Recenzja serialu

Zadzwoń do Saula (2015)
Vince Gilligan
Michelle MacLaren
Bob Odenkirk
Jonathan Banks

Prawnik bezprawia

Szyty na miarę klasycznego spin-offu „Better Call Saul” po lekkim poślizgu miał premierę w lutym 2015 roku i z miejsca stał się rekordzistą. Pierwszy odcinek obejrzało bagatela siedem milionów
Telewizje komercyjne od zawsze kierowały się maksymą totalnego wyciągania korzyści z emitowanych produkcji. Jeśli jakiś serial okazywał się sukcesem po pierwszym sezonie, można było mieć pewność, że jego kontynuacja będzie trwać dopóty, dopóki nie wyczerpie się widownia lub scenarzystom nie braknie kreatywności, by sensownie go skończyć. W wyjątkowych sytuacjach anulowano emisje ze względu na problemy techniczne, personalne lub tragedie na planie – jak w przypadku serialu „LuckDavida Milcha, który zamknięto po dziewięciu odcinkach, ze względu na śmierć trzeciego z kolei konia.




Nie od dziś wiadomo, że kurze znoszącej złote jajka głowy się nie ucina. Kiedy serial „Breaking BadVince’a Gilligana chylił się ku końcowi, genialnym w zamyśle siódmym sezonem, rzesze fanów nie mogły doczekać się reaktywacji jednego z barwniejszych bohaterów produkcji – rezolutnego prawnika Saula. Szyty na miarę klasycznego spin-offu „Better Call Saul” po lekkim poślizgu miał premierę w lutym 2015 roku i z miejsca stał się rekordzistą. Pierwszy odcinek obejrzało bagatela siedem milionów widzów, plasując serial na pierwszym miejscu w historii telewizji kablowych, z największym otwarciem sezonu.







Z początku Gilligan zastanawiał się, czy produkcja w ogóle odniesie jakikolwiek sukces i obawiał się wielkiej klapy. Jak okazało się, że bardzo się mylił. Historia prowincjonalnego prawnika z Albuquerque w Nowym Meksyku, świadomie i sprawnie balansującego na granicy prawa i bezprawia, okazała się nie lada sukcesem. Nakręcony w duchu klimatu swojego pierwowzoru serial „Better Call Saul” już po pierwszym sezonie okazał się sprawnym i niezależnym sukcesorem spuścizny „Breaking Bad”. Czy jednak widzowie nieznający historii chorego na raka chemika byliby w stanie czerpać z odbioru tyle samo przyjemności, co rzesze zaznajomionych z hitem telewizji AMC? Pomimo że sporo jest w „Better Call Saul” nawiązań do poprzedniego serialu Gilligana, trzeba twórcom oddać, że potrafili stworzyć oryginalną serię z barwnymi postaciami, która potrafi obronić się sama, bez potrzeby rozpisywania reminiscencji ani sztucznych retrospektyw, mających ułatwić widzom odbiór.



Punktów styku obu seriali jest w „Better Call Saul” sporo. Już w pierwszym odcinku oglądamy Tuco – znanego z „Breaking Bad” charakterystycznego Latynosa i dilera, na którego w niewygodnych okolicznościach przyrody trafia właśnie Saul. Początki perypetii głównego bohatera pokazują, że widzowie będą mieli do czynienia z człowiekiem bawiącym się literą prawa tak, jak małe dzieci bawią się fajerwerkami. Korzystając z nadarzającej się okazji, wchodzi w układ z dwoma narwanymi młodziakami, wykorzystując ich kaskaderskie umiejętności do naciągania nieświadomych ofiar wypadków. Pewny siebie, ale zachowujący zdrowy dystans Saul (Bob Odenkirk) jest typowym oportunistą z kodeksem karnym pod ręką. Nie dość, że będzie szlifować swoje prawnicze umiejętności, broniąc złoczyńców, to jeszcze będzie wchodził w ciemne interesy ze społecznym marginesem. Wszystko po to, by zaistnieć na lokalnej scenie sądowej i dosięgnąć chwały, jaką okrył się jego brat Chuck (Michael McKean) – swego czasu prawniczy guru. Wraz z rozwojem akcji pojawi się również inny uwielbiany bohater „Breaking Bad”, czyli Mike Ehrmantraut (Jonathan Banks) – wciąż ze swoim kamiennym i znudzonym wyrazem twarzy oraz niestrudzoną stanowczością i postawą twardziela, której nie byłoby w stanie poruszyć nawet trzęsienie ziemi. Idealnie wpisany w rolę „bezbarwnego” parkingowego dostaje tu swoje przysłowiowe pięć minut na rozwinięcie historii tejże postaci. W poprzednim serialu Mike grał już bowiem mocno z rozpędu. Poczynania duetu, jaki tworzy on z Saulem, będą miały wymierne skutki w procesie przemiany wewnętrznej głównego bohatera. Szczególnie, że Mike przypomina postać Wolfa (Harvey Keitel) z „Pulp Fiction”, a jego charakterologiczna dwoistość (dla świata prawego i świata bezprawia) będą idealnie kontrastować z jednorodnie zmieniającym się Saulem, niebezpiecznie balansującym na granicy rozsądku i zidiocenia.







Albuquerque nie jest metropolią. Przypomina raczej senne, pustynne miasteczko, w którym jedyną rozrywką jest kolorowa wata cukrowa, a najnowszym kulturalnym osiągnięciem możliwość skrętu w prawo na czerwonym świetle. Można odnieść wrażenie, że przed chwilą ludzie nosili na butach ostrogi i dopiero niedawno rewolwery zamienili na skórzane teczki z dokumentami. W takiej scenerii kariera prawnika wydaje się być nieco kuriozalna, choć i w takim miejscu prawo musi być przestrzegane, a złoczyńcy uczciwie sądzeni. Saul jest w tym świecie jeszcze płotką. Wykłóca się o brakujące dolary w urzędowym okienku za kolejną przegraną sprawę, a prywatnie opiekuje się swoim bratem Chuckiem, którego prawnicza sława upada z dnia na dzień z powodu nietypowej choroby. Chuck jest uczulony na fale radiowe i elektryczność, dlatego ciągle siedzi w domowych ciemnościach, przykryty kocem odbijającym technologicznie „zanieczyszczone powietrze”. Pomysł nie tylko oryginalny, ale otwierający twórcom możliwość zróżnicowania oświetlenia, które w serialu jest lekko zgniłe, przypominające żółto-zieloną sepię, przez to też oddające ducha czasów, kiedy przed odebraniem telefonu komórkowego wyciągało się z aparatu antenkę. Zmieszanie barw liściastej zieleni i piaskowej żółci tym bardziej przynosi na myśl klimat westernu, ale zamiast pojedynków na środku ulicy dostajemy walkę cnót z moralnym zepsuciem na sądowej sali i poza nią.






Związek filmowego rzemiosła i ekspresji artystycznej został w „Better Call Saul” bardzo umiejętnie pokazany, nawiązując do klimatu kina noir. Wzajemne uzupełnianie się cieni i snopów światła twórcy wykorzystali świadomie, chcąc pokazać charakterologiczny dualizm głównego bohatera. Balansowanie na granicy prawa i bezprawia to jedno, ale głównym wątkiem serialu jest pokazanie wewnętrznej przemiany Saula, który trudząc się walką w imieniu prawa, staje się dzięki niemu coraz bardziej zdeprawowany, zatracając poczucie dystansu i elastycznie podchodząc do tematyki ludzkiej moralności oraz etyki zawodowej. Jest kilka scen-retrospektyw z czasów młodzieńczego buntu Saula, kiedy to razem z kumplem Marco zajmowali się naciąganiem naiwniaków na swoje hochsztaplerskie sztuczki barowe. Po jednym nieudanym numerze Saul postanawia iść dalej i „zrobić coś” ze swoim życiem; Marco zaś do dziś sączy piwo w przydrożnym barze, czekając na łatwy przypływ kilku dolarów. Saul od tamtej pory osiągnął wiele, ale paradoksalnie dzięki swojej prawniczej determinacji i upartym charakterze ponownie wraca do punktu, z którego wyruszył, odsuwając na bok praworządność i przedkładając nad nią chęć łatwego zysku. Kiedy po latach znów spotyka Marco, obaj na pierwszy rzut oka różnią się praktycznie wszystkim. Twórcy serialu co chwila jednak puszczają do widza oko, dając mu do zrozumienia, że powierzchowne traktowanie bohaterów jest krzywdzące, a ludzi nie powinno się oceniać po pozorach. Pozór jest bowiem w „Better Call Saul” nie tylko spoiwem trzymającym bohaterów w interesujących grach interpersonalnych, ale też elementem zaskoczenia dla publiczności, bo przewidzieć kolejny ruch bohatera to jedno, ale odgadnąć, kim tak naprawdę jest i jakie ma zamiary, to już zupełnie inna sprawa.






Better Call Saul” jest hasłem promocyjnym Saula, z którym zetknęli się widzowie „Breaking Bad”. Był on już dobrze usytuowanym prawnikiem, do którego zgłaszali się głównie winni zwyrodnialcy w potrzebie. Słynął z lojalności wobec klienta (niezależnie od tego, kim był), cwaniackiego krasomówstwa i przemyślanej strategii obrony, dlatego był niezbędnym bohaterem w niebezpiecznej grze narkotykowych dilerów i chemików produkujących metamfetaminę. W „Better Call Saul” hasło to nie pada w pierwszym sezonie ani razu. Nikt jeszcze nie wie, kiedy i jak Saul zacznie tworzyć swoje małe prawnicze uniwersum, będące bezpieczną przystanią dla gangsterów. Zanim do tego dojdzie, natknie się zupełnie przypadkiem na sprawę wyłudzania pieniędzy od lokatorów domu spokojnej starości i sprzedawania im mocno przecenionych ubezpieczeń na życie. Rycerskość i poszanowanie człowieka w potrzebie nie pozwalają mu siedzieć cicho, dlatego rozpoczyna własne śledztwo, w które zostaną zamieszani wszyscy znajomi i oponenci z prawniczego światka oraz brat Chuck, który dzięki tej sprawie poczuje znowu wiatr w żaglach.







Postać Saula jest o tyle niesamowicie rozpisana, że widz wciąż mu kibicuje i chce, żeby mu się powiodło, niezależnie od tego, czy działa zgodnie z prawem, czy też je nagina na własne potrzeby. Sam bohater twierdzi, że jest najlepszym prawnikiem na świecie. Gdy wraz z kaskaderskimi młodziakami trafia w ręce gangstera Tuco, udaje mu się wynegocjować postrzał w nogę, zamiast śmierci. Zaczyna się wciągająca widzów gra, w której stawką nie jest życie bohaterów serialu, ale ich moralność. Zamiast błahych porachunków na pięści i pistolety oglądamy karnawał ludzkich intryg, szykan, psychologicznych wojen, nietypowych przyjaźni i rodzinnych porachunków, mających fundamentalny wpływ na postrzeganie świata i przemianę wewnętrzną. Twórca Vince Gilligan już serialem „Breaking Bad” udowodnił, że potrafi nakręcić powolnie rozwijającą się dramaturgię, której oglądanie nie kaleczy ludzkiej inteligencji, a wiarygodność wykreowanych postaci jest psychologiczną rzadkością w morzu serialowych ułatwień, skrótów myślowych i dramatycznej tandety. Pierwszy sezon „Better Call Saul” jest tego idealnym potwierdzeniem, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejną serię.
 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Prequel to maszyna do podróży w czasie. W pierwszym odcinku szóstego sezonu "Zadzwoń do Saula" policja... czytaj więcej
Prequele i spin-offy zawsze mają ten sam problem. Nie dość, że muszą dźwigać ciężar wyśrubowanych przez... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones