Recenzja filmu

Człowiek z blizną (1983)
Brian De Palma
Al Pacino
Steven Bauer

Say hello to my little friend!

Filmy traktujące o gangsterach są jednymi z najciekawszych w światowej kinematografii. Przy okazji nie rzadko są wzorowane na wydarzeniach "z życia wziętych". Dzieło Briana De Palmy jest
Filmy traktujące o gangsterach są jednymi z najciekawszych w światowej kinematografii. Przy okazji nie rzadko są wzorowane na wydarzeniach "z życia wziętych". Dzieło Briana De Palmy jest odnowioną wersją klasycznego kryminału z 1932 roku pod tym samym tytułem. "Człowiek z blizną" filmem dokumentalnym oczywiście nie jest, bo i twórcy nawet nie mieli takich zamiarów. Jego fabuła zostaje jedynie nakreślona poprzez fakty historyczne, które w rzeczywistości stanowią preludium do późniejszych wydarzeń.  Sceny otwierające film to między innymi sylwetka Fidela Castro, który mówi: "...nie chcą przyswoić sobie ducha naszej rewolucji... Nie chcemy ich! Nie chcemy ich!". Jest to odniesienie do wydarzeń z 1980 roku, kiedy otworzono port Mariel na Kubie. Wskutek restrykcji politycznych tysiące emigrantów wypłynęło w stronę USA – 25 tysięcy z nich to osoby mające kryminalną przeszłość. Jednym z Kubańczyków, wierzących w tzw. "American dream" jest Antonio Montana (Al Pacino). Pobyt na Florydzie okazuje się dla niego jednak przykrym doświadczeniem, a praca w charakterze pomywacza za marne grosze nie jest spełnieniem marzeń Montany. Człowiek o takim temperamencie ma znacznie większe ambicje. Wraz ze swoim kumplem, Manolo (Steven Bauer), rozpoczyna pracę dla mafii narkotykowej i bardzo szybko wspina się po szczeblach przestępczej kariery… "Człowiek z blizną", jak już wspomniałem, nie jest dokumentem. Oliver Stone, pisząc scenariusz, opierał się na zdobytych wcześniej niezbędnych dla realizacji filmu informacjach. Miał wgląd w kartoteki policyjne, przeczesał tereny handlarzy narkotyków oraz przeprowadził wywiady z nimi i agentami FBI. Te fakty sprawiają, że łatwiej nam uwierzyć w wiarygodność oglądanych scen. Na szczególną uwagę zasługuje rewelacyjne odwzorowanie klimatu lat 80-tych, na który składają się scenerie przyjaźnie wyglądającego Miami. Umiejscowienie akcji na Florydzie nie było przypadkowe, gdyż to właśnie tam w 1980 roku masowo pojawiali się Kubańczycy. Akcja filmu rozgrywa się głównie na słonecznych plażach, nocnych klubach i później zwłaszcza w kokainowym imperium Tony'ego – głównym miejscu gangsterskich machlojek. Pozytywne wrażenie zrobiły na mnie również niesamowite ujęcia zachodu słońca z kapitalną muzyką Giorgio Morodera w tle. Oprócz jego doskonałych kompozycji usłyszymy wiele hitów disco i dance z dawnych lat, ocierających się o estetykę kiczu. Było to doskonałym posunięciem, bowiem takie utwory jak "Push It To The Limit" pozwolą jeszcze lepiej wczuć się w niesamowity klimat filmu. Reżyseria Briana De Palmy jest bezbłędna i przyznaję, że zestawienie niektórych scen na zasadzie kontrastu było strzałem w dziesiątkę. Na myśl przychodzi mi osławiona scena masakry w motelu, kiedy to spokojne, ciepłe ulice Miami ukazują się na przemian z horrorem, którego główną atrakcją jest piła łańcuchowa. De Palma, używając takich chwytów, być może chce nam coś uzmysłowić. Uświadomić można sobie, że takich zbrodni było bardzo dużo, a porachunki gangsterskie rozgrywać się mogły w każdym miejscu, nawet obok niczego nieświadomych ludzi. Anthony Montana – główny punkt mojej recenzji. Odtwórca jego roli, Al Pacino, pokazał prawdziwą klasę. Z płytkiej i wyeksploatowanej we wcześniejszych latach postaci – cwaniaka, który chce się dorobić na brudnych interesach – wyciąga znacznie więcej, niż zrobiłby to przeciętny aktor. Dzięki temu jego postać nabiera jeszcze większej dynamiki i nieprzewidywalności. A to wszystko za sprawą kunsztu gry aktorskiej Pacino, stopniowej odsłony psychiki głównego bohatera, jego rozterek i dążeń do szczęścia. W chwili, gdy go poznajemy, niewiele nam wiadomo na jego temat. Przeszłość Montany nie jest do końca jasna, lecz De Palma szybko odbiera widzowi złudzenia o jakichkolwiek pozytywach tytułowego bohatera. Już na samym początku Tony zgadza się zabić komunistę w zamian za zieloną kartę i pracę w Miami. O ile we wcześniejszych stadiach jego zbrodni można doszukiwać się jakichś uzasadnień, o tyle w późniejszych już nie. Niezłomny charakter Kubańczyka błyskawicznie wprowadza go w przestępczy światek i w dodatku pomaga w budowie nieprzeciętnej reputacji tamtejszego środowiska. Na skutek niesubordynacji popada jednak w coraz większe tarapaty i ponieważ chce liczyć się jeszcze w "grze", w rewanżu za próbę nieudanego zamachu na nim, eliminuje zleceniodawcę zamachu i swego dotychczasowego szefa - Franka Lopeza (Robert Loggia). Tony będąc na szczycie, zmienia się. Z zadufanego i nieposkromionego rzezimieszka stopniowo przemienia się w paranoika, który szuka pocieszenia w środkach odurzających i praktycznie nie rozstaje się ze swoimi ochroniarzami, ponieważ obawia się o życie. Droga Montany do świata wielkich pieniędzy i luksusów okupiona została wieloma trupami. To człowiek, którego ambicje pozbawiły wszelkich zasad moralnych. Ale czy na pewno nie ma żadnych wartości? To pytanie spada jak grom z jasnego nieba, gdy Tony odmawia zabójstwa żony i dzieci ich niedoszłej ofiary. Na to każdy samemu znajdzie odpowiedź, ale wydawać się może, że raczej mamy do czynienia z chwilowym impulsem. Montana sprawia wrażenie wyraźnie zmęczonego swoim życiem i możemy jedynie przypuszczać, że kolejne zabójstwa mogą mu już nie przychodzić tak łatwo. To jednak tylko pozory, bowiem rujnuje on życie nie tylko sobie, ale również i swojej rodzinie, osobom najbliższym. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają – Tony się o tym przekonał na własnej skórze, bo paradoksalnie to one przyczyniły się do jego klęski. Upadek moralny głównego bohatera najlepiej odzwierciedla jedna z końcowych sekwencji, kiedy to załamany Montana siedzi w swoim biurze i co chwilę zażywa kokainę. Zaszyty we własnym imperium uświadamia sobie ogrom nieszczęść, do których się przyczynił, ale dalej brnie w najgorsze. Chce rozpętać wojnę z baronem narkotykowym, mimo że ma świadomość swojego końca. W przeciągu całego seansu śledzimy niecne poczynania Tony'ego Montany i pomimo tego kim się stał i co zrobił, zaczynamy przejmować się jego losami i finalnie kibicujemy mu w walce o utrzymanie honoru. W rzeczywistości powinien on budzić odrazę, ale tak nie jest i to ze względu na fenomenalną grę Ala Pacino. To on nadał swojemu bohaterowi niesamowitą charyzmę, tchnął w niego życie i jednocześnie stworzył jedną z najbardziej nietuzinkowych postaci w historii światowej kinematografii. Film zamyka dla niektórych może nieco wyolbrzymiony, aczkolwiek bardzo efektowny finał. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że twórcy słynnego "GTA: Vice City" wzorowali się na filmie. Rezydencja Montany została perfekcyjnie przeniesiona do komputerowego świata. Z kolei "GTA 3" zapożyczyło soundtrack z tej produkcji. Dla fanów serii, takich jak ja, jest to nie lada gratka. Oprócz wspomnianego Ala Pacino w filmie zagrało wiele znanych aktorów i ogólnie rzecz biorąc wszyscy wywiązali się ze swojej pracy bardzo dobrze. Zarówno postacie drugoplanowe jak i epizodyczne, które przewinęły się chwilowo przez ekran, wypadają realistycznie i na tym polu nie można mieć zastrzeżeń. Na szczególną uwagę moim zdaniem zasługuje Robert Loggia, Harris Yulin i Steven Bauer. „Człowiek z blizną” o dziwo nie odniósł sukcesu kasowego i nie został zbyt przychylnie przyjęty przez opinię publiczną, czego dowodem jest nominacja do Złotej Maliny za najgorszą reżyserię dla Briana De Palmy (moim zdaniem zupełnie niezasłużona). Zarzucano mu między innymi nadmierne epatowanie przemocą. Owszem, film jest brutalny, ale zło w nim pokazane ma swoje uzasadnienie. De Palma nie ma zamiaru widza szokować, lecz przedstawić obraz bezwzględnej i brutalnej walki o władzę i pieniądze. Dopiero z biegiem lat zaczęto doceniać geniusz jego filmu, co zaowocowało wypuszczeniem wydania DVD po ponad 20 latach od premiery obrazu. Film polecam dosłownie każdemu. Miałem przyjemność obejrzeć go dopiero niedawno. Trwa niemal 3 godziny, ale czas przy tak świetnym kinie zlatuje nieubłaganie i praktycznie w ogóle nie poczułem, kiedy to minęło. To nie tylko film o bezwzględnym gangsterze, to również obraz o człowieku zagubionym. Człowieku rozdartym wewnętrznie, który zrobi wszystko, aby stać się "kimś", ale i o człowieku, który w rzeczywistości tęskni za ciepłem rodzinnym i uczciwą pracą. To także gorzka parodia popularnego w tamtych czasach "American dream" (czyt. Amerykański sen). Film przepełniony jest autoironią i pozbawiony w wielu produkcjach nagminnie ukazywanego patosu. Nawet sam Al Pacino przyznał, że Tony Montana to najlepsza kreacja w jego karierze i zarazem ulubiona postać. Taka rekomendacja chyba wystarczy, aby zachęcić wszystkich do sięgnięcia po "Człowieka z blizną".
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tony Montana sam podaje się za byłego więźnia politycznego, represjonowanego przez reżim Fidela Castro.... czytaj więcej
Nie wie, co to kino gangsterskie ten, kto nie poznał klasy "Człowieka z blizną". Taki można wysnuć... czytaj więcej
Brian De Palma to dziś jeden z najczęściej dyskutowanych amerykańskich reżyserów. Jego twórczość składa... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones