Recenzja filmu

Kroniki Riddicka (2004)
David Twohy
Vin Diesel
Colm Feore

Uważaj ze słońcem

Kontynuacje zazwyczaj mają niełatwe zadanie, zwłaszcza kiedy część pierwsza odniosła spory sukces. Muszą stać się godnymi ich następczyniami. I nie rzadko jest tak, że nie udaje im się ta sztuka.
Kontynuacje zazwyczaj mają niełatwe zadanie, zwłaszcza kiedy część pierwsza odniosła spory sukces. Muszą stać się godnymi ich następczyniami. I nie rzadko jest tak, że nie udaje im się ta sztuka. Tak jest w przypadku kolejnego dziełaDavida Twohy "Kroniki Riddicka", która jest kontynuacją "Pitch Black".



Mija pięć lat od chwili, jak Richard B. Riddick (Vin Diesel) wyratował dwoje rozbitków z wyjątkowych tarapatów. Teraz próbuje ułożyć sobie życie na nowo z dala od kłopotów. Te jednak go odnajdują. Jedno z jego przyjaciół - święty człowiek Imam (Keith David), prosi go o pomoc w walce z okrutną grupą kosmitów Nekrorengerów, którzy pod wodzą niebezpiecznego Lorda Marshala (Colm Feore), podbijają kolejne planety, siłą nawracając ich mieszkańców na swoja religię, same gwiazdy zaś obracają w popioły. Jedynie wojownik z Furii (a stamtąd właśnie pochodzi Riddick) może ich powstrzymać. Były skazaniec początkowo nie chce mieć z tym nic wspólnego, kiedy jednak na własne oczy zobaczy zniszczenia powodowane przez najeźdźców i będzie świadkiem śmierci Imama, zmieni zdanie.



Siłą "Pitch Black" była jego prostota. Reżyser zapewne sądził, że teraz powinien pójść na całość i wzbogacić wszechświat Riddicka o super efekty specjalne, gromadę mniej lub bardziej nieistotnych postaci i jednego - mało realnego przeciwnika. No i niestety się przeliczył. "Kroniki..." zostały tak przeładowane, że w zasadzie nie ma się tu na czym skupić. W pewnym momencie Riddick stwierdzi, że po raz pierwszy tyle osób pragnie go złapać. I właśnie ten nadmiar sprawia, że film nie dorównuje oryginałowi. Brakuje tu niemal wszystkiego, co uczyniło z "Pitch Black" udanie dzieło: wyrazista postać głównego bohatera, jego ciętego poczucia humoru, dzikości, przewagi nad innymi. Na wstępie zostaje podane stwierdzenie, że "Zło czasami trzeba zwalczyć większym Złem". Ale niestety, nawet tu ciężko doszukiwać się jakiegoś większego okrucieństwa. Riddick to nadal świetny zabójca, ale ogranicza się tu głównie do mszczenia się za krzywdy bliskich.



Nie oznacza to jednak, że "Kroniki Riddicka" są już aż tak fatalne. Najmocniejszymi momentami są sceny więzienne na planecie Krematoria.Dieselwyraźnie odzyskuje tu grunt pod nogami i staje się Riddickiem z pierwszej części: sprytnym i przewidującym. Tym razem jednak wrogiem nie są ciemności i czający się w niej drapieżcy, ale światło słoneczne i związane z nim temperatury dochodzące + 700 st. Celsjusza. Jednak sceny te trwają zbyt krótko. aby mogło to jakoś zrównoważyć całą resztę.


"Kroniki Riddicka" to w sumie dobry film, który ratują postaci poboczne, jak np. diaboliczne małżeństwo Vaako (Karl UrbaniThandie Newton), które od samego początku dąży do zyskania jak największej władzy, nawet jeśli wespną się po nią po plecach trupów. Kolejnym plusem są tu również wspomniane wyżej sceny więzienne.Vin Dieselrównież jakoś udźwignął to ciężkie brzemię i odnalazł w nielogicznym scenariuszu odrobinę ducha swojego bohatera z poprzedniej części.



Liczę, że reżyser wyciągnie odpowiednie wnioski na przyszłość i nie będzie szedł po najlżejszej linii oporu, jaką jest przeładowanie filmu efektami specjalnymi, które tak na marginesie, również nie są aż tak powalające. Lepiej czasami powielić stare, sprawdzone schematy.


1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"To jedna z ciekawszych postaci w kinie s-f w ostatnich latach." - takie słowa M. Chacińskiego z magazynu... czytaj więcej
"Kroniki Riddicka" to sequel. Zazwyczaj, kiedy powstaje druga część przeboju kinowego (w tym przypadku -... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones