Recenzja filmu

Karate Kid (2010)
Harald Zwart
Anna Apostolakis-Gluzińska

Szybciej, wyżej, mocniej!

"Karate Kid" to film, który spokojnie można zaliczyć do grona filmów kultowych. Wśród nich zajmuje zaszczytne miejsce na półce tzw. "filmów naszej młodości", budzących ogromny sentyment,
"Karate Kid" to film, który spokojnie można zaliczyć do grona filmów kultowych. Wśród nich zajmuje zaszczytne miejsce na półce tzw. "filmów naszej młodości", budzących ogromny sentyment, nostalgię i tęsknotę za minionymi latami. Każdy z nas ma zapewne swój ulubiony tytuł, do którego wraca wielokrotnie z takim samym przywiązaniem. Dla jednych jest to "Powrót do przyszłości" dla innych "Klub winowajców" lub (narzucany nam niejako z konieczności w każde święta) "Kevin sam w domu". Nie zwracamy uwagi na grę aktorską, nieścisłości fabuły lub błędy reżyserskie. Po prostu oglądamy i za każdym razem czujemy się, jakbyśmy wrócili do domu po dalekiej podróży.

Nasi dobrzy wujkowie z amerykańskiej Fabryki Snów postanowili odświeżyć przygody Daniela Larusso, zapełniając tym samy dziurę która powstała w gatunku dedykowanym młodszej widowni. W głównej roli nowego "Karate Kida" obsadzono młodą gwiazdeczkę, Jadena Smitha  (znany głównie jako syn sławnego ojca), pana Miyagiego zastąpił Jackie Chan, a akcję przeniesiono do Chin. Na więcej zmian hollywoodzkim scenarzystom chyba zabrakło inwencji, bo fabuła to niemal kalka oryginału sprzed 26 lat.

Znowu obserwujemy historię typu "od zera do bohatera". Razem z Dre, młodym chłopcem z Detroit pokonujemy drogę od nieszczęśliwego i zagubionego w obcym mieście dziecka do mistrza kung-fu. Jak widać typowy amerykański sen może się spełnić również w dalekiej Azji. Wszystko jest możliwe, jeśli umiesz mocno i wysoko kopać.

"Karate Kid" to idealny przykład hollywoodzkiej strategii robienia remake'ów, zawierającej się w słowach: "szybciej, wyżej, mocniej!". Nowy Daniel Larusso musi być silniejszy, szybszy, bardziej zabawny. Musi umieć robić potrójne salto i walczyć ze złamaną nogą (ostatnia scena jest strasznie głupia). Jego przeciwnicy muszą być mistrzami kung-fu, być bezwzględni i nie znać litości. Co z tego, że wszyscy mają po 12 lat. Jakie czasy, tacy bohaterowie. Skrajności sprzedają się najlepiej i budzą najgorętsze odczucia. Nikt nie wie o tym tak dobrze jak panowie z Hollywoodu. Poprawka, oni wiedzą o tym aż za dobrze, dlatego często brakuje im rozwagi i umiaru, szczególnie jeśli chodzi o kino rozrywkowe.

Tak też było i tym razem. W filmie jest cała masa niedorzeczności i przesadnych upiększeń. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, jak mama stawiała mi "bańki" w celu wyleczenia przeziębienia. Po obejrzeniu "Karate Kid" nagle dowiedziałem się, że jest to uniwersalny sposób na leczenie wszelkich urazów mechanicznych. Zacząłem też nieco optymistyczniej patrzeć na świat, bo twórcy filmu przez ponad dwie godziny wmawiali mi, że kiedy jesteś odważny, uczciwy i pracowity, możesz zdobyć wszystko - najpiękniejszą dziewczynę w szkole, powszechny szacunek i uznanie wśród przeciwników. Tylko pamiętaj  - uwierz w siebie, zaciśnij pięści i walcz o to, co ci się należy. Aha, i koniecznie naucz się robić salto do tyłu.

Pomimo wizualnych błyskotek film ogląda się nieźle. Podobało mi się przeniesienie akcji do Pekinu, urzekły mnie zdjęcia i azjatyckie krajobrazy. Młodzieńczy bunt Dre i jego dochodzenie do perfekcji poprzez kolejne etapy morderczego treningu przetrzymałem całkiem znośnie. Odrobiny patosu nie dało się uniknąć, ale tutaj akurat był potrzebny. Tylko ta ostatnia scena....

Co do aktorów mam mieszane uczucia. Generalnie nie lubię oglądać dzieci na ekranie, bo nie potrafię wydać obiektywnej oceny. Jaden Smith przez cały film wygląda, jakby miał ADHD. Jego chińscy rywale są beznadziejnie wystylizowani na brutalny i kompletnie amoralny gang przestępców (choć ich słodkie, dziecięce buzie zdradzają zupełnie co innego). Jackie Chan wypadł bardzo dobrze, ale ta rola wydaje się stworzona dla niego. Nikt nie mógł zagrać lepiej starego mistrza kung-fu ukrywającego się pod brudnym fartuchem odźwiernego niż sympatyczny aktor z Hongkongu.

Przyznam się szczerze, że przed obejrzeniem filmu, miałem wielką nadzieję, że będę mógł go porządnie skrytykować i zmieszać z błotem za zbezczeszczenie oryginału. Ale zostałem pozytywnie zaskoczony, bo to naprawdę kawał dobrego familijnego kina. Do historii nie przejdzie, słuch o nim pewnie szybko zaginie i sukcesu wersji z roku 1984 nie powtórzy, ale powinien spokojnie zapewnić Wam ponad dwie godziny niezłej rozrywki.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowszy "Karate Kid" to reboot starej i zarazem znanej serii filmów karate z Danielem Larusso oraz... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones