Recenzja filmu

Jestem twój (2009)
Mariusz Grzegorzek
Małgorzata Buczkowska
Roma Gąsiorowska

Teatr dramatu nowoczesnego

Polskie kino nie ma lekko w tym roku. Najpierw przez 9 miesięcy nie wychodzi nic godnego uwagi, a potem, gdy rodzimy kandydat do Oscara zostaje wyłoniony, do kin wchodzą pozycje tyleż
Polskie kino nie ma lekko w tym roku. Najpierw przez 9 miesięcy nie wychodzi nic godnego uwagi, a potem, gdy rodzimy kandydat do Oscara zostaje wyłoniony, do kin wchodzą pozycje tyleż intrygujące, co dziwnie reklamowane – jedną z takich pozycji jest właśnie "Jestem twój", film, który doczekał się enigmatycznej recenzji Jakuba Sochy, z której nie wynika nawet, o czym jest film, oraz recenzji Pawła Felisa, który tworzył swój tekst najwyraźniej w obecności reżysera, który mu dyktował jakich bohaterów chciał stworzyć, ale mu nie wyszło. Bo skąd na przykład fragment o matce, która chce zemsty na tych, którym wyszło lepiej w życiu? Bo na pewno nie z filmu... A może istnieje jakaś jego rozszerzona wersja, której nie widziałem? To całkiem prawdopodobne, a wierzę w to tym silniej, im częściej widzę w recenzjach wspomnienie o "dzikiej scenie seksu". Ja tam widziałem dwusekundową migawkę w pozycji klasycznej, nic wielkiego.
Dodatkowo, przypatrzcie się plakatowi – ja widzę jakiś brazylijski dokument o wuwuzeli, ale na pewno nie polski dramat teatralny. Cokolwiek tajemnicze zagranie.

Film Grzegorzka to w istocie dramat teatralny rozpisany na dwie sceny i pięciu bohaterów: bogate małżeństwo Jacka i Marty, jej siostrę Alinę oraz dozorcę osiedla Artura oraz jego matkę Irenę. Małżeństwo przechodzi kryzys, Marta wygania męża z domu, który wyjeżdżając z miasta, spotyka swoją dawną kochankę Alinę, która z kolei ma dosyć własnych nieudanych związków. W tym czasie Martę nachodzi Artur, który zafascynowany jej stopami, postanowi być jej rycerzem i się z nią prześpi – jak się okaże, skutecznie, bo niedługo potem test ciążowy zostanie zdany, a przyszła matka postanowi zaraz po porodzie oddać dziecko do adopcji. Wobec tego Artur poprosi o pomoc swoją matkę, która zacznie grozić Marcie, że skieruje sprawę do sądu...

Bohaterowie tej historii to ludzie wymagający pomocy, żądający miłości, ale jednocześnie nie są zdolni do pomocy innym, ani tym bardziej do kochania drugiego człowieka – gdy zauroczenie zamienia się w wyznanie miłości, a to z kolei zostaje odrzucone, uczucie pozytywne zamienia się w negatywne. Wybuchają gniewem, krzyczą, epatują nienawiścią w stosunku do innych i w siebie.

Jedna z bohaterek przyznaje się, że ma w sobie potwora – w filmie zobrazowane przez pszczoły w ścianie biura Jacka. I to ten potwór stoi za idiotyczną sceną, w której to Marta o 3 w nocy wyznaje mężowi że go nie kocha, by potem stwierdzić, że nie wie dlaczego to powiedziała, by znowu wyznać mu miłość. On się na to zgadza pod warunkiem, że to był ostatni raz. Po romantycznym uścisku ona wrzuca go do basenu, wrzeszcząc "pogrywam z tobą, c***!!!". Oszołomiony mąż wychodzi a za nim żona krzycząc – a jakże! – że go kocha i nie wie, co się stało.

Jeśli ktoś na sali jest zaintrygowany, uspokajam – do końca nic nie zostanie tu wyjaśnione. Już nie mówię tylko o takich niezwykłych kwestiach jak potwory w ścianach, a ludzkich, codziennych. Choćby sprawy małżeńskie – Jacek wrócił niby ot, tak? I wszystko było już okey? Co z Aliną? Czy ona sabotowała ich związek? Jak poważne było to, co było między nią i Jackiem? Czy Alina o tym wiedziała? Co w ogóle sprawiło, że doszło do początkowej separacji? Takie dziury nie pozwoliły głębiej poczuć tego, co się dzieje na ekranie, przez co w efekcie byłem całkowicie obojętnym wobec kolejnych dramatów. Nawet końcowe nie zamknięcie wątków ani nie denerwuje, ani nie zawodzi. Ot, reżyserowi się nie chciało, no to trudno. W zamian jednak dostałem piekielnie dobrą scenę karmienia noworodka, która zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie – tak duże, że zasługuje, by ją tu pochwalić. Brawo dla Mariusza Ostrowskiego, brawo dla Grzegorzka.

Pochwalić należy też aktorstwo i scenografię – film zasadniczo sprowadza się do dwóch miejsc akcji: nowoczesnego domu rodzinnego i starego, zagraconego mieszkania Artura. To pierwsze jest proste, nowe, schludne i czyste. Meble ustawione jakby od linijki, spokojna kremowa kolorystyka, funkcjonalność i dużo przestrzeni. Kwatera Artura wygląda jak typowe rodzinne mieszkanie w bloku – w łazience ze ściany wystaje jakiś pręt, gwóźdź, na którym ktoś kiedyś powiesił ręcznik i tak wisi do dziś. W dużym pokoju, obok pralki, stoi komputer, przy którym Artur siedzi, pogrywając w "Wiedźmina". Na ścianach plakaty z gier, korytarz niedoświetlony i ciasny.

Aktorzy mieli zasadniczo jedno zadanie – by cały ten dramat wypadł realistycznie i prawdziwie, z czym poradzili sobie zadowalająco. Roma Gąsiorowska wrzeszcząca z nożem w ręku, że potrzebuje być dla kogoś ważna, wygląda z początku wręcz żałośnie, by chwilę później opowiedzieć naprawdę wzruszającą opowieść. Cieszy też fakt, że tak dobrze zapowiadająca się aktorka dostała w końcu większą rolę, którą w pełni wykorzystała.

Optymistycznym akcentem jest też fakt, że po kilku miesiącach posuchy do kin wszedł polski film, który chociaż pod pewnymi względami jest godny uwagi. Liczy się progres, prawda?
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Jestem twój" rozgrywa się w kilku przestrzeniach i bez szkody (a może wręcz z korzyścią) dla historii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones