Recenzja filmu

Anioły i demony (2009)
Ron Howard
Tom Hanks

Religia vs. Nauka

Chyba nie ma osoby, która nie słyszała o "Kodzie Leonarda da Vinci". Powieść Dana Browna spowodowała niemal wybuch III wojny światowej. Kościół wzywał do bojkotu zarówno powieści, jak i
Chyba nie ma osoby, która nie słyszała o "Kodzie Leonarda da Vinci". Powieść Dana Browna spowodowała niemal wybuch III wojny światowej. Kościół wzywał do bojkotu zarówno powieści, jak i ekranizacji. Również w Polsce miały miejsce tego typu zachowania. Niektórzy katolicy poczuli się obrażeni, inni przeczytali powieść i obejrzeli film, po czym pozostali przy swoich przekonaniach, jeszcze inni zmienili całkowicie poglądy na temat wiary. A ja? Ja słuchałem tej batalii i śmiałem się do rozpuku, w ogóle nie rozumiejąc, o co tyle krzyku. Prawdę mówiąc dla mnie Brown mógł nawet napisać, że Jezus był zielony i miał czułki, a na końcu wcale nie zmartwychwstał, tylko wrócił do domu. I tak by mnie to nie obraziło. Prawda była taka, iż Brown napisał genialną komercyjnie książkę, na której podstawie nakręcono przeciętny film. Mimo to na premierę "Aniołów i Demonów" wybrałem się z chęcią powodowany czystą ciekawością. Spodziewałem się, tak jak poprzednio, przeciętnego filmu. Teraz, po seansie, muszę przyznać, iż zostałem pozytywnie zaskoczony. Tym razem jednak nie poznamy nowych skandalicznych faktów z życia Jezusa. Dane nam będzie obejrzeć, jak Robert Langdon, z człowieka wmieszanego w największy skandal religijny w historii, stanie się obrońcą Watykanu. Otóż Stolicy Apostolskiej zagrażają Iluminaci, którzy pragną usunąć Kościół z powierzchni ziemi. Chcą to osiągnąć detonacją bomby, do której prowadzi szereg ukrytych symboli i wskazówek. Oczywiście odczytać je (ba! w ogóle znaleźć) potrafi tylko nasz profesor. Jako że fabuła nie zawiera zbytnich kontrowersji, tym razem uniknięto waśni, dyskusji, które towarzyszyły poprzedniemu obrazowi. Jednak ekipa filmowa nie uniknęła pokuty za popełnione poprzednio świętokradztwo. Filmowcy nie musieli bynajmniej odmawiać wszystkich zdrowasiek nieskończoną ilość razy. Owa pokuta polegała bowiem na niedopuszczeniu twórców do kręcenia zdjęć w kilku rzymskich kościołach. Jak na złość decyzja ta wywołała już (a pewnie przybierze to jeszcze większe rozmiary) dyskusję na temat potencjalnych tajemnic Watykanu, które to Kościół stara się za wszelką cenę uchronić przed wyjściem na światło dzienne. Cóż, widać przy tego typu produkcji dyskusje są nieuniknione. Filmowcy jednak dowiedli, iż w Hollywood "niemożliwe nie istnieje" i mimo zakazu zdołali perfekcyjnie odtworzyć wnętrza kościołów. Czas najwyższy już jednak odejść od rozważań nad skandalami czy kontrowersjami i przejść do właściwej recenzji. W przeciwieństwie do "Kodu" w "Aniołach" akcja rozpoczyna się od pierwszej sceny. Szybko się także rozkręca. Będziemy więc świadkami pościgów, morderstw, które to zapewnią, że pomimo tego, że film jest długi, nie będziemy się nudzić. Bardziej dynamiczne sekwencje będą przeplatane licznymi ciekawostkami i faktami o historii Kościoła i Iluminatów. Oczywiście mało kto (na pewno nie ja) będzie sprawdzał, czy choć jedna informacja ma jakiekolwiek pokrycie z rzeczywistością. Jednak w tej produkcji nie chodzi o prawdę historyczną, a o czystą rozrywkę. Przedstawiony spisek gwarantuje ją na dobrym poziomie, co jest chyba najważniejsze. "Anioły i Demony" wypadają też całkiem dobrze od strony technicznej. Aktorstwo wypada bardzo dobrze. Tom Hanks, w mojej subiektywnej opinii, wypadł dużo lepiej niż w "Kodzie", partnerującej mu Ayelet Zurer także nie można nic zarzucić. Jednak najlepszą kreację stworzył Ewan McGregor. Kamerling w jego wykonaniu to najbardziej charyzmatyczny duchowny jakiego możemy obserwować, zresztą postać ta najbardziej zapada w pamięć po seansie. Wszystkim drugoplanowym postaciom także nie można nic zarzucić. Prócz tego obraz pcha do przodu ścieżka dźwiękowa Hansa Zimmera. Jednak o ten element byłem spokojny, gdyż jeszcze nie zdarzyło się bym zawiódł się efekcie pracy tego kompozytora. Wspomniana już wcześniej wartka akcja wiążę się jeszcze z jednym plusem i minusem. Mocną stroną jest brak wątku romantycznego. Rysą jest natomiast finalna scena tuż przed wybuchem. Ten kaskaderski wyczyn z McGregora był jedyną sekwencją, która wywołała u mnie uśmiech politowania. Pod koniec wspomnę jeszcze, iż rozrywki dostarcza nie tylko tempo akcji, lecz także kilka humorystycznych scen i dialogów. W pełni spełniają one swe zadanie, gdyż (przynajmniej w moim wypadku) wywołały salwę szczerego śmiechu. Prócz tego znalazło się też miejsce na reklamę jednej z polskich stacji telewizyjnych. Obejrzeć watro nawet dlatego, by dowiedzieć się który to nasz informacyjny kanał potrafił się "wkręcić" do tej produkcji. Dan Brown dowiódł drugi raz, że napisanie dobrze sprzedającej się książki to dla niego bułka z masłem, natomiast Ron Howard znów pokazał, iż potrafi ją przenieść na duży ekran. "Anioły i Demony" mimo powtórzenia schematu z "Kodu" wypadają o niebo lepiej niż poprzednik. Seans się nie dłuży, a akcja wciąga (czyli odwrotnie niż  "Kodzie"). Jeśli tendencja wzrostowa zostanie utrzymana, to z miłą chęcią obejrzę też trzecią część przygód Roberta Langdona. (Książki nie czytałem i nie zamierzam tego robić. Film oceniam jako kino czysto rozrywkowe, nie z perspektywy literackiego pierwowzoru.)
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po sukcesie "Kodu Da Vinci" wiadome było, że w najbliższym czasie przeniesione na ekran zostaną "Anioły i... czytaj więcej
"Anioły i Demony" to kolejna odsłona kultowych przygód profesora Roberta Langdona, znanego z "Kodu da... czytaj więcej
Nie trzeba być molem książkowym, by pamiętać słynną burzę, jaką wywołała historyczno-sensacyjna powieść... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones