Recenzja filmu

Yor, myśliwy z przyszłości (1983)
Antonio Margheriti
Reb Brown
Corinne Cléry

Przygody radosnego blondyna

To nieskomplikowana atrakcja w sam raz na wieczór filmów tak złych, że aż dobrych.
Lata 80. to specyficzny okres w historii, w którym powstawały też specyficzne filmy. Nie inaczej jest z "Yorem, myśliwym z przyszłości" czyli, innymi słowy, ubogim krewnym "Conana Barbarzyńcy". Nie wiadomo skąd Yor się wziął. Niejasne jest jego pochodzenie. Po prostu siedzi w krzakach i w odpowiednim momencie z nich wychodzi, by uratować jakieś dziecko, starca czy niewiastę. Tak też zaczyna się omawiany film. Jak się okazuje Yor, w którego na ekranie wciela się Reb Brown, sam nie wie jak się w zasadzie pojawił na tym świecie, ale bardzo chciałby się dowiedzieć. Chodzi zatem po okolicy i nagabuje ludzi. Na jego szczęście ci ostatni, na jakich trafił wiedzą co nieco o tajemniczym medalionie, który protagonista nosi na szyi. Talizman ów jest kluczem do rozwiązania zagadki pochodzenia roznegliżowanego wojownika. Nasz bohater rusza więc w pełną niebezpieczeństw oraz przygód podróż ku własnej tożsamości. Towarzyszą mu pewna rozebrana samica oraz jakiś stary koleś, który jest jej osobistym opiekunem. Po drodze spotykają różne dziwne postaci, walczą z potworami i wrogimi plemionami, przeżywają niesamowite przygody, by w końcu odkryć tajemnicę istnienia.

Film "Yor, myśliwy z przyszłości", jak można się domyślić, nie jest wielkim hollywoodzkim widowiskiem i jest to w zasadzie jego zaleta. Autorzy nie mieli ogromnego budżetu. Stąd też za potwory muszą służyć gumowe kukły, które aktor sam popycha, by nadać wrażenie ruchu. Mimo to nie można się o to zbytnio gniewać. Yor to uśmiechnięty, pełen entuzjazmu, młody mężczyzna, którego dzięki tym cechom łatwo polubić. Reszta postaci też wypełnia powierzone im role z poświęceniem i oddaniem. Produkcja została stworzona z prawdziwej pasji i stanowi swoistą zabawę dla widza. Jest to na pewno dzieło powołane do życia po to, by dostarczać maksymalnie dużo rozrywki. Akcja jest wartka. Nie ma niepotrzebnych przestojów. Nieliczne dłuższe dialogi nie są irytujące. Efekty specjalne są, jakie są, ale bywają gorsze.

Bardzo efektownie prezentuje się plakat, na którym Yor coś krzyczy, rozrywając niewidzialną koszulę. Wprawdzie trudno znaleźć podobny kadr w samym obrazie, ale nie szkodzi to, jeśli plakat zachęca do seansu swoim epickim charakterem. Inną zaletą jest ścieżka dźwiękowa autorstwa Johna Scotta, znanego i lubianego kompozytora muzyki do filmów mniej znanych. Idealnie pasuje ona do bombastycznych przygód jasnowłosego herosa, nadając produkcji wręcz kultowy status.

"Yor, myśliwy z przyszłości" jest także ciekawym połączeniem gatunków. Przez większą część czasu wygląda jak film fantasy, czy też miecza i magii. Na koniec jednak niespodziewanie skręca w stronę sci-fi. Pojawiają się laserowe bronie i latające pojazdy. Można powiedzieć, że w ten sposób produkcja może zadowolić jeszcze większą liczbę odbiorców. Jest to więc nieskomplikowana atrakcja w sam raz na wieczór filmów tak złych, że aż dobrych.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones