Recenzja filmu

The Commitments (1991)
Alan Parker
Robert Arkins
Andrew Strong

Tragikomedia spod ręki Alana Parkera

"The Commitments" to jedno z mniej znanych w Polsce dzieł brytyjskiego reżysera, zasługujące jednak na nieco więcej uwagi. Opowieść bardzo życiowa, ale jednocześnie gwarantująca dobrą rozrywkę.
Alan Parker nie daje się zaszufladkować w konkretnej ramie gatunkowej i każdy kolejny film realizuje inaczej. Ma na swoim koncie mroczne thrillery ("Midnight Express", "Harry Angel"), kryminały ("Mississippi w ogniu") czy dramaty ("Prochy Angeli", "Ptasiek"). Doskonale odnajduje się także w kinie muzycznym, przywołując choćby słynną "Ścianę". Uznany Brytyjczyk na chwilę postanowił odpocząć od Ameryki i w Irlandii nakręcił "The Commitments", tym razem lekki film muzyczny, choć tutaj bardziej pasowałoby określenie tragikomedia.

Reżyser potrafi bowiem wyrwać się schematom gatunku i w jego produkcji próżno szukać historii "od zera do bohatera", gdzie widz obserwuje kapelę od trudnych początków po pełne chwały życie jak z bajki. Parker jedenaście lat wcześniej, realizując "Sławę", pokazał, że wie jak stworzyć gorzkie dramaty zwykłych ludzi marzących o sukcesie. Tytułowa sława miała wydźwięk wręcz odwrotny, nawet ironiczny. Podobnie jest w "The Commitments", nawet jeśli historia opowiedziana jest w lżejszym tonie.

Wrażenie robi już miejsce osadzenia akcji, ponieważ w filmie przyjdzie nam obserwować ponurą Irlandię lat 80. Nic tu nie zostało podkoloryzowane. Budynki mienią się w obskurnym graffiti, mieszkańcy prowadzą ubogie życie, a dzieci oddają się prostym rozrywkom, jak granie na ulicach w piłkę puszką po piwie. Parker znakomicie portretuje szarą rzeczywistość klasy robotniczej. Nie oglądamy tutaj ludzi sukcesu, na pierwszy rzut oka nikt się w tej społeczności nie wyróżnia. Głównym bohaterem jest Jimmy (Robert Arkins), żądny sławy młodzieniec, który nierzadko spotykany jest, kiedy udziela wywiadu... sam ze sobą, z jednej strony wcielając się w rolę dziennikarza, a z drugiej w siebie z przyszłości, w której to udało mu się zdobyć uznanie. Plany Jimmy'ego są ambitne, ma jasno określony cel, dlatego w dążeniu do jego realizacji, zostaje menedżerem kumpli-muzykantów, z którymi chce stworzyć zespół muzyczny. W gazecie umieszcza ogłoszenie o castingu i we własnym domu przesłuchuje potencjalnych kandydatów. Tak oto powstaje grupa "The Commitments", którzy będą tworzyć muzykę soul.

"Wasza muzyka powinna być o tym skąd jesteście, musicie mówić językiem ulicy. Śpiewać o ciężkim życiu, o seksie. Nie mam na myśli takiego ckliwego gówna: będę cię kochał do końca życia. Mam na myśli prawdziwe pieprzenie, codzienną beznadzieję. Soul jest rytmem seksu, ale również rytmem fabryki. Rytmem pracującego robotnika. Soul jest muzyką, którą ludzie rozumieją, ale ma coś w sobie... coś specjalnego, bo jest szczery. Dużo muzyki płynie prosto z serca, ale soul jest czymś więcej, bierze się skąd indziej. Łapie cię za jaja i wynosi ponad to całe codzienne gówno."

Reżyser stara się nie popadać w banał, całą historię obrazując tak bardzo realistycznie, jak to tylko możliwe, dlatego np. spóźniony na casting chłopak nie będzie nowym Paulem McCartneyem czy Jimim Hendrixem, tylko zostanie odesłany z kwitkiem. Bohaterowie filmu również są ludzcy. Jimmy jest bezrobotny, od lat odbiera zasiłek, cały swój czas poświęcając karierze. Inni członkowie grupy pracują w masarni, w porcie lub zajmują się rodziną. Kapelę traktują z początku jako okazję do spotkań, ucieczkę od codzienności, jak ujmuje to jedna z bohaterek. Są to ludzie, których połączyła wspólna pasja do muzyki, tworząc na pozór zgraną paczkę, chociaż nie obejdzie się w niej bez zgrzytów i wojenek. Dzięki Jimmy'emu udaje im się dotrzeć do społeczności i choć grają w podrzędnych klubach, tak z każdym występem zyskują na popularności. Z czasem zaczynają dostrzegać, że zespół może otworzyć im drogę do udanej kariery, chociaż wcale nie będzie to proste. Uda się pojedynczym jednostkom, a reszta nie będzie w stanie przekroczyć okrutnej ściany zwanej rzeczywistością.

Mimo ponurej atmosfery i gorzkiej opowieści historia jest opowiedziana w przyjemny sposób. Seans będzie luźnym przeżyciem, w którym dostaniemy oczywiście znakomitą muzykę. Wtajemniczeni będą się tu czuć jak u siebie, bowiem w filmie nie brakuje do niej nawiązań - bohaterowie raz po raz w swoich rozmowach opowiadają o wielkich lub mniej znanych muzykach. Jeśli ktoś ma inne zainteresowania, to również nie powinien narzekać na utwory muzyczne, które szybko wpadają w ucho. W filmie nie brakuje także błyskotliwego humoru, wspominając choćby scenę z przesłuchania: - Gdzie grałeś? - Grałem w piłkę nożną w szkole. - Miałem na myśli instrument… - Nie gram. - Więc co tutaj robisz? - Widziałem, jak wszyscy wchodzili na górę... Myślałem, że sprzedajecie prochy.

"The Commitments" to jedno z mniej znanych w Polsce dzieł brytyjskiego reżysera, zasługujące jednak na nieco więcej uwagi. Opowieść bardzo życiowa, ale jednocześnie gwarantująca dobrą rozrywkę. Historia gorzka, choć zabawna, ale co najważniejsze, opowiedziana z pasją. To film posiadający duszę i to widać w każdym ujęciu.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones