruperta, który niczym bohaterowie komedii "Goście, goście" z trudem odnajduje się we współczesnych realiach. Na ekranie nie zabraknie także czarodziejskich sztuczek oraz wątku podróży w czasie. Pod płaszczykiem rozrywki zostaje przemycone przesłanie o potrzebie tolerancji, przyjaźni i uzdrawiającej sile przebaczenia. Być może dzieciakom - nawet tym odchowanym na produkcjach Disneya i Illumination - taka mieszanka w zupełności wystarczy. Dorośli będą jednak ziewać i dyskretnie zerkać na zegarek. W filmie próżno szukać mrugnięć okiem, żartów z drugim dnem oraz postaci obdarzonych więcej niż jedną cechą charakteru. Z kolei zgrzebna realizacja przywodzi na myśl amerykańskie filmy telewizyjne z lat 90.



Największe wątpliwości budzi "budżetowa" polska wersja językowa, która - jak ktoś słusznie zauważył u nas na forum - brzmi niczym fanowski dubbing z YouTube'a. Trudno nie wzdrygnąć się, słysząc, jak dorośli aktorzy zmuszeni są podkładać głos dziecięcym bohaterom. Cóż, najwyraźniej ktoś doszedł u nas do wniosku, że skoro widz jest mały, to mało mu do szczęścia potrzeba. Pamiętajcie jednak: idzie zima, trzeba dbać o uszy.
1 10
Moja ocena:
4
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones