With The Same Poop

Wszyscy tu czegoś szukają. Rozwodnik pracujący w sklepie obuwniczym. Jego dwójka dzieci. Ich koleżanki ze szkoły i zboczony sąsiad. Zblazowana kuratorka z galerii sztuki. Taksówkarka, będąca na
Wszyscy tu czegoś szukają. Rozwodnik pracujący w sklepie obuwniczym. Jego dwójka dzieci. Ich koleżanki ze szkoły i zboczony sąsiad. Zblazowana kuratorka z galerii sztuki. Taksówkarka, będąca na co dzień "domową" artystką sztuki video.

"Ty i Ja i wszyscy, których znamy" to ciekawy i daleki od jakiejkolwiek klasyfikacji twór filmowy. Zachwyca, mimo że nie stosuje żadnych sztuczek wizualnych, nie przyciąga uwagi żadnymi efekciarskimi chwytami. Wymyka się uproszczeniom, bo za pomocą filmowych kadrów przemawia przede wszystkim wrażliwość i osobowość Mirandy July - reżyserki, autorki scenariusza i odtwórczyni głównej roli. Miranda to prawdziwa artystka XXI wieku. Konceptualistka, która korzysta z wielu sposobów komunikacji z odbiorcą, a jej pełnometrażowy film to tylko kolejny kanał przekazujący treść, w którym w subtelny sposób wspomaga się własnymi doświadczeniami (performens, video art, krótkie formy, krótkie opowiadania). Jest szaleńczo spostrzegawcza, odważna i na swój sposób poetycka. Potrafi niezwykle celnie wypunktować lęki i ułomności współczesności.

Obserwacja osiedlowej codzienności to doskonała wiwisekcja zbioru tych ludzkich zachowań, które najpełniej określają daną postać - skrywanych dążeń i obaw, tylko z pozoru nieistotnych. Scenariusz oparty jest na syntezie między wewnętrznie skrywanymi emocjami, a przypisanymi z racji społecznej roli. Równorzędność losów głównych bohaterów przemawia na korzyść obrazu, nic się tu nie rozmywa, nic nie jest doklejone jako wypełniacz pustej formy, każdy fragment tej układanki bezpretensjonalnie spaja uzewnętrznione najbardziej intymne uczucia i pragnienia. Każda postać to odrębny byt naznaczony zindywidualizowanym draśnięciem, jednak jest coś co łączy jednostki we wzajemnie powiązaną sieć. Podskórna i naturalna potrzeba kontaktu, interakcja na styku wejścia i wyjścia do magiczności zamkniętej w impulsie danej chwili. Rodzaj tęsknoty za wyczuwalną magią przyszłości, która odmienia życie. Wraz z przesuwającymi się kadrami podąża optymizm, zdaje się być integralnym składnikiem powietrza, którym oddychają mieszkańcy podglądanego amerykańskiego przedmieścia.

Na próżno jednak doszukiwać się w filmie Mirandy ckliwości, czy trywialności. Miranda jako artystka performensu i innych form interkomunikacyjnych wie, jak zbalansować i wyważyć codzienność zbudowaną z prostoty i przypadkowości. Bezpośredniość wszystkich bohaterów - jakby zrośnięta z ich naturą - również tworzy niepowtarzalny klimat tego filmu, jednocześnie oddając stan ducha, potrzebę nawiązania porozumienia z innymi ludźmi, bez względu na kosekwencje lub pomimo konsekwencji.  Niewątpliwy atut to gra aktorska całej ekipy. Dobrani jakimś tajnym szyfrem, stworzyli kreacje bardzo wiarygodne, jednocześnie proste i wyszukane, przejmujące i na swój sposób komediowe (przynajmniej potencjalnie komediowe).

Urokliwa głębia tego filmu sprowadza się do zgrabnie przemyślanej konstrukcji scenariusza, przenikania się zewnętrznego obrazu codzienności z wewnętrznym spojrzeniem każdej jednostki na samych siebie i to, co ich otacza. Niemal Każdy kadr to przefiltrowane spojrzenie, w którym byle drobiazg może nabrać dwuznacznej treści i osobliwej poetyki. Jest kilka fantastycznych poetyckich scen, stanowiących momenty olśnienia dla poszczególnych bohaterów. Zwłaszcza ławkowa scena kuratorki wystawy z pięcioletnim Bobbym. Muzyka, ich spojrzenia, proste gesty - pełna ciepła, podniosła scena oczyszczenia i powrotu do dziecięcej niewinności. Specyficzne ujęcia, odpowiednie ich zestawienie oraz ułożenie -  w połączeniu z przypadkowymi dźwiękami keyborda, drum machine i vocodera (jako niezwykłej ścieżki dźwiękowej, za którą odpowiada genialny Michael Andrews) tworzą znakomitą opowieść, zamkniętą w świeżości wizji reżyserki.

Wszyscy jesteśmy punktami ułożonym obok siebie w takiej a nie innej konfiguracji tworząc planszę i mapę swojego świata, będąc dla samych siebie wielkim kompleskem kodów i znaków do odczytania. Miranda July  w jednej ze scen wyjaśnia tytuł filmu. W innym kadrze wyjaśnia natomiast wprost o czym jest jej pełnometrażowy debiut. "Poczuj ciepło. Trzeci wymiar i dotyk w erze cyfrowej". Jest więc o samotności, potrzebie miłości, zanikającej komunikacji między ludźmi, a może zmieniającymi się formami nawiązywania bliskości. Możesz pisać o byle gównie w internetowych serwisach, możesz wsiąść komuś do samochodu na skrzyżowaniu, możesz wypisać na oknie to, czego nie wypowiesz prosto w oczy. Cokolwiek. Gdziekolwiek. Pomimo. "Ale" czy "bo" - życie dzieje się naprawdę. Teraz. Nie ma "ale", nie ma "bo". Chodzi o stałą prędkość by gwałtownie nie zatrzymać własnych marzeń, gdyż są tak blisko. Rozumiane i pożądane na swój sposób - czasem na dachu samochodu, innym razem w różowej parze butów, w "skrzyni nadziei", bądź w mokrym ręczniku.

Wyślij kasetę, a ja obejrzę ją do końca. Prosty gest, banał, to tu kryje się największa prawda. Nie trzeba podpalać własnej ręki, by przyciągnąć uwagę. Najpiękniejszy i najbardziej realny jest spontaniczny ruch, zwyczajnie zgnieciony papier. Historia na bazie zdjęć. By opowiadać, trzeba je zrobić. By je zrobić, trzeba żyć, nawet w tak zdigitalizowanym świecie.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Christine (Miranda July) jest początkującą artystką, próbującą zrealizować i wyrazić siebie w... czytaj więcej
"Ty i ja..." to pełnometrażowy debiut, którym młoda kanadyjska reżyserka Miranda July zjednała sobie... czytaj więcej
"Ty i ja i wszyscy, których znamy" - objawienie w Cannes i Sundance - to film, który można pokochać od... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones