Superdoładowanie

Kiedy cztery lata temu na rynek trafić miało "Skylanders: Spyro’s Adventure", wszyscy pukali się w czoło i jak jeden mąż twierdzili, że to się nie uda. No bo jak to tak, że zamiast DLC kupuje się
"Skylanders SuperChargers" - recenzja
Kiedy cztery lata temu na rynek trafić miało "Skylanders: Spyro’s Adventure", wszyscy pukali się w czoło i jak jeden mąż twierdzili, że to się nie uda. No bo jak to tak, że zamiast DLC kupuje się zabawki i wczytuje się ich zawartość do gry? W ciągu tych czterech lat pokraczne "Skylandery" skradły serca dzieciaków na całym świecie, a na konto Activision wpłynęły już ponad dwa miliardy dolarów. Nic więc dziwnego, że do sprzedaży trafiła niedawno piąta gra z serii o podtytule "Superchargers".



Z roku na rok Vicarious Visions (deweloper) stara się dodawać coraz ciekawsze funkcjonalności, tak aby zachęcić nie tylko do zakupu nowej gry, ale i debiutujących z nią kolejnych figurek. Dwa lata temu wprowadzono rozkładane figurki i możliwość miksowania ze sobą różnych postaci. Rok temu otrzymaliśmy portal ze specjalnymi pułapkami, w które po wygranej walce mogliśmy łapać wirtualnych przeciwników. W tym roku postawiono na pojazdy – jeżdżące, latające i pływające. Kupując "Skylanders Superchargers" w pudełku, poza grą na wybraną przez siebie platformę, znajdziecie portal, dwa stworki oraz jeden samochód, niezbędny do zabawy. Nie ma niestety zestawów startowych z samolotem czy łódką; te trzeba dokupić oddzielnie. 



Dołączony do zestawu samochód jest konieczny do ukończenia trwającego około 8 godzin trybu fabularnego. Jaką historyjkę tym razem dla nas przygotowano? Znany dobrze fanom serii Kaos, po raz kolejny chce przejąć kontrolę nad Skyland (światem, w którym mieszkają Skylandery), tym razem jednak wykorzystując do tego legendarne Darkness. Przedstawiona na przydługich, choć zabawnych przerywnikach filmowych historia jest tak nijaka, że po wyłączeniu gry zapomina się, o co chodziło. Ale choć nie porywa, w jakiś sposób motywuje do przechodzenia kolejnych rozdziałów. Poszczególnych etapów znalazło się w grze ponad 50 i chociaż niektóre trwają tylko 2 minuty, to i tak ich liczba robi wrażenie; szczególnie że twórcy starają się nam urozmaicać zabawę na każdym kroku. Obok standardowych etapów platformowych mamy więc zagadki logiczne, areny, na których walczymy, wykorzystując do tego swoje autko, standardowe wyścigi, poziomy przypominające komórkowe "Temple Run", a nawet ręcznie rysowane etapy dwuwymiarowe. Grę ukończyłem w kooperacji z pięcioletnią córką i oboje się po prostu dobrze bawiliśmy. Dziecko miałoby pewnie większą frajdę, gdyby rozumiało, co mówią postacie w grze, ale niestety "Skylanders Superchargers" nie doczekało się polskiej wersji językowej. 



Standardowym zagraniem w poprzednich grach z serii było blokowanie fragmentów etapów specjalnymi bramkami, które przepuszczały np. tylko wodne Skylandery, kiedy w zestawie startowym z grą dostawaliśmy ognistego i elektrycznego. W "Superchargers" etapy blokowane są poprzez wymóg posiadania odpowiedniego pojazdu. Dołączony do gry samochód pozwala przejść nam cały wątek fabularny i zdobyć platynowe trofeum, jednak do zebrania wszystkich znajdziek i zobaczenia pozostałych lokalizacji potrzebne są dodatkowe pojazdy. Wydaje się to bardziej logiczne niż rozwiązanie stosowane w poprzednich odsłonach – łatwiej było mi wytłumaczyć dziecku, że tu nie wejdziemy, bo jest woda, a my nie mamy łódki, niż wikłać się w opowieść o drzwiach, które otwierają się tylko wtedy, gdy zamiast kulki ognia na głowie ma się kroplę wody.



Sytuacja ze "Skylanders Superchargers" jest taka sama jak z pozostałymi grami z gatunku "toys-to-life". Pudełko, które zakupujecie na start, to tylko początek zabawy i zachęta do kolekcjonowania wszystkich zabawek. Przypomina to trochę Pokemony i po części tak działa. Miło ze strony twórców, że pomyśleli o osobach, które zainwestowały już jakieś pieniądze w poprzednie odsłony serii – każda zakupiona do tej pory figurka bez problemu zadziała z "Superchargers". Jeśli na przykład macie już portal z poprzedniej odsłony, możecie zakupić "Superchargers" cyfrowo, a w sklepie dokupić tylko nowego bohatera w zestawie z samochodem. Kosztuje to tylko samo co nowy starter pack, ale warto wiedzieć, że istnieje taka możliwość.

"Skylanders Superchargers" nie jest tytułem wyciskającym z PlayStation 4 ostatnie poty, bo też nigdy nie miało takie być. Gra prezentuje się ładnie, a poziomy są naprawdę pomysłowe i kolorowe, jednak nie oszukujmy się – tytuł ten, pomijając rozdzielczość, wygląda tak samo na poprzedniej generacji konsol czy też na dużo słabszym Wii U. Jeśli chodzi o oprawę audio – po raz kolejny dostajemy bardzo ładnie nagrane dialogi z ciekawymi, przygrywającymi w tle utworami. Szkoda tylko, że Skylandery wciąż nie nauczyły się mówić po polsku; bez dubbingu ta gra nie ma nad Wisłą szans na sukces.



Doceniam fakt, że Activision nie osiadło na laurach i wciąż stara się rozwijać swoją flagową już serię. Pojazdy to fajny, urozmaicający zabawę dodatek i jeśli miałbym komuś nowemu polecić odsłonę z serii, od której warto zacząć grę, to bez wątpienia byłoby to "Superchargers". Poniższa ocena byłaby oczko wyższa, gdyby nie brak polskiej wersji językowej; wydawanie gry dla dzieciaków tylko po angielsku mija się z celem.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones