Recenzja filmu

Blue Velvet (1986)
David Lynch
Isabella Rossellini
Kyle MacLachlan

Rzecz o uchu w trawie

Szanowny Widzu, co byś zrobił, gdybyś podczas spaceru po zielonej łące, przypadkowo dostrzegł w trawie odcięte ludzkie ucho? Czy przeszedłbyś obojętnie dalej, wmawiając sobie, że to na pewno
Szanowny Widzu, co byś zrobił, gdybyś podczas spaceru po zielonej łące, przypadkowo dostrzegł w trawie odcięte ludzkie ucho? Czy przeszedłbyś obojętnie dalej, wmawiając sobie, że to na pewno tylko złudzenie? Czy może przystanąłbyś, żeby się temu  dokładniej przyjrzeć? Zapewne większość z nas poszłaby dalej, śmiejąc się w duchu z podszeptów bogatej wyobraźni. Bo też ludzkie ucho w trawie to raczej rzecz nieczęsto spotykana.

Gdyby młodziutki Jeffrey Beaumont (Kyle MacLachlan) zrobił tak, jak uczyniłaby większość z nas, prawdopodobnie nie powstałby w głowie Davida Lyncha pomysł na jeden z jego najlepszych filmów. W konsekwencji chłopak nie wplątałby się w skomplikowaną intrygę z piosenkarką z nocnego klubu (Isabella Rossellini) w roli głównej. Nie miałby także sposobności, żeby poznać pewnego psychopatycznego osobnika imieniem Frank (Dennis Hopper), którego charakteryzuje zamiłowanie do wdychania czystego tlenu, uwielbienie dla błękitnego aksamitu oraz odnajdywanie przyjemności w znęcaniu się nad innymi. Jeffrey straciłby również możliwość poznania pewnego niewinnego i pomocnego blond dziewczęcia (Laura Dern). Zaś jednym słowem, my widzowie stracilibyśmy szansę na uczestnictwo w bardzo elektryzującymi trzymającym w napięciu widowisku. Nie byłoby intrygujących bohaterów ani dziwnych zbiegów okoliczności. 

Trudno jednym słowem określić gatunek, jakim jest "Blue Velvet". Thriller? Dramat erotyczny? Kryminał? W tym filmie jest wszystkiego po trochu. Nie mogło zabraknąć również specyficznego dla Davida Lyncha poczucia humoru. Historia jest niebanalna, nic nie jest tu oczywiste. Wciąga już od pierwszych minut. Sielska, spokojna amerykańska mieścina i ciemna tajemnica, która przyciąga młodego bohatera, pomimo lojalnych ostrzeżeń i oznak pewnego niebezpieczeństwa. Tak jak w późniejszym "Miasteczku Twin Peaks" to miejsce ma swoją drugą naturę. Naturę, która budzi się dożycia po zmroku i pełna jest przemocy oraz występku. W nocy wszystko i każdy wygląda inaczej, mroczniej.

Jak zwykle u Lyncha oryginalne i nieco przerysowane charaktery zostały odegrane śpiewająco. Przede wszystkim największe oklaski należą się Dennisowi Hopperowi. Frank Booth w jego wykonaniu śmieszy i przeraża, intryguje i odpycha. Aktor stworzył w tym filmie znakomitą i kultową już kreację. Isabella Rossellini i jej Dorothy Vallens to na przemian seksowny wamp i obiekt pożądania dla wielu mężczyzn oraz bezbronna kobieta, poszukująca swego obrońcy i rycerza. No i młodziutki Kyle MacLachlan, na którego jak zwykle patrzy się z dużą przyjemnością.

Zdecydowanie polecam "Blue Velvet" tym wszystkim, którzy oczekują od kina oryginalności, niespodzianek i specyficznego humoru. Film powinien spodobać się tym, którzy lubią drobne niuanse, przerysowane postaci i sytuacje. No i oczywiście polecam go wszystkim tym, którzy nie przeszliby obojętnie obok odciętego ucha w trawie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po porażce "Diuny", nad której ostatecznym kształtem władzę miał producent Dino De Laurentiis, David... czytaj więcej
Soczyście zielona trawa, idealnie błękitne niebo, śnieżnobiałe domki, zadbane ogródki, życie toczące się... czytaj więcej
Ten film jest na razie najlepszym filmem Lyncha, jaki oglądałem (był jednocześnie dopiero czwartym). Jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones