Recenzja wyd. DVD filmu

Niebezpieczny człowiek (2009)
Keoni Waxman
Steven Seagal
Mike Dopud

Seagal i IKEA

Stwierdzenie, że w ostatnich latach coś złego dzieje się z formą Seagala, jest tak samo odkrywcze jak uznanie, że zasiłek dla bezrobotnych w naszym kraju to nieśmieszny żart. Słynny onegdaj
Stwierdzenie, że w ostatnich latach coś złego dzieje się z formą Seagala, jest tak samo odkrywcze jak uznanie, że zasiłek dla bezrobotnych w naszym kraju to nieśmieszny żart. Słynny onegdaj aktor w swych najtłustszych (sic!) latach błyszczał tężyzną fizyczną i nażelowanymi, zaczesanymi w kucyk włosami, dziarsko łamiąc przeciwnikom gnaty w niezwykle efektowny dla widza sposób. Z magii Stevena zostało już tylko mgliste wspomnienie, a zasłużony dla aikido mistrz stanowi zaledwie (znacznych rozmiarów) cień samego siebie, tak pod względem wyglądu, jak i dokonań filmowych.

Produkcja "Niebezpieczny człowiek" idealnie wpisuje się w trend podtrzymywany przez ostatnie obrazy z Seagalem – kino sensacyjne niskich lotów, nakręcone za małe pieniądze (po części z kieszeni samego Stefka), z pożałowania godnym montażem, sztucznie przyśpieszonymi ruchami, nadmierną obecnością nieszczęsnego dublera oraz scenariuszem sztampowym do granic wytrzymałości.

Oczywiście jak to ostatnio z Seagalem bywa, w "Niebezpiecznym człowieku" również gra rolę wyszkolonej maszyny do zabijania, łamiącej karki kciukiem. Niejaki Shane Daniels (Seagal) trafia do więzienia za zabójstwo, którego nie dokonał. Po 6 latach od wykonania wyroku, prokuratura uwzględnia nowe dowody w sprawie, rekompensując Danielsowi pobyt w zakładzie karnym okrągłą sumką $300 tys. Niestety, żona Shane'a nie zdołała być wierna tak długo swojemu lubemu, zatem Steven, pardon, Daniels wychodzi na wolność sam jak palce. Nie mijają nawet 24h bez kajdanek, kiedy staje się świadkiem zabójstwa dokonanego przez dwójkę Chińczyków. Mordercy próbują wykończyć zarówno niewygodnego świadka, jak i Sergey'a, który także znajdował się na miejscu zbrodni. Po krótkiej strzelaninie Daniels ratuje chłopaka, po czym odkrywa, iż w bagażniku samochodu Chińczyków znajduje się uprowadzona dziewczyna, Tia. Cała trójka łączy siły, by przeciwstawić się chińskiej mafii i współpracujących nimi skorumpowanych stróżów prawa...
Co ciekawe, sam początek "Niebezpiecznego człowieka" daje nadzieje na film nieco lepszy od poziomu wcześniejszych tragedii. Scena walki na parkingu, tuż po opuszczeniu więzienia przez Stevena, jest nakręcona bez maskujących niedoróbki przyśpieszeń, do tego dokładnie widać ruchy "potężnie zbudowanego" Seagala (inna sprawa, że są to wyłącznie ruchy rąk, przypominające odganianie wyjątkowo natrętnej muchy tse-tse).

Niestety, im dalej w las tym gorzej, w widzu zaś z każdą kolejną sceną gaśnie wszelka nadzieja na udany seans. Że scenariusz pełen jest wyświechtanych motywów, dałoby się może przełknąć; czerstwe dialogi również mogłyby ujść twórcom płazem. Wszystko jednak zostaje położone tak przez masę żałosnych motywów niczym z kina klasy C, doprawionych tragiczną grą aktorską Stefka, jak i skandalicznie źle zrealizowanymi scenami starć na gołe pięści . Jak bowiem traktować poważnie Seagala niemalże dukającego swoje kwestie niczym czytane z karteczek umieszczonych pod stołem? Jak nie kręcić z politowaniem głową gdy boski Steven migdali się ze swoją nagusieńką filmową żonką w "pełnym rynsztunku", tj. w skórzanej kurtce z błogim uśmiechem pulchnego chłopca na twarzy?
Wspomniane wcześniej schematy to nie tylko prostacki scenariusz z maksymalnie przewidywalnymi zwrotami akcji, wypełniony kiczowatymi dialogami, ale również i same sceny pojedynków (które występują w mniejszości w porównaniu z sekwencjami strzelanin, nie wymagających od Seagala zbytniej mobilności). Co rusz widz raczony jest przyśpieszonym montażem, do tego każdy ze zbirów obowiązkowo niszczy swoim cielskiem co najmniej jeden mebel/obiekt/szybę. Czy predylekcja charakterów odgrywanych przez Seagala do destrukcji wyposażenia pokojów przeciwnikami nie zakrawa o zboczenie? Widz gotów jest pomyśleć, iż producenci "Niebezpiecznego człowieka" zawarli porozumienie z IKEĄ na dostawę znacznej ilości dewastowanych przez Stevena mebli...

Nie do przełknięcia są też inne cliché charakterystyczne dla gatunku, w "Niebezpiecznym człowieku" podane w wyjątkowo mało zjadliwej formie. Motyw Seagala detonującego naciśnięciem przycisku bombę, rozrywającą powietrze tuż za plecami idącego w stronę kamery, niewzruszonego niczym Stevena, to pierwszy przykład z rzędu. O obowiązkowym oprychu (w sumie niejednym) wylatującym przez szybę, roztrzaskującym szkło w drobny mak nawet nie warto wspominać...
Sekwencje walki wręcz, nie dość że opatrzone słabym montażem, w większości przypadków obejmującym same ręce (z rzadka nogi) głównego herosa, to do tego na zbytnie rozbudowanie nie cierpią. Czasem tylko Seagal zegnie jakiegoś byczka wpół dźwignią założoną na nadgarstek, w lwiej części scen jednak ogranicza się do popychania wrogów na stoły/krzesła/telewizory tudzież inne sprzęty rodem z katalogu IKEI.

Pomimo mieszania obecnego Seagala z błotem, daleki jestem od odsączania od czci i wiary jego dokonań. Steven z czasów "Nico" i "Szukając sprawiedliwości" to właśnie Steven jakiego chcemy oglądać na ekranie. Nie nalany misio z 30-kilogramową nadwagą, wiecznie opatulony w skórzany płaszcz/kurtkę (których, o zgrozo, nie zdejmuje nawet w scenach łóżkowych) i nie Stefek wysługujący się dublerami. Nie oszukujmy się, Seagal zawsze należał do aktorów grających ciałem, zatem aparycja jest w jego przypadku narzędziem pracy. Jedyna nadzieja to powrót Seagala do względnej tężyzny fizycznej, rezygnacja z zastępstwa w scenach mordobicia oraz współpraca z reżyserem odcinającym się od tanich "budżetówek", ze względnie udanymi produkcjami na koncie.

Tytułem dygresji: "Niebezpieczny człowiek" nie nadaje się nawet do oglądania jako niezamierzona parodia gatunku. Jest zbyt nieświeży, zbyt przesiąknięty chwytami z filmów przeznaczonych od razu na rynek DVD, do tego nudny, nie oferujący nawet solidnie zmontowanych scen akcji/strzelanin/pościgów. Seagal w najgorszym wydaniu – omijać.

W telegraficznym skrócie: Seagal walczy bardziej z nadwagą niż z przeciwnikami; żałośnie przyśpieszone ujęcia w nielicznych scenach akcji są gwoździem do trumny; słaby scenariusz i kiepska gra aktorska Stevena dopełniają obrazu nędzy i rozpaczy.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones