Recenzja gry PC

Titanfall 2 (2016)
Steve Fukuda
Michał Konarski

Tytaniczny powrót

Jedno trzeba Electronic Arts i Respawn Entertainment przyznać. Muszą mieć tytanowe cojones, skoro zdecydowali się wejść klinem pomiędzy dwie największe strzelankowe premiery tego roku. Na
"Titanfall 2" - recenzja
Widać, że twórcy odrobili lekcję po premierze swojej debiutanckiej gry. Wsłuchali się w głosy graczy i wprowadzili do kontynuacji sporo elementów, o które byli proszeni. Z niezrozumiałych powodów – w moim odczuciu – zrezygnowali także z kilku innych. Najważniejszym novum jest jednak kampania dla pojedynczego gracza.



Jak zapewne pamiętacie, w pierwszym "Titanfallu" było coś na kształt historii, która została zespolona poprzez serię meczy sieciowych. Rozwiązanie takie sobie, cała opowieść została potraktowana po macoszemu i pozostawiała zdecydowany niedosyt. Dlatego ucieszył mnie fakt, że tym razem zaserwowano nam normalną, pełnowymiarową (jak na strzelanki) kampanię.

Historia obraca się wokół dwóch bohaterów. Jack Cooper to zwykły piechur w szeregach SRS. No, może nie tak do końca zwykły, ponieważ w pewnym momencie zostaje zauważony przez doświadczonego Pilota, kapitana Lastimosę, i rozpoczyna niezobowiązujący trening, który być może w przyszłości pozwoli mu awansować do elitarnego grona "kierowców tytanów".



Jak nietrudno się domyślić, szybko "nie wszystko idzie zgodnie z planem" i podczas desantu na planetę Tyfon, gdzie IMC ma swój tajny ośrodek badawczy, siły SRS dostają tęgiego łupnia, a my w związku z tym dostajemy… Tytana.

Początek kampanii jest tak strasznie sztampowy, że w duchu stwierdziłem, że wiem już, dlaczego "jedynka" nie miała trybu dla pojedynczego gracza. Pierwsze dwie godziny zabawy tylko zniechęcały mnie do odkrywania meandrów tej opowieści. Przedzieranie się przez tropikalne ostępy Tyfona oraz industrialny kompleks uczyły (bądź odświeżały) techniki poruszania się Pilota. Podwójny skok, bieganie po ścianach, wślizgi… Do tego raz na jakiś czas potyczki z niewielkimi oddziałami IMC. Jazda w tytanie, niszczenie wrogich maszyn, pierwsze spotkanie z pomniejszym bossem. Nic zaskakującego, a wręcz – nuda.



Wszystko jednak zmienia się w chwili, kiedy docieramy do kompleksu badawczego i wchodzimy w posiadanie pewnego urządzenia, które… Nie będę zdradzać zwrotu akcji, który następuje w tym momencie. Napiszę tylko, że po nim historia nabiera coraz większego tempa; uwaga zwraca też większa szczegółowość detali. Choć same levele mają budowę korytarzowo-arenową, ich konstrukcja to w moim odczuciu pierwszorzędna robota. Można powiedzieć, że "Titanfall 2" jest zręcznościowo-platformową grą akcji. Nieraz trzeba pokombinować, jak wykorzystać swoje umiejętności, aby dostać się do wyznaczonego punktu. Dodatkowo twórcy w umiejętny sposób dawkują w drugiej części kampanii napięcie i dynamikę. Przypomina ona przejażdżkę kolejką górską – najpierw powoli wspinamy się na szczyt, a potem ruszamy w dół na złamanie karku. W międzyczasie mamy chwilę oddechu, jednak po nim następuje kolejne przyspieszenie. Cała opowieść to jakieś siedem godzin zabawy – nie za długo, nie za krótko. Zdradzę tylko, że na końcu jest dość wyraźna sugestia, że możemy spodziewać się "Titanfalla 3". O ile gra sprzeda się w zadowalającej liczbie.



Twórcy położyli w kampanii duży nacisk na pokazanie silnej relacji, która zawiązuje się pomiędzy Jackiem a BT-7274. Podczas rozgrywki prowadzą oni różne rozmowy (czasem mamy nawet wpływ na to, co bohater powie), a z każdą kolejną misją więź ta się wzmacnia, przynajmniej w założeniu. Moim zdaniem wcale tego nie widać. Osobiście nie poczułem więzi z bohaterami. Nie zrozumcie mnie źle. To nie są kiepsko rozrysowani bohaterowie. Wielu innym graczom ten element bardzo przypadł do gustu. Ja, jak widać, jestem w mniejszości. Być może to z powodu nijakiego polskiego dubbingu. Co gorsza, w wersji PC nie można w żaden sposób zmienić go na wersję angielską.

Kampania, choć mocno podkreślana w materiałach promocyjnych gry, jest tylko przedsmakiem dla starć sieciowych. W tej kwestii też zaszło sporo zmian. Niektóre zadziałały na plus, inne niestety na minus.



Przede wszystkim mamy teraz większy wybór tytanów. Każdy z nich dostosowany jest do innego stylu rozgrywki. Na przykład: Legion to chodzący czołg – powolny, ale o dużej sile ognia. Po drugiej stronie skali mamy Ronina. Szybki, zwinny, ale niezbyt wytrzymały. Jego atutem jest wysoka manewrowość. Tak jak tytana, naszego Pilota będziemy rozwijać wraz z kolejnymi meczami. Odblokujemy m.in. nowe celowniki do broni, nowe "perki" dla pilota czy nowe systemy do maszyny. Do tego dochodzi całkiem spora paleta modyfikacji wizualnych. Różne kamuflaże, malowania pancerza, sztandary, etc…

Zastanawiające jest to, że twórcy zrezygnowali z systemu "kart-dopalaczy", które były w pierwszej odsłonie gry. Ten system bardzo mi się podobał i często umiejętne wykorzystanie premii potrafiło uratować nas z opresji albo przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Z mniej ważnych, ale ciekawych funkcji, zabrakło rozbudowanych statystyk dotyczących naszych rozgrywek. Niby detal, ale zawsze lubiłem popatrzeć, jak bardzo "lamię" w sieciowych starciach.



Do rozgrywek online przygotowano na premierę dziewięć map (kolejne mają być dodawane gratis w nadchodzących miesiącach). Są one kameralne i czasami mam wrażenie, że za mocno nastawione na poruszanie się Pilotem. Kiedy nagle wszyscy postanowią wsiąść w tytany, robi się tłok jak w komunikacji miejskiej w godzinach szczytu. Poza tym, mi jednak bardziej podobały mi się mapy z pierwszej części gry. Dla porównania pobrałem sobie pierwszego "Titanfalla" i przekonałem się, że na tamtych mapach grało mi się lepiej.

Samo prowadzenie rozgrywki jest bardzo podobne do tego, z czym mieliśmy do czynienia w poprzedniej odsłonie zabawy. W większości trybów gry zaczynamy jako Pilot i dopiero z czasem uzyskujemy możliwość wezwania wsparcia. To, jak szybko będziemy mogli to zrobić, zależy np. od liczby wyeliminowanych przeciwników czy przejętych punktów na mapie.



Podczas rozgrywki trzeba cały czas pozostawać w ruchu. Zatrzymanie się choćby na chwilę to proszenie się o zgon. Dlatego też biegamy, skaczemy, szusujemy po ścianach, wślizgiem wjeżdżamy do pomieszczeń. Dynamikę poruszania się możemy zwiększyć jeszcze bardziej dzięki wyposażeniu się w kotwiczkę, którą można wystrzelić na lince. Dzięki temu możemy dostać się do niedostępnych w inny sposób miejsc albo szybko zapoczątkować "rodeo", czyli morderczą przejażdżkę na wrogim tytanie. Starcia z innymi Pilotami są z reguły krótkie i intensywne. Raczej trzeba przestać się przejmować częstymi zgonami i po prostu przeć do przodu. Dużo w tym klimatu starych shooterów pokroju "Quake’a".

Kiedy wsiadamy w tytana, tempo trochę spada. Tak duża maszyna nie jest w stanie tak zwinnie się poruszać. Mamy za to zdecydowanie większą siłę ognia. Umiejętnie wykorzystując skille naszej maszyny możemy narobić sporo zamieszania na polu bitwy. Nie jesteśmy jednak niezniszczalni. Sporą nowością jest brak regenerującej się tarczy. Oznacza to, że trzeba ważyć każde starcie, a natknięcie się na więcej niż jednego wrogiego tytana to z reguły pewna śmierć.



"Titanfall 2" to czarny koń końcówki tego roku. Zaskakująco ciekawa kampania dla pojedynczego gracza, połączona z intensywnym trybem sieciowym jest ciekawą alternatywą dla dwóch wielkich "shooterowych" tytułów. Respawn Entertainemnt pokazał, że potrafi robić udane kontynuacje i wyciąga wnioski z przeszłości. Teraz trzeba trzymać kciuki za to, że gra sprzeda się na tyle dobrze, aby za jakiś czas ujrzeć trzeci zrzut tytana.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones