Recenzja filmu

Niebo nad Berlinem (1987)
Wim Wenders
Bruno Ganz
Solveig Dommartin

Porządki

"Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący." 1 Kor 13, 1 Tak… Miłość! Pisano o niej wiersze, dramaty, powieści. Miłość
"Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący." 1 Kor 13, 1 Tak… Miłość! Pisano o niej wiersze, dramaty, powieści. Miłość jest obecna we wszystkich możliwych gatunkach literackich, filmowych, muzycznych, malarskich. W całej szeroko pojętej sztuce. Temat wdzięczny, chwytliwy tak popularny i częsty aczkolwiek niewyczerpany. Pod szyldem miłości, ale bardziej rodem z podrzędnych zamtuzów, kariery robią gwiazdki jednego sezonu, nikczemnie wycierając i upadlając w imię zysku prawdopodobnie najważniejsze z uczuć, do jakich zdolny jest człowiek. Co prawda diamentu nie można zarysować, jednakże takie niegodziwe występki mogą skutecznie przysłonić jego blask grubą warstwą kurzu. W takich wypadkach należy go jak najprędzej oczyścić i moim zdaniem świetnie do tego celu nadaje się film Wima Wendersa "Niebo nad Berlinem". Obraz niemieckiego reżysera nie jest łatwy w odbiorze (dla mnie przynajmniej nie był). Nie zamierzam zatem mówić, że pochłania widza doszczętnie, od pierwszych do ostatnich minut, jak niektóre filmy o nie mniej ważkiej tematyce, jednakże zrobione w inny sposób (mnie pochłonęły tak m.in. "Skazani na Shawshank" czy "Kino Paradiso"). "Niebo nad Berlinem" to film oparty na poetyckich dialogach, które wymagają sporej koncentracji od widza. Każde słowo ma tam swój sens, dlatego nie wolno zgubić nawet najmniejszego spójnika, co jest zadaniem dość wyczerpującym. Sama fabuła dotyczy losów dwóch Aniołów, a od pewnego momentu zwłaszcza jednego z nich imieniem Damiel (w tej roli Bruno Ganz). Niosą oni pomoc ludziom zamieszkującym powojenny Berlin. Obserwują mieszkańców, słyszą ich rozmowy, wnikają w ich myśli, pozostając przy tym niewidzialnymi. Aniołowie są nieśmiertelni, czynią dobro, bardzo kochając swoich podopiecznych. Jednakże świat z ich perspektywy jest widziany w odcieniach szarości (co również oddaje kamera). Ludzie natomiast widzą kolory. Jest to silnie zarysowana metafora oparta na sferze emocji, która stanowi przyczynek do postawienia sobie szeregu egzystencjalnych pytań. Aniołowie jako istoty wyższe opiekują się mniej doskonałymi ludźmi, jednakże niejednokrotnie pragną być zdolni do ludzkich emocji i namiętności (kolor). To stanowi właśnie motyw przewodni filmu. Reszta to mozaika losów, myśli berlińczyków, stosy problemów, dylematów, które widz dostrzega, ponieważ w głównej mierze narracja prowadzona jest z „anielskiej” perspektywy. Taka dawka „życia” innych ludzi nie jest łatwa do przyjęcia, nie każdy to wytrzyma, bo choć daje do myślenia, może się wydać nużące. Wracając jednak do wątku głównego, pragnienia ludzkich emocji… Sprawa jest zawsze otwarta, anioł może zdecydować się na rezygnację z nieśmiertelności i swojego dotychczasowego żywota na rzecz przemiany w człowieka. Takie rozterki ma właśnie Damiel, a przyczyną ich jest pewna akrobatka (o bogatym życiu duchowym zresztą), którą spotyka w cyrku. Zakochuje się w niej. Budzi się w nim pierwiastek ludzki, który posiada jako istota pośrednia między człowiekiem a Bogiem. Zaczyna się rola miłości, tak wżyciu Damiela, jak i w całym filmie. Co stało się dalej? To każdy powinien zobaczyć i przemyśleć sam, ponieważ nie chciałbym w żaden sposób zniekształcać wymowy "Nieba…". Powiem jedynie, że oprócz chwil bardzo ciężkich, powodujących pewne zmęczenie u oglądających, są też fragmenty dające wytchnienie (nie chciałbym tu jednak brnąć w ich wartościowanie). Myślę, iż nie do przecenienia będzie zwłaszcza rola Petera Falka (tak, to właśnie Colombo, to nie pomyłka), który gra tu aktora, a żeby było jeszcze ciekawiej, nazywającego się Peter Falk… Reasumując moje refleksje, oceniam film Wendersa jako bardzo dobry. Mnie osobiście, jak już wspomniałem, oglądało się go dość ciężko, ale to absolutnie nie przynosi mu ujmy. Subtelne aktorstwo, poetyckie dialogi, wolna fabuła, nietypowy montaż, wymowne zdjęcia, głębokie przesłanie. To nie czyni raczej "Nieba…" filmem efektownym czy porywającym, ale z pewnością nietuzinkowym i wartościowym. Niektórzy widzowie mogą poczuć po seansie zmęczenie, ale moim zdaniem warto się czasem trochę pomęczyć… Wszakże film z całą pewnością pozwoli nam odkurzyć spojrzenie na miłość. Porządki są może i męczące, jednak z pewnością potrzebne każdemu.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powojenny Berlin. Podzielone murem miasto duchów, zarówno w przenośni, jak i w sensie zgoła dosłownym.... czytaj więcej
Filmowe opus magnum Wima Wendersa to z pewnością jedno z tych dzieł, wobec których nie można pozostać... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones