Recenzja filmu

Król Kalifornii (2007)
Mike Cahill
Michael Douglas
Evan Rachel Wood

Przerost treści nad formą

"Król Kalifornii" Mike’a Cahilla to pozornie kolejna komedia familijna o poszukiwaniu skarbów. Jakim więc cudem została tak ciepło przyjęta przez uprzedzoną do tego typu konwencji krytykę? Otóż w
"Król Kalifornii" Mike’a Cahilla to pozornie kolejna komedia familijna o poszukiwaniu skarbów. Jakim więc cudem została tak ciepło przyjęta przez uprzedzoną do tego typu konwencji krytykę? Otóż w tym sympatycznym opakowaniu kryją się zręcznie zakamuflowana w ograny schemat niezwykle aktualna myśl oraz interesujące sylwetki bohaterów. Jednak to, co widzimy na ekranie nie zwiastuje żadnych rewelacji. Jeśli – jak to zwykle bywa – miałabym oceniać techniczne walory obrazu, recenzja ta zamknęłaby się w kilku zdaniach, bowiem każdy element tej produkcji (łącznie z fabułą) jest po prostu przeciętny. Zbyt przeciętny jak na dramatyczną historię nastolatki, która jest tłem dla zdarzeń, których jesteśmy świadkami. A wygląda ona tak: szesnastoletnia Miranda (Evan Rachel Wood) mieszka sama na obrzeżach prowincjonalnego miasteczka. Rzuciła szkołę i pracuje na dwie zmiany w McDonaldzie, aby utrzymać dom. Gdzie jej rodzice? Matka odeszła kilka lat temu, a ojciec Charlie (Michael Douglas) przebywa tymczasowo w zakładzie psychiatrycznym. W każdym razie to ona musiała się nim opiekować. Teraz poukładała sobie życie bez nieprzewidywalnych wybryków ojca. "Bez niego wszystko idzie łatwiej" – stwierdza. Jednak film rozpoczyna się w momencie, gdy Charlie wychodzi z zakładu, aby ponownie przewrócić do góry nogami poukładane życie córki. I wtedy melancholijną narrację zastępuje humorystyczna opowiastka o starciu wiecznie fantazjującego ojca z rozsądną córką, ale… Właśnie. Czy rzeczywiście są aż tak różni? Od samego początku zaznaczona jest grubą kreską granica między światem Charliego, a tym współczesnym, hołdującym dowodom i realizmowi. Charakter filmu – od komediowego starcia do złożonego studium postaci – zmienia się wraz z przekraczaniem tej kreski przez Mirandę. Z początku stoi ona zdecydowanie w opozycji do niedojrzałego w jej oczach ojca, którego postawę traktuje jako ucieczkę od pełnej obowiązków i rozczarowań rzeczywistości. Z czasem jednak, choć wciąż z zachowaniem dużej rezerwy, daje się wciągnąć w jego działania. Momentem, który, w moim odczuciu, niejako symbolizuje wspomnianą granicę między dwoma "światami" lub lepiej: spojrzeniami na świat jest scena, w której Miranda obserwuje pełnego pasji, poszukującego skarbu Charliego, aby za chwilę spojrzeć przez lornetkę na znudzonych życiem, koczujących pod sklepem mieszkańców miasteczka. "Król Kalifornii" może być odczytany na wielu płaszczyznach, ale przewodnim motywem filmu są pogoń za marzeniami i własne, czyli niezakłócone przez wpływy otoczenia, spojrzenie na życie. Pod tym względem bardzo przypomina mi "Don Juana DeMarco". Treść niby zupełnie inna, ale przesłanie pozostaje to samo. Tak jak pytanie: na ile można dostosować się do otoczenia, by wciąż pozostać sobą? Nie będzie przesadą jeśli powiem, że sylwetki głównych bohaterów: Mirandy i Charliego to prawdziwy majstersztyk. Najdrobniejsze szczegóły pokazane na ekranie odkrywają przed nami wciąż to nowe zakątki ich dusz. Nie można tu zapomnieć o aktorach, bez których postaci nie byłyby tak "żywe": świetnej Evan Rachel Wood i Michaela Douglasa, który każdym gestem wymownie ukazuje szaleństwo Charliego. "Król Kalifornii" to mimo skromnej, aczkolwiek humorystycznej oprawy niezwykle bogaty film, którego prawdziwą wartość odkryjecie dopiero po zniknięciu napisów końcowych.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones