Recenzja filmu

Punisher: Strefa wojny (2008)
Lexi Alexander
Ray Stevenson
Dominic West

Wojna 1 na 1

Koniec z prywatną krucjatą. Koniec z brawurą i nieprzemyślanymi popisami. Frank Castle już ponad 4 lata eliminuje złych i brzydkich gangsterów, a co najważniejsze osiąga w tym perfekcję. Kolega
Koniec z prywatną krucjatą. Koniec z brawurą i nieprzemyślanymi popisami. Frank Castle już ponad 4 lata eliminuje złych i brzydkich gangsterów, a co najważniejsze osiąga w tym perfekcję. Kolega Micro dostarcza mu wszelakiej maści broni, od małych, jednoręcznych karabinków maszynowych po potężne wyrzutnie rakiet. Do tego śmieszny t-shirt i płaszcz z Matrixa zamienione zostały na zbroję z kamizelki kuloodpornej, przy której żadna kula (nawet z odległości kilku metrów) Punisherowi nie straszna. Największym plusem tego wszystkiego jest jednak fakt, że już od pierwszego ujęcia widz rzucony zostaje w sam środek akcji. Nie trzeba czekać godziny, by zobaczyć powody, dla których Frank rozpoczął swoją "krucjatę", co wszystkim miłośnikom komiksów, do których i siebie zaliczam, z pewnością uprzyjemni seans i oszczędzi oglądania tego, co dobrze wiadome. O samej fabule nie ma co mówić za wiele. Pewien niedosyt można odczuwać, gdy okazuje się, że film skupia się bardziej na pojedynku Punishera z Jigsawem niż na walce z samą mafią. Przez co obraz staje się trochę mniej poważny, będąc scenariuszowo kilka(naście) klas w tyle za "Mrocznym", a nie da się ukryć, że całość przeznaczona jest jednak dla dorosłego widza. Nawiązując do poprzedniej ekranizacji, po raz kolejny można stwierdzić, że fabuła wzorowana była na twórczości Gartha Ennisa, problem w tym, że poprzeplatano wątki w dość chaotyczny sposób. Brutalne sceny mordów zmieszano z komicznymi postaciami, dobrych ludzi, no a całość doprawiono małą, biedną dziewczynką, która musi swoje odcierpieć. Całe szczęście, że się nie napatrzała za wiele na te latające mózgi i fruwające flaki. Także w pewien sposób udziwniono cały świat, pchając go całkowicie w stronę groteski. Niestety nie można brać na poważnie obrazu, w którym czarne charaktery wolą wychodzić dachem niż drzwiami. Jednak prawdziwy problem stanowi bezpłciowość dwóch głównych antagonistów. Dwaj bracia - Billy i James swoją przeciętną grą udowadniają, że dobrymi aktorami nie są. Uważny widz pewnie zrozumie powód dlaczego Jigsaw taki jakiś drętwy i nieinteresujący jest, chociaż stara się jak może, to Dominic West nawet w połowie Jackiem Nicholsonem nie jest. No, ale to oczywiście wina Punishera, przez którego Billy poharatał sobie twarz, a jak jego późniejsza gra aktorska sugeruje, podczas wypadku gangster stracił też tak zwane "cojones". Nic jednak nie usprawiedliwia biernej postawy Douga Hutchinsona. Wszak Heath Ledger doskonale udowodnił, że zażywając tak zwane "dopalacze", można stworzyć oskarową kreację. A Jim swoim zachowaniem ewidentnie wskazuje, że został niesłusznie zamknięty w domu wariatów. Jednak to wszystko, o czym mowa w powyższych akapitach, jest nieważne. Włączając "War Zone", nie szuka się ambitnej, wielowątkowej opowieści z wątkami psychologicznymi. Tu chodzi o czystą esencję hardcoru. A przyznam, że poziom brutalności momentami wręcz szokuje. Ludzie zabijani są z zimną krwią, przez Raya Stevensona, który tworząc całkowicie drewnianą kreację wypadł bardzo dobrze. Bo Punisher nie ma dygać i tańczyć jak Joker, ani rozmyślać nad sensem swojego istnienia i działania. Jeśli podczas seansu uwierzy się, że Frank zabija bez żadnych skrupułów, to znaczy, że aktor spełnił swoją rolę, a wszelkie dramatyczne przerywniki tylko psują brutalny obraz ogółu. No bo właśnie, swoje piętno na filmie musiała odcisnąć reżyserka - Lexi Alexander, ta sama kobieta, która stworzyła ckliwych "Hooligans". Na plus można zaliczyć jej zrobienie ładnego filmu od strony wizualnej, z momentami nawet symbolicznymi ujęciami, to akurat jest cechą większości jej filmów. Niestety nie można odnieść się do mieszania scen latających kończyn i płynących rzek krwi ze słodkimi obrazkami rodzinnej idylli albo zbędnych dylematów moralnych, w których bohaterzy są bliscy płaczu, że o rzucaniu kiepskimi dowcipami nie wspomnę. Na szczęście ogólnie Punisher jest o wiele mroczniejszym obrazem niż Frodo Huligan. Ogólnie najnowszego "Punishera" można polecić każdemu miłośnikowi mocnego kina akcji, gdyż jest to lekko poronione, miejscami chore dzieło, które naprawdę przykuwa uwagę widza i nie pozwala się nudzić podczas seansu. Dodając do tego jeszcze efekty postrzałów na poziomie Johna Rambo, można śmiało stwierdzić, że to najlepsza z trzech dotychczasowych ekranizacji "Punishera".
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pomysł na nowego "Punishera" był naprawdę dobry - zbliżyć się jak najbardziej do komiksowego pierwowzoru... czytaj więcej
Podczas oglądania fenomenalnego klipu muzycznego do filmu "Punisher: Strefa Wojny" nie mogłem wydusić z... czytaj więcej
"Punisher War Zone" jest trzecim podejściem Hoolywoodu do postaci Franka Castle. Poprzednie filmy z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones