Recenzja filmu

Godzilla (2014)
Gareth Edwards
Aaron Taylor-Johnson
CJ Adams

Strażnik harmonii

"Godzilla" Garetha Edwardsa to zaskakująco dobrze zrealizowany blockbuster; łączy w sobie klimat poprzednich odsłon z widowiskowymi zdjęciami współczesnego kina. Film charakteryzuje również dobra
"Godzilla" Garetha Edwardsa to zaskakująco dobrze zrealizowany blockbuster; łączy w sobie klimat poprzednich odsłon z widowiskowymi zdjęciami współczesnego kina. Film charakteryzuje również dobra obsada, niestety z mniejszym naciskiem położonym na samo aktorstwo oraz przerysowane kreacje bohaterów. Największym sukcesem produkcji jest wszczepienie japońskiego ducha w nowe szaty, przez co największy odgrzany kotlet w historii smakuje dobrze, nieraz zaskakując i przede wszystkim budząc duży sentyment.


Specjalista z zakresu fizyki jądrowej Joe Brody (Bryan Cranston), nie mogąc pogodzić się z tragiczną śmiercią swojej żony (Juliette Binoche), wszczyna prywatne śledztwo na oddzielonych strefą zmilitaryzowaną terenach byłej elektrowni atomowej. Niedowierzający ojcu w szaleńcze teorie syn - porucznik U.S. Army Ford (Aaron Taylor-Johnson) - postanawia pomóc mu w ostatniej próbie przedarcia się na tereny objęte kwarantanną. Kiedy mężczyźni odkrywają, że wyciek z reaktora to rządowa farsa, zostają złapani i przetransportowani na tereny dawnego kompleksu elektrowni, gdzie dowiadują się o istnieniu pozostającego w letargu monstrum żywiącego się promieniowaniem, nad którym badania prowadzi doktor Serizawa (Ken Watanabe). Potwór nazwany Gmolem wymyka się spod kontroli, dysponując siłą nieokiełznaną przez ludzkość. Jedyną szansą na zlikwidowanie zmierzającego ku rozmnożeniu Gmola, co równałoby się z zagładą ludzkości, jest powrót prehistorycznego króla wśród drapieżników i strażnika harmonii - Godzilli

Największym atutem produkcji jest jej dobry klimat budowany m.in. poprzez idealnie rozgospodarowane tempo akcji metodą "less is more" (np. jak w "Szczękach" Spielberga); chociaż głównego bohatera w pełniej krasie zobaczymy dopiero po godzinie seansu; to napięcie i tak przez cały seans będzie duże. Scenariusz zaprezentuje nam interesujący prolog i kilka ciekawych zwrotów akcji, zanim doprowadzi nas do kulminacyjnego punktu wyłaniającego się z głębin tytułowego giganta. Fabuła ma jednak kilka luk, przez co niektóre niedopowiedzenia wywołują uczucie absurdu. Wiele wydarzeń wymagało szerszego komentarza jak np. scena finałowa czy radioaktywny promień Godzilli. Sam wątek rodzinnej rozłąki oraz ciąg przypadków spotykających głównego bohatera zasługuję na największą dezaprobatę; są po prostu niemiłosiernie sztampowe. Powracając do dobrego klimatu produkcji: należy wyróżnić umiejscowienie akcji zarówno w USA, jak i na wyspach japońskich, oraz muzykę łącząca stare i nowe brzmienia, idealnie komponującą się z akcją rozgrywaną na ekranie. 


Efekty audiowizualne to jeden z większych walorów produkcji. Epizody destrukcji klasycznie dla wysokobudżetowego kina prezentują się wyśmienicie. Będąc świadkami walk prehistorycznych potworów, zauważymy masę świetnie zrealizowanych efektów specjalnych, przedstawiających pożogę amerykańskiej metropolii czy powodzie nadbrzeżnych japońskich miasteczek. Same walki monstrów, projekt ich wyglądu oraz brzmienie specyficznego ryku Godzilli wykonane są bardzo widowiskowo i robią duże wrażenie. Na pochwałę zasługują również świetne zdjęcia. Nie roztrzęsiony, płynny ruch kamery przedstawiający detale kosztem ujęć ogółu był bardzo trafionym pomysłem - pojedynki gigantów oglądamy głównie z perspektywy mieszkańców, a obrazują one potęgę natury i nic nieznaczącą w tej chwili ludzkość, co może przywodzić nam na myśl "Projekt: Monster" z 2008 roku. Kamera świetnie ilustruje również działania militarne, ukazując w tajemniczy sposób zwiad, poszukujący w ciemnościach śladów Gmola czy widowiskowy zrzut komandosów do jego gniazda.

Pomimo dobrej obsady aktorskiej kreacje bohaterów są miałkie i mocno przerysowane. Taylor-Johnson wcielający się w główną rolę Forda Brody'ego to żołnierz Superman, kochający swą ojczyznę oraz wychodzący bez większego szwanku z każdego starcia niczym Kapitan Ameryka, zaś Ken Watanabe, odtwórca roli doktora Ichiro Serizawy, przez cały film gra z jednym wyrazem twarzy zszokowanego naukowca. Rola charyzmatycznego Cranstona pozostawia niedosyt, podobnie jak obecność w filmie Juliette Binoche


Najnowsza "Godzilla" to bez wątpienia udany remake łączący sentyment z brawurowo zrealizowaną oprawą audio-wizualną, przy której odsłona z 1998 roku to zaledwie mała jaszczurka zielona. Chociaż niektóre motywy wymagały według mnie odświeżenia i większej kreatywności, to całość zrealizowana jest na dobrym poziomie. Gareth Edwards przedstawił ludzkość jako nic nieznaczącą rasę, uratowaną nie jak to zwykle w Hollywood bywa przez bohaterską Amerykę, a legendarnego potwora, który pomimo spekulacji oraz sceptycyzmu powraca na tron prawowitego króla potworów.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gareth Edwards pojawił się na hollywoodzkim radarze w roku 2010 za sprawą filmu "Strefa X". Była to... czytaj więcej
Prawdopodobnie jestem jedną z całych pięciu osób w Polsce, którym podobała się "Godzilla" spod dłuta pana... czytaj więcej
Nie dziwię się oburzeniu Japończyków po premierze "Godzilli" Rolanda Emmericha. Słynny jaszczur nie jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones