Recenzja serialu

Prosto w serce (2010)
Jarosław Banaszek
Filip Zylber
Anna Mucha
Filip Bobek

Prosto w komercję

Zanim wyrażę opinię o "Prosto w serce", przedstawię trochę historii. TVN na początku wziął pod lupę serial Brzydula, który został zrealizował na licencji telenoweli kolumbijskiej, z pomysłowym
Zanim wyrażę opinię o "Prosto w serce", przedstawię trochę historii. TVN na początku wziął pod lupę serial Brzydula, który został zrealizował na licencji telenoweli kolumbijskiej, z pomysłowym (ale i niepoprawnym gramatycznie) tytułem "BrzydUla". Była to produkcja z zakończeniem które przewidziałoby nawet małe dziecko, więc prędzej czy później musiała się skończyć. Jednak polskie społeczeństwo, które uwielbia, gdy w serialach wszystko jest piękne, idealne i całość kończy się ślubem głównych bohaterów (jak to w latynoskiej telenoweli), domagało się jeszcze. Tak więc scenarzyści wpadli na genialny pomysł. Kupić prawa do realizacji kolejnej telenoweli z Ameryki Południowej. Tym razem oryginalny wenezuelski tytuł (śmieszny zbieg okoliczności, dwa podobne seriale z dwóch, ciągle skonfliktowanych państw) brzmiał "Juana la Virgen", a polski "Majka". Wszystko w życiu ma swój kres, więc i ten wytwór TVN-u po zawładnięciu naszymi umysłami znikł z anteny.

"Prosto w serce" to już trzecia część sagi telenoweli latynoskich, którą funduje nam TVN. Jest to opowieść o miłości. Główna bohaterka Monika Milewska (Anna Mucha) zarabia na życie jako bokserka. Po poważnej kontuzji musi na kilka miesięcy zrobić przerwę w sporcie. Postanawia więc poszukać na ten czas innej pracy. Za radą przyjaciółki, zatrudnia się w firmie deweloperskiej bogatego przedsiębiorcy, Artura Sagowskiego (Filip Bobek). Pierwsze, co rzuca się w oczy bystremu czytelnikowi, jest to, że jedną z głównych ról gra Filip Bobek. Ten sam, który miał swoje 5 minut w "BrzydUli", i ten, który do dzisiaj ma swoje 5 minut w tabloidach. Gdy obejrzałem odcinek w telewizji, absolutnie zaskoczył mnie brak jakiejkolwiek kreatywności ze strony reżyserów. Serialowa firma wyglądała w 80% zupełnie jak ta ze wspomnianej "BrzydUli". Graficy nie raczyli nawet wymyślić lepszego logo dla tejże fikcyjnej agencji deweloperskiej. Druga sprawą, która bardzo mnie zabolała, jest dobór aktorów. Dziwi mnie, że Krzysztof Stelmaszyk, skądinąd dobry aktor, zgodził się zagrać w tej produkcji. Małgorzata Socha, naprawdę przeszła samą siebie, gdyż zagrała drugi raz to samo - głupią, zabawną idiotkę Violettę, z imieniem zmienionym na Konstancja. O Filipie Bobku można powiedzieć klasycznie, że gra tylko dla forsy i taniej sławy. Jego gra aktorska jest przeciętna, ale nie można powiedzieć, że fatalna. Główną rolę odgrywa jednak Anna Mucha, która nie jest ani aktorką, ani bokserką. Ona jest po prostu celebrytką, tak samo na planie, jak i prywatnie. Czyli gra jak celebrytka - tanio i tandetnie.

"Prosto w serce" to po prostu "BrzydUla"  zrobiona na nowo. W tym momencie mógłbym skończyć, ale obawiam się, że większość z was nie zrozumie tego podsumowania. I tak będziecie go oglądać, bo fabuła ciekawa, bo się podoba, bo zakończenie szczęśliwe... A to jest właśnie druga strona telenoweli. Po tygodniu bez kolejnych odcinków zapominasz, o czym ona była. Zapomnieliście też, o czym była "BrzydUla", a ona była praktycznie o tym samym.

TVN oraz cała grupa ITI chce być postrzegana za jedyny w Polsce holding na światowym poziomie, ale chyba każdy się zgodzi, że największym dnem popkultury są właśnie produkcje serialowe z Ameryki Łacińskiej i tabloidy, w które obecnie najwięcej inwestuje wspomniana telewizja. Nie będziemy musieli długo czekać, aż do TVN-owskich programów zaczną przychodzić Bobek i Mucha, zabijając naszą inteligencję swoimi słodkimi komentarzami na poziomie dorastających nastolatek.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones