W plastikowym kręgu

Ciężkie musi być życie fana klocków Lego. Jeszcze gorsze – wielbiciela gier spod znaku Traveller’s Tales. „LEGO Jurassic World” to setny odcinek sagi o grach na licencji. Ani lepszy, ani gorszy,
Ciężkie musi być życie fana klocków Lego. Jeszcze gorsze – wielbiciela gier spod znaku Traveller’s Tales. „LEGO Jurassic World” to setny odcinek sagi o grach na licencji. Ani lepszy, ani gorszy, a równie zajmujący co kolejne odcinki jakiejś popularnej telenoweli, którą oglądamy siłą rozpędu. 



Chciałbym, podobnie jak studio Traveller’s Tales, pisać co roku (czasem dwa razy) tę samą recenzję. Zmieniałbym tylko dwa czy trzy zdania i to załatwiałoby sprawę. Taki koncept, choć miły, niestety nie przejdzie. Od lat udaje się to jednak twórcom zręcznościówek z serii „LEGO: Dowolna Licencja”. Najbardziej jednak irytuje, podobnie zresztą jak w przypadku innych taśmowych gier („Call of Duty” czy „Battlefield”), że mimo ewidentnego odbijania od sztancy kolejnych przygód żółtych ludzików ciężko się tu do czegoś przyczepić. Każda następna produkcja to rzetelna zręcznościowa, nierzadko pełna dobrych komediowych elementów. Z biegiem lat bywają one upraszczane w zakresie rozgrywki, czasem z kuriozalnymi innowacjami, które znikają po jednej czy dwóch odsłonach, zawsze jednak dają przynajmniej kilkanaście godzin dobrej zabawy. Zwłaszcza jeśli pogramy w trybie kooperacji.



LEGO Jurassic World” nie wystaje przed szereg. Tryb fabularny zawiera w sobie treści z wszystkich czterech filmów. Oznacza to, że rozegramy także kluczowe sceny z dopiero wchodzącego na ekrany kin „Jurassic World”. Każdy film został podzielony na pięć etapów. Ukończenie tych dwudziestu misji zajmie od sześciu do dziesięciu godzin, w zależności od tego, czy za każdym razem chcemy od razu dostać bonus „True Survivor” przyznawany za zgarnięcie określonej liczby punktów.

Potem, co staje się już tradycją, zaczyna się zabawa w trybie „Free Play”. Na każdej planszy mamy bowiem kilka miejsc, w które dostaną się tylko postacie z odpowiednimi umiejętnościami, których nie przewiduje tryb fabularny. Na szczęście po latach doświadczeń Traveller’s Tales doszli do perfekcji w budowaniu misji, które – gdy już je poznamy – można kończyć w ok. 20-30 minut. 



W dość zabawny sposób z zaplanowanego przypomnienia nam całej serii wyłaniają się wszystkie słabości filmów. Mowa konkretnie o „Zaginionym świecie” i „Jurassic Park 3”, które były, delikatnie rzecz ujmując, mocno średnie. Pierwszych pięć plansz, czyli kawałki oryginalnego „Jurassic Park”, to absolutnie kultowe sceny w stylu raptorów w kuchni czy szalonej ucieczki przed T. Reksem. Gwarantuję, że każdy, kto za młodu widział film w kinie (albo oglądał później jego remasterowaną wersję), będzie podskakiwał z radości na widok znanych postaci, przetworzonych na humor gier Lego scenek czy dialogów wziętych prosto z obrazu Spielberga. Niestety emocje opadają, gdy tylko zabieramy się za kolejne kawałki gry. Wyłania się tam zresztą pewna dysproporcja pomiędzy jakością kolejnych filmów z jurajskiej serii. Pierwszy był świetnym familijnym kinem przygodowym z kapką grozy (w klimatach PG-13), a zatem i w grze jest lekko – głównie rozwiązujemy zagadki, zwiewamy samochodem albo korzystamy z różnych zdolności naszych ludków. W drugiej i trzeciej części – zgodnie z duchem filmów – regularnie obijamy żółte twarze przeciwników (i zielone mordy dinozaurów). Walka w grach „LEGO” zawsze była rozwiązana dość pretekstowo i tu nie jest inaczej. Te liczne szarpaniny oddają jednak słabości późniejszych filmów, które były już tylko nędznymi akcyjniakami z tyranozaurem w tle.



Plusem jest natomiast dołożenie do grywalnych elementów zarówno różnorakich pojazdów (jest ich ponad 20), jak i dinozaurów. Z prehistorycznymi gadami nie ma łatwo: podczas przechodzenia historii znajdziemy raptem ze dwa. Aby odblokować i grać resztą, trzeba się już nieco bardziej postarać i przechodzić niektóre etapy specjalnie dobraną ekipą. Szczególnie cieszy możliwość (i jest ona uzasadniona fabularnie) zasuwania wizytówką serii, czyli velociraptorami. Postaci wzorowanych na pierwowzorach filmowych jest natomiast zatrzęsienie. W menu wyboru pojawiają się wszyscy bohaterowie, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowi. Do tego dołożono masę modyfikacji oraz legoludków stworzonych na potrzeby gry, np. bezimiennych pracowników InGen. Znalazło się także miejsce dla kultowego pana DNA, który towarzyszy nam też podczas ekranów ładowania.

W grze poza zdefiniowanymi wcześniej misjami mamy też dostęp do dwóch, znanych z filmów, wysp: Nublar i Sorna. Nie jest to otwarty świat na miarę „LEGO Hobbit”, ale może to i lepiej. Wszystkie znajdźki i materiały do odblokowania upakowano dość gęsto, więc odkrycie ich nie powinno stanowić problemu nawet dla mniej spostrzegawczych graczy.



Niestety, „LEGO Jurassic World” ma dwie bardzo konkretne wady. Pierwsza to zwariowana kamera. Zdarza się dość często, że podczas przełączania postaci albo próby wejścia do pojazdu kamera wariuje i przykleja się do ziemi. Występuje to na tyle często, że potrafi być mocno irytujące. Drugą sprawą jest kompletnie idiotyczny pomysł wklejenia ścieżek dialogowych prosto z filmów. Nie poświęcono im ani chwili edycji (i nie korzystano z master tracków), co prowadzi do kuriozalnych cut-scenek, w których jedna postać mówi wyraźnie, a druga huczy, jakby była w wielkiej hali. Zrozumiałbym jeszcze problemy z pierwszym „Jurassic Park” (i nie mam tu na myśli dykcji Jeffa Goldbluma). Ale ten sam problem występuje też w misjach opartych na „Jurassic World”! A tu twórcy nie powinni mieć problemu ze zdobyciem nagrań o jakości lepszej niż coś w klimatach poszarpanego VHSa. Taki styl psuje mocno klimat gry i nierzadko mamy wrażenie, że to jakiś piracki projekt sklejany na chleb i pajęczynę w Gruzji, a nie gra od dużej wytwórni stworzona w 2015 roku. Poza tym twórcy, podobnie jak widzowie, pokochali motyw przewodni, który nijak nie chciał wyjść z głowy po obejrzeniu pierwszego filmu. Problem w tym, że wrzucają go w każdą humorystyczną scenę, co sprawia, że w trzeciej godzinie gry mamy go już dość.



Nad „LEGO Jurassic World” nie da się za bardzo znęcać. To dobra gra, zwłaszcza gdy pogra się z kimś w trybie kooperacji – czy to kolegą, czy dzieckiem (czasem wychodzi na to samo). Jest oczywiście bliźniaczo podobna do innych gier spod znaku Lego, ale tak samo co roku wychodzą kolejne „Call of Duty” i nikt z tym nie ma problemu.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones