Recenzja filmu

Magnolia (1999)
Paul Thomas Anderson
Tom Cruise
Julianne Moore

To się stało

"Magnolia" trwa ponad trzy godziny i posiada dziewięciu równorzędnych bohaterów, jednak Anderson zdaje się ani przez chwilę nie gubić w tej karkołomnej konstrukcji. Opowiadając każdą historię z
Choć filmy opowiadające kilka równolegle dziejących się historii skrywają wielki realizacyjny potencjał, jak żaden inny gatunek stwarzają również możliwości do łatwego popadnięcia w kicz i zagubienia się w spacerze po egzystencjalnych ścieżkach. Na przełomie wieków produkcje te osiągnęły prawdziwy szczyt swojej popularności dostarczając nam produkcje takie jak "21 gramów", "Babel", "Godziny" czy "Atlas Chmur". Paul Thomas Anderson ze swoją "Magnolią" idealnie wpisuje się w ten nurt i skacze od razu na głęboką wodę, tworząc jeden z najambitniejszych filmów wszech czasów.

"Magnolia" trwa ponad trzy godziny i posiada dziewięciu równorzędnych bohaterów, jednak Anderson zdaje się ani przez chwilę nie gubić w tej karkołomnej konstrukcji. Opowiadając każdą historię z osobna, jednocześnie nie traci z oczu całości, z pietyzmem dbając o spójność i przejrzystość swojej opowieści. Mając wówczas zaledwie dwadzieścia osiem lat, wykazał się niezwykłą dojrzałością w budowaniu dramaturgii, raz za razem bawiąc się naszymi nastrojami – od śmiechu do wzruszenia, podnosząc temperaturę emocji z każdą kolejną minutą. By móc w pełni cieszyć się samym oglądaniem "Magnolii", najlepiej poświęcić jej długi zimowy wieczór.

Złożona z czołówki światowych aktorów obsada, gra natomiast równo jak wiedeńska orkiestra, a gwiazdom pokroju Toma Cruise'a i Philipa Seymoura Hoffmana nie ustępują też mniej znani artyści. Największą niespodzianką filmu jest zdecydowanie Jeremy Blackman w roli genialnego chłopca, przedmiotowo traktowanego przez swojego ojca.

Bohaterów "Magnolii" dzieli wszystko, od wieku przez wykształcenie aż do majątku, ale łączy poczucie życiowego niespełnienia. Każdy z nich próbuje zerwać z przeszłością, podczas, gdy ta ciągnie się za nimi niczym niepotrzebna część ciała. W tym świecie nawet największy cynik, niezależnie od tego jak grubą nosi maskę, skrywa pod nią olbrzymie pokłady emocji, które każą, a jednocześnie nie pozwalają mu żyć tak czy inaczej. I w momencie, gdy osiągają one apogeum i pod wpływem zmartwień, grzechów, zdrad i wzajemnej nienawiści wszystkich bohaterów filmowy świat urośnie do olbrzymich rozmiarów niczym balon, Anderson z hukiem spuszcza powietrze, a dosłownie z nieba spada kultowy już piękny, symboliczny finał. Na gruzach starego świata powstaje nowy, a bohaterowie pogodzeni z przeszłością dostrzegają przed sobą przyszłość, którą na swój sposób spróbują zbudować jak najlepiej. Reżyser jest więc optymistą, pokazuje, że piękno drzemie w każdym z nas, potrzeba jedynie odwagi, by móc je obudzić. To wspaniały hołd dla wszystkich (nie tylko pozytywnych) emocji i uczuć, które targają nami i ratują stracone przez tak wielu resztki człowieczeństwa, dla określającej nas jako ludzi wyśmiewanej i deptanej wrażliwości. Na pierwszy rzut oka brzmi to banalnie, ale film wznosi te twierdzenia na zupełnie nowy poziom. Problem tego skąpanego w barokowej stylistyce obrazu polega bardziej na trochę, aż zbyt pozytywnym akcencie pod koniec, co w pewnym stopniu pozbawia filmu wieloznaczności i spycha naszą interpretację jedynie w kierunku pozytywnych wniosków, zostawiając zbyt mało miejsca na ewentualne wątpliwości.


Niestety Andersona momentami zjadają jego własne ambicje. Tworząc prawdopodobnie najambitniejszy projekt w swojej karierze, po brzegi wypchał go różnymi symbolami i metaforami, ale w efekcie "Magnolia" zamiast nabrać wieloznaczności stała się niepotrzebnie bełkotliwa. Mimo to film zdaje się ważyć stosunkowo niewiele, tym bardziej, że twórca "Aż poleje się krew" nie ubiera go w ozdobne szaty filozoficznego traktatu, a patosu unika błyszczącym tu i tam wisielczym humorem. Koniec końców jego film ma w sobie wiele z arcydzieła. Niektóre sceny na czele z groteskowo-metafizyczną kulminacją, w historii kina zapisały się na zawsze złotymi literami. Dwudziestoośmioletniemu wówczas reżyserowi zabrakło jednak nieco pohamowania, świadomości, że by stworzyć dzieło wiekopomne należy w pewnym momencie spuścić nogę z gazu. Mimo to "Magnolia" wciąż jest wspaniałą ucztą, dla umysłu, ciała i duszy. Każdy powinien ją obejrzeć, choćby po to, aby odnaleźć cząstkę siebie.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Istnieje pewne koncepcja w filozofii Dalekiego Wschodu (zaadaptowana na grunt fizyki teoretycznej przez... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones