Siekane po japońsku

Azjatyccy twórcy gier to wirtuozi spójnego absurdu. Tylko w Japonii powstają gry (czy animacje), w których jak w tyglu, z wielkich robotów, lateksu, filozofii Zachodu, żydowskiej kabały oraz na
Azjatyccy twórcy gier to wirtuozi spójnego absurdu. Tylko w Japonii powstają gry (czy animacje), w których jak w tyglu, z wielkich robotów, lateksu, filozofii Zachodu, żydowskiej kabały oraz na przykład wampirów powstaje konkretny i sensowny produkt. Do kolekcji takich niepospolitych gier dziś dołączamy "Metal Gear Rising: Revengeance".



Choć formuła rozgrywki została wywrócona do góry nogami, fanów serii z "Metal Gear" w tytule niewiele w "Revengeance" zaskoczy. Akcja rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach z "Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots". W głównej roli obsadzony został Raiden. Kto wydał z siebie teraz jęk zawodu, powinien zatkać usta. Mimo wyjątkowo irytującej osobowości bohater "Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty" zdecydowanie dojrzał, nie tylko w sensie psychicznym. Podobnie jak w "Guns of the Patriots" niewiele zostało w nim ludzkiego ciała. W ramach dodawania mu animuszu twórcy najpierw (znowu) urwali mu rękę oraz wykłuli oko.



Historia "Revengeance" to typowy przykład japońskiego scenariusza. Rdzeń celowo poplątanej i naszpikowanej dziwnymi nazwami fabuły jest prosty. Prawdziwa siła zaś leży w postaciach, które wspierają prosty ciąg przyczynowo-skutkowy. Tak jak w dawniejszych grach z serii mamy paczkę naszych kumpli oraz zwarty pakiet antagonistów. Wśród naszych pomagierów z centrali pojawia się stereotypowy rozweselacz w postaci gościa z dredami oraz odpowiednio duże piersi miłej pani, u której będziemy zapisywać stan gry. Wrogowie, z którymi – przed spektakularnymi walkami – będziemy prowadzić dyskusje, dostali z kolei imiona różnorakich... wiatrów. I choć wszystko gra i bossowie zapadają w pamięć, nie jest to ten poziom co w serii z dopiskiem "Solid". Szczególnie po macoszemu wydaje się potraktowany Samuel Rodrigues, który jako żywo przypomina Sama Gideona z "Vanquish". To postać, która ma wiele do powiedzenia, ale nie wiedzieć czemu została zepchnięta do roli mrukliwego przeszkadzacza i raptem jednej większej walki.



Typowe dla historii są odskocznie w kierunku nauki albo filozofii. To coś na kształt rozmowy o Konfucjuszu w "Ghost in the Shell 2: Innocence". Ale zamiast dywagacji filozoficznych podczas lotu helikopterem Raiden i spółka – pomiędzy jednym wybuchem a drugim – rozprawiają na temat Dawkinsowskiej memetyki, kapitalizmu, Sztucznej Inteligencji oraz kilku innych powiązanych z fabułą rzeczy. Głównym wątkiem, i to nie zmienia się od lat, jest naturalnie wywoływanie wojen, by stworzyć świat jako "eden dla żołnierzy". Tu na dokładkę dostajemy – od początku do końca – streszczenie z "Samolubnego genu" Dawkinsa.

Głównym daniem jest jednak siekanie na plasterki różnych cyborgów. Nie zapominajmy, że "Revengeance" to w dużej mierze slasher. Studio Platinum Games, znane z "Bayonetty" czy "Vanquish", zna się na machaniu bronią białą jak nikt inny. Choć występują tu małe interludia skradane, często chodzi wyłącznie o wykorzystanie elementu zaskoczenia. Kartonowe pudła czy beczki, w których się chowamy, znane z serii "Metal Gear Solid", to raczej chwilowa odskocznia od intensywnej rzeźni.



Głównym orężem Raidena jest HF Blade, czyli miecz, którego ostrze drga w wysokich częstotliwościach. Wraz z pokonywaniem kolejnych bossów zdobędziemy także inne narzędzia zagłady (włócznię czy sai), które pojawią się w roli wsparcia. Sama slasherowa mechanika to klasyk. Używamy kwadratu w ramach ataku szybkiego; trójkąt odpowiada za mocne uderzenie; do pakietu dochodzi oczywiście ucieczka i parowanie. I akurat w tej grze warto szybko opanować tę ostatnią umiejętność. Walki, nawet z wieloma przeciwnikami jednocześnie, to kwestia odpowiednich sekwencji parowania i przysolenia kontratakiem w odpowiednim momencie. Co prawda najniższe poziomy trudności pozwalają na parowanie ciosów z automatu, ale bądźmy poważni...

Opanowanie tych technik ma wpływ nie tylko na wynik punktowy (większość walk jest rankingowa), ale i na pewną dawkę pragmatyzmu w postaci Zandatsu. Na czym to polega? Sprawnie załatwionemu wrogowi możemy bowiem wyrwać z ciała zasobnik z nanomaszynami i tym samym uleczyć naszego bohatera. Trik jednak polega na tym, że musimy naszego przeciwnika przeciąć w odpowiedni sposób (z reguły w okolicy odcinka krzyżowego kręgosłupa). I tu pojawia się fantastyczna rzecz, która stanowi podstawę zabawy w "Revengeance".



O co chodzi? To niesamowita precyzja w siekaniu niemal wszystkiego, co wejdzie nam pod ostrze. Z reguły w grach mieliśmy z góry określone obszary na ciele wrogów, w które możemy strzelić albo je odciąć. "Revengeance" całkowicie redefiniuje ten dawny standard. Żadne cięcie Raidena nie jest z góry zaprogramowane. Objawia się to zwłaszcza podczas korzystania z tzw. Blade Mode, gdzie lewym analogiem obracamy bohaterem, a prawym – dostosowujemy kąt ostrza do cięcia. Jeśli kręci Was obrzynanie tylko czubków arbuzów albo samej dłoni czy stóp u wrogów – Blade Mode to idealne narzędzie tortur. W dodatku to dzięki niemu odpalimy Zandatsu, czyli wspomniany już atak, który pozwoli nam zdobyć dodatkowe informacje (obcinamy dłoń) czy pakiet leczący Raidena (przerywamy kręgosłup).

Wśród materiału na siekanie po japońsku znajdziemy zarówno przeciwników humanoidalnych (dla niepoznaki w postaci cyborgów), jak i różnorakie mechy. Oczywiście poza prostymi starciami raz po raz pojawią się i gigantyczni bossowie (w tym – w prologu – Metal Gear). Szkoda tylko, że poziom trudności jest nieco nierówny. Mniej więcej w środku kampanii zdarza się mocniej dostać po twarzy, potem nastaje cisza i wyjątkowo łatwa walka z Samuelem, i na końcu wyjątkowo irytująca (choć niezbyt trudna), wieloetapowa bitwa.



Wizualnie "Revengeance" pokazuje, gdzie poszła para. Postać Raidena jest animowana wręcz idealnie, ekran co rusz lśni rozbłyskami, eksplozjami i iskrami ścinających się mieczy. Ale już tła czy dalszy plan są nieco rozmazane i pozbawione szczegółów. Niemniej, sam rdzeń zabawy to już nie przelewki. Poza genialnymi animacjami zaprogramowanie tak skomplikowanej rzeczy jak dowolne chlastanie nie tylko wrogów, ale i większości elementów otoczenia zasługuje na najwyższe uznanie.



"Metal Gear Rising: Revengeance" to kolejny świetny slasher od Platinum Games. Powinien przyciągnąć zarówno fanów serii Metal Gear, jak i wielbicieli hack&slash. Nie jest oczywiście idealny, bo nierówny poziom trudności potrafi zirytować. Jest to jednak nadal najwyższa półka w kategorii dynamicznej, ostrej rzeźni. Czekamy na sequel.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones