W dzieciństwie z pasją oglądałem "Drużynę A". Pamiętam jak z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego odcinka. Emocjonowałem się przygodami nieziemsko przerysowanych bohaterów. Byłem zachwycony
W dzieciństwie z pasją oglądałem "Drużynę A". Pamiętam jak z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego odcinka. Emocjonowałem się przygodami nieziemsko przerysowanych bohaterów. Byłem zachwycony wspaniałą czołówką i niezapomnianym motywem muzycznym. To jasne, że czekałem na wersję kinową.
Nie jest łatwo zrobić dobry film na podstawie kultowego serialu. Przykładem może być średnio udane "Miami Vice" Michaela Manna. Należy odpowiednio ułożyć scenariusz, tak aby zadowolić jednocześnie zatwardziałych fanów oryginału i widzów, którzy nie mają pojęcia o pierwowzorze. Wypadałoby też choć trochę uchwycić klimat serialu. Różne, dziwne zmiany raczej nie wychodzą na plus. I właśnie tak jest tutaj. Z prawdziwej "Drużyny A" mamy tylko czwórkę głównych bohaterów. Wszystko pozostałe zostało pominięte lub zmienione. Na pewno nie spodoba się to miłośnikom oryginalnej wersji. Zespół pod wodzą Pułkownika Hannibala Smitha zostaje wrobiony w kradzież i zabójstwo, w konsekwencji czego ląduje w więzieniu. Oczywiście postanawiają oni odzyskać dobre imię i oczyścić się z zarzutów, a przy okazji zdemolować wszystko, co stanie im na przeszkodzie. Fabuła nie jest bardzo skomplikowana, ale mimo to wzbudza ciekawość i trzyma w napięciu do samego końca.
Obsada wygląda imponująco. Popis gry aktorskiej dał Sharlto Copley, który jako Kapitan Murdock jest najjaśniejszym punktem filmu. Wspaniale zagrał szalonego pilota, trzeba przyznać, że przyćmił swoją rolą resztę sławnej ekipy. Dobrze pokazali się Bradley Cooper jako Face i Jessica Biel w roli Kapitan Sosy. Liam Neeson to oczywiście Pułkownik Hannibal Smith, niestety aktor nie zachwycił swoją grą. Był na ekranie i tyle dobrego można o nim powiedzieć. Jego postać jest po prostu sztuczna. Chyba nie taki był zamysł scenarzystów. Najwięcej emocji już od samego początku budził Quinton Jackson jako B.A. Baracus. Jego oponenci mieli rację, delikatnie mówiąc, sprawdził się średnio, lecz miał zdecydowanie najtrudniejsze zadanie, przecież jego serialowy poprzednik Mr. T to prawdziwa legenda. Na drugim planie świetnie sprawdzili się Brian Bloom i Patrick Wilson, zagrali swoje role najlepiej jak tylko się dało.
Ogólnie rzecz biorąc film wart jest obejrzenia, lecz nie jestem pewien, czy zadowoli fanów pierwowzoru. Poza bohaterami i różnymi drobiazgami bardzo mało tu nawiązań do serialu. To jest właśnie największa wada "Drużyny A". Brakuje atmosfery z oryginału. Mimo wszystko naprawdę warto zapoznać się z tym filmem, ponieważ gwarantuje on świetną rozrywkę, a dzięki znakomitej grze Sharlto Copleya i kilku przesadzonym do granic możliwości scenom na pewno pozostanie w pamięci przez długi czas. No i te wspomnienia.