Recenzja gry

Half-Life 2 (2004)
David Speyrer

Przełom w gatunku, volume 2

Rewolucjoniści spod bandery Valve nie mogli z "Half-Life'a 2" zrobić jakiegoś tam tylko dobrego FPS-a, do złamania kolejnych barier obligował ich nie tylko przełomowy koncept w sferze narracyjnej
Rewolucjoniści spod bandery Valve nie mogli z "Half-Life'a 2" zrobić jakiegoś tam tylko dobrego FPS-a, do złamania kolejnych barier obligował ich nie tylko przełomowy koncept w sferze narracyjnej pierwszej części, ale również poczucie ewolucyjnej służby (Steam, komputer Steam Machine) dla świata gier. Problem, że w 2004 roku eksploatacja rynku na płaszczyźnie treści była już dość mocno zaawansowana, stąd też - by dochować doniosłości rewolucji - głównym orężem producenta stał się, potrafiący wyczyniać niewyobrażalne wówczas harce w fizyce silnik Source.

Zostawmy jednak technikalia na później. Obie części "Half-Life'a" łączy bowiem klamra w postaci prologów (wagon) oraz epilogów (G-Man, ciemność). I o ile w pierwowzorze jazda w wagoniku okazuje się ewolucyjnym preludium, o tyle w sequelu pozostaje nic nieznaczącą wstawką. Mylił będzie się jednak ten, kto pomyśli, że nie odnajdziemy tu duchowego odpowiednika niezwykłej przejażdżki. Ta znajduje się pod koniec gry, w przerażających trzewiach cytadeli Kombinatu. To jeden z najważniejszych momentów tytułu, bo odkrywający przed nami część kart zasłaniających szorstką, wydawałoby się, dotąd fabułę. Powodująca ciarki na plecach, wizja świata uderza w nas z podobną siłą jak obserwacja Black Mesy zza szyby wagonika w oryginale. Tajemnicza, świdrująca umysł atmosfera "Half-Life'a" odczuwalna jest w tym momencie w pełni, wcześniej drażniąca zmysły choćby za pomocą wyśmienitego ambientu.

Wiele zmieniło się w kwestii lokacji, a właściwie zostały one wywrócone do góry nogami. Duszne wnętrza i ciasne korytarze Black Mesy zastąpiono ogromnymi, otwartymi przestrzeniami pokonywanymi w ekspresowym tempie za pomocą poduszkowca czy łazika. Dramatyczna walka jednostki o przeżycie przemienia się tu globalny konflikt o rewolucyjnym charakterze. Zachowaniu estetyki pierwowzoru stara się dochować podobny bestiariusz, wyposażenie, interfejs i oczywiście pozostający niemową Gordon Freeman. Kontrowersyjne o tyle, że w przypadku ewentualnej trzeciej części Valve stanie już przed nie lada dylematem: czy pozostać co do protagonisty wiernym tradycjom, narażając się na zarzuty przestarzałych rozwiązań; czy może dokonać kolejnej - hmm - rewolucji.

Najważniejszą jednak wspólną składową obu części - bo przecież to ich właśnie należy szukać - pozostaje... wbijanie gracza w fotel. Tyle że w pierwszej części zrobiono to za pomocą nowatorskiego sposobu opowiadania, a w drugiej robi się za pomocą odejmującym mowę fizyce i grawitacji. Interakcja z otoczeniem, możliwość użycia ogromnej ilości przedmiotów (nawet tych bez znaczenia), pełne modele 3D obiektów to autentyczny kop w zad, ale - nie zapominajmy - to przecież kierunek, który po raz kolejny wskazało branży Valve. I po raz kolejny zrobiło to we wręcz genialny sposób. Genialny, bo przecież na innej już całkiem płaszczyźnie, tak jakby żadne ograniczenia nie istniały, a trudności jakiejkolwiek natury nie były nie do pokonania. Ba, mam nieodparte wrażenie, że twórcy robią sobie z konkurencji zgrywę. Gravity Gun to nie tylko wyśmienita zabawka w świecie gry, ale autentyczne podkreślenie prawdziwej dominacji ówczesnej ery gier komputerowych.

Nie ma jednak do końca tak dobrze. Niespodziewanym pstryczkiem dla "Half-Life'a 2" okazał się konkurencyjny "Doom³" amerykańskiego id Software ("Far Cry" dostaje nokaut gdzieś w V rundzie), tytuł o porównywalnych możliwościach technologicznych, ale tytuł, który na rynku pojawił się... miesiąc wcześniej od produkcji Valve. To doskonały temat do dyskusji, kompilacji, porównań, określania znaczeń dla historii gier. Także swoistego rodzaju deja vu., gdzie w końcówce lat 90. XX wieku podobny morderczy pojedynek toczyły kultowe "Quake II" i "Unreal". Dla mnie to trochę prywatny drogowskaz, że bezpieczniej czerpać z treści, choć nigdy nie odwrócę się od wizualnego piękna gier stanowiącego konieczny podkład pod fantastyczne i zapierające dech w piersiach światy.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones