Recenzja filmu

Miłość i miłosierdzie (2019)
Michał Kondrat
Kamila Kamińska
Maciej Małysa

Wielkopostna pasza

Początkowo miałem nie pisać tej recenzji, bo i na sam film poszedłem do kina, mówiąc bez ogródek, ironicznie. Coś mię jednak tknęło, by w przerwie od pisania pracy magisterskiej powiedzieć kilka
Początkowo miałem nie pisać tej recenzji, bo i na sam film poszedłem do kina, mówiąc bez ogródek, ironicznie. Coś mię jednak tknęło, by w przerwie od pisania pracy magisterskiej powiedzieć kilka słów o Faustynie-posągu, duchownym w dołku, Jezusie kosmatym i diable rogatym.

Na początku pragnę wyraźnie zaznaczyć, że mój tekst abstrahuje od osobistego stosunku do postaci siostry Faustyny, Bożego Miłosierdzia, obrazu, sanktuarium w Łagiewnikach i podobnych tematów, które, oceniane pozytywnie czy negatywnie, mogą należeć do intymnej sfery wrażeń, wierzeń i myśli. Chcę skupić się na filmie jako takim, sposobie, w jaki określone zdarzenia zostały pokazane, na scenariuszu, na tendencyjności i powidokach, jakie zostały po seansie.

Jeśli obce Wam jest określenie "chrześcijańska pasza", to możecie bardzo łatwo nadrobić terminologiczne zaległości, wybierając się do kina na "Miłość i miłosierdzie", utwór w reżyserii Michała Kondrata (autora takich filmów jak biografia Maksymiliana Kolbe czy dokument o egzorcystach). Jego najnowsza produkcja próbuje chwycić kilka srok za ogon, a efektem tego zamierzenia jest sfabularyzowany dokument opowiadający z jednej strony historię życia siostry Faustyny, z drugiej duchownych próbujących w trudnych okolicznościach rozprzestrzeniać przesłanie polskiej wizjonerki na całym świecie, z trzeciej koleje losów czczonego obrazu i jego powiązania z całunem turyńskim, z czwartej cuda dokonujące się wskutek wiary w Boże Miłosierdzie. Ponieważ film trwa raptem godzinę czterdzieści, nietrudno domyślić się, że wielkie założenia zostały spłycone do poziomu niewyróżniającego się programu edukacyjnego w telewizji religijnej albo prezentacji stworzonej na potrzeby katechezy w gimnazjum (pardon, w ósmej klasie). 

Film otwiera sekwencja przedstawiająca stworzenie świata, człowieka, grzech pierwotny oraz odkupienie ludzkości poprzez śmierć Jezusa na krzyżu, zaś na okrasę dostajemy otoczoną przez płomienie piekielne czarną postać diabła z rogami. Cała ta nowa ewangelizacja, próby dojrzałego przekazu, wszystko po to, by zrobić wielki krok wstecz i przedstawiać szatana jak tego fauna Filona z disneyowskiego "Herkulesa". Tymczasem narracja przypomina znaną wszystkim historię biblijną, by uzasadnić wprowadzenie na scenę boskiego spektaklu postaci siostry Faustyny. Ta zaś, grana przez Kamilę Kamińską, choć ma być w założeniu bliska widzowi przez swoją zwyczajność, oddala się zupełnie i próba jakiegokolwiek utożsamiania się z nią kończy się fiaskiem - nie jest osobą z krwi i kości, ale raczej patetycznym posągiem (niczym Antygona bądź Daenerys). Każde jej spojrzenie, każdy ruch i gest ma podkreślać jej świętość, a im bardziej codzienne zadania wykonuje, tym bardziej odległa się staje. Jezus, którego spotyka, przywołuje na myśl raczej skecze Grupy Filmowej Darwin niż pozaczasową postać, która przychodzi właśnie do Faustyny z wielkim zadaniem do powierzenia. 

Gdy zakonnica wyda ostatnie tchnienie, teatralnie opuszczając łepetynę na poduszkę, narracja przenosi się na księży borykających się z kolejnymi trudnościami uniemożliwiającymi przekazanie światu przesłania o Bożym Miłosierdziu. Przoduje tu dawny spowiednik Faustyny, z którego udziałem sceny przypominają dramatyczne chwile z co bardziej zawiłych odcinków "Trudnych spraw" czy "Ukrytej prawdy" - dialogi są niesłychanie sztuczne, gra aktorska wielu postaci też pozostawia wiele do życzenia. Z zarysu żywota Faustyny, odtworzenia zniszczonej po powstaniu Warszawy (co miała przewidzieć wizjonerka), kolejnych kłopotów duchownych emisariuszy Bożego Miłosierdzia, przechodzimy do zabawnej anegdoty opowiadającej o wykupie świętego obrazu za dwie flaszeczki przedniej gorzałki, wytłumaczenia powiązań między malowidłem a całunem turyńskim, renowacji dzieła, a ja, choć widząc przyczynowo-skutkowość narracji, dziwię się jednak idei mówienia właściwie o wszystkim i o niczym. Finalnie kilka przykładów osób, które ufając w Boże Miłosierdzie, doświadczyły cudów różnego rodzaju (tutaj twórcy nie mogli powstrzymać się od wykorzystania slow-motion w miejscach, które prawdopodobnie nigdy nie powinny nawet obok tego zabiegu leżeć). 

Pomimo rekomendacji Pana Prezydenta A. Dudy, nie wróżę tej produkcji zbyt długiej żywotności w pamięci widzów (nie tylko dlatego, że zdecydowanie duża część widowni jest już w podeszłym wieku, o czym przekonałem się wchodząc na salę kinową) i życzyłbym sobie raczej, by ta próba opowiedzenia na drodze sztuki filmowej o siostrze Faustynie i jej przesłaniu została, tak jak i liczne próby malarza Kazimirowskiego, odrzucona - może w przyszłości wyjdzie to dobrze i właściwie.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z pewnością nie jest łatwo zabierać głos w dyskusji o sacrum, która nieprzerwanie, choć często w sposób... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones