Recenzja filmu

Red (2010)
Robert Schwentke
Bruce Willis
Morgan Freeman

Wesołe jest życie emeryta

"RED" to kolejny film po "Niezniszczalnych", który próbuje nas przekonać, że starość wcale nie jest taka paskudna. Wręcz przeciwnie: pomimo mnogości zmarszczek i zwiększonej łamliwości kości,
Red (2010)"RED" to kolejny film po "Niezniszczalnych", który próbuje nas przekonać, że starość wcale nie jest taka paskudna. Wręcz przeciwnie: pomimo mnogości zmarszczek i zwiększonej łamliwości kości, nadal można sprawnie posługiwać się wszelkiego rodzaju bronią, brać udział w intensywnych pościgach i kopać tyłki o dekady młodszym gówniarzom. O ile oczywiście jest się gwiazdą Hollywood.

W "REDzie" główne skrzypce gra 55-letni Bruce Willis. Jako Frank Moses, emerytowany agent CIA, mieszka sam, hoduje awokado i flirtuje przez telefon z konsultantką funduszu emerytalnego (Mary-Louise Parker). Jego sielanka zostaje bezpardonowo  przerwana, gdy pewnej nocy wizytę składają mu nieproszeni goście uzbrojeni w pistolety maszynowe i ubrani w kominiarki. Frank do ostatnich minut filmu zmuszony jest ratować własną skórę dziurawiąc ołowiem skórę innych. Akompaniują mu przyprószeni siwizną giganci – Morgan Freeman (73 l.), John Malkovich (57 l.) i Helen Mirren (65 l.). Podobnie jak Moses, są oni agentami na emeryturze.

Fani Freemana, Malkovicha i Mirren mogą jednak być filmem rozczarowani. Kłamstwem bowiem jest, że grają oni tutaj role główne. Role główne to zdecydowanie Willis i Parker. Kłamstwo to boli szczególnie w przypadku Freemana i Mirren, bo John Malkovich, mimo krótkiej roli, broni się jeszcze świetną postacią paranoika i różową świnią. Morgan Freeman wpada tylko na parę scen i kiedy znika, to do głowy przychodzi cytat z Schillera o Murzynie, który zrobił swoje. Natomiast Helen Mirren pojawia się po jakiejś godzinie seansu i mimo że ze snajperką bardzo jej do twarzy, to zagrana przez nią postać nie jest z gatunku tych nie do zapomnienia.

Scenariusz filmu został napisany na podstawie komiksu. Nie wiem, ile wspólnego film ma z pierwowzorem. Wiem natomiast, że nie trzeba być fanem komiksów, by go obejrzeć z przyjemnością. Jeśli reżysera Roberta Schwentke przyrównać do ilustratora komiksów, to trudno nie przyznać, że twór jego jest barwny i pełen cacy obrazków. Nie można jednak zapomnieć, że trzymał w swych rękach kredki najlepszej jakości, a te, które jeszcze nie są uznaną marką na rynku, okazały się mieć piękny i soczysty kolor (Mary-Louise Parker, Karl Urban).

Ci, którzy łyknęli aperitif w postaci pysznego trailera oraz wykwintnej obsady i nabrali apetytu na coś genialnego, kino opuszczać będą z uczuciem niedosytu lub nawet lekkiej niestrawności. Kto jednak liczy na niezbyt wyrafinowane kino sensacyjne z przystawkami humorystycznymi okraszone znakomitą obsadą - tylko tyle i aż tyle - naje się do syta. Należy też dodać, że konsumpcji będzie towarzyszyła znakomita muzyka.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bez obaw! "Red" to nie żadna amerykańska wersja jednego z rozdziałów "Trzech Kolorów" Kieślowskiego, ale... czytaj więcej
Kino akcji ma się nieźle. Nie jest to też zbyt skomplikowany gatunek. Dobry przepis na dobry film akcji... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones