Recenzja filmu

Aleksander Wielki (1956)
Robert Rossen
Richard Burton
Fredric March

W bardzo starym kinie

Aleksander Wielki, legendarny wódz, który podbił niemal cały znany (sobie) świat, zawędrował do Indii, stoczył krwawe i zawsze zwycięskie bitwy, ogłosił się bogiem, nie stronił od alkoholu, zabił
Aleksander Wielki, legendarny wódz, który podbił niemal cały znany (sobie) świat, zawędrował do Indii, stoczył krwawe i zawsze zwycięskie bitwy, ogłosił się bogiem, nie stronił od alkoholu, zabił przyjaciela, w wolnych chwilach czytywał Pindara, umarł młodo i tajemniczo, a jego grobu nigdy nie odnaleziono. Postać nietuzinkowa? Mało powiedziane. Kolos, Megaleksandros, człowiek malowniczy bardziej od Hellady, z którą się utożsamiał i której kulturę niósł w świat na sarissach swych oddziałów.

Życiorys macedońskiego wodza jest tak barwny, inspirujący i tajemniczy, że aż prosi się o sfilmowanie. Kilku reżyserów zmierzyło się z życiorysem Aleksandra, z mniej lub bardziej nieudanym efektem. O ile film Olivera Stone’a "Aleksander" z 2004 r. pod pewnymi względami jeszcze jakoś zipie w nierównym pościgu za duchem Macedończyka, o tyle obraz Roberta Rossena z Richardem Burtonem to tragedia w pełnym słowa tego znaczeniu.

Film sprawia wrażenie nakręconego kompletnie bez pomysłu, na siłę. O ile pierwsza połowa opowiadająca o młodości i okresie przed wyprawą perską jest jeszcze spójna (bo na pewno nie jest ciekawa), o tyle sama wyprawa zostaje skumulowana w drugiej części filmu w sposób kompletnie wybiórczy. Po bitwie pod Gaugamelą film to już tylko zlepek nie poruszających widza obrazków z cyklu "Aleksander w namiocie gdzieś w Baktrii", "Bunt w wojskach Aleksandra", "Przemarsz przez pustynię", "Śmierć". Droga krzyżowa, tyle że dla widza. Burton, skądinąd znacznie bardziej przemawiający jako wódz, za którym ludzie szli by jedenaście lat aż na koniec świata aniżeli Colin Farrell nie ma przemęcza się specjalnie bo też nie ma czym. Jego rola jest drętwa i szablonowa, upadek wielkiego wodza kompletnie nie przekonuje i nie porusza. Perski król królów debatujący ze swoimi ministrami w obskurnym namiocie w sposób przypominający przedwyborczą naradę wiejskiego kółka różańcowego budzi uśmiech politowania, a bitwa pod Cheroneją dzięki chaotycznej i nieprzemyślanej pracy operatora kamery przypomina bijatykę w górskim strumyku.

Reasumując, film jest gorszy aniżeli można sobie wyobrazić. Ahistoryczność, alogiczność i zwyczajna drętwota uśmiercają obraz, który zainteresować może tylko kilkuletnich pasjonatów historii, tak jak zauroczył mnie gdy widziałem go pierwszy raz mając jakieś siedem lat. Trzeci seans odbyty całkiem niedawno odarł mnie z wszelkich złudzeń i sentymentów nawarstwionych przez lata. Nie traćcie czasu, peruka Colina Farrella i tyrady Anthony'ego Hopkinsa robią znacznie lepsze wrażenie.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones