Recenzja filmu

Pomniejszenie (2017)
Alexander Payne
Matt Damon
Christoph Waltz

Wynudzenie

Alexander Payne zaczyna swój film, prezentując ewidentne zrozumienie motywu, który chce ukazać, aczkolwiek gdzieś w połowie seansu kompletnie nie ma pojęcia, co z nim zrobić.
Alexander Payne zaczyna swój film, prezentując ewidentne zrozumienie motywu, który chce ukazać, aczkolwiek gdzieś w połowie seansu kompletnie nie ma pojęcia, co z nim zrobić. I to jest tak naprawdę jedyny mankament, którym zaczynam ten tekst i równie dobrze mógłbym nim skończyć. Wyłapując luźną konwencję, już w pierwszych minutach seansu raczej nie oczekujemy wyżyn jakości, czy też odważnych komentarzy społecznych (na które jest tutaj spory potencjał), mamy po prostu nadzieję, że to będzie przyjemne w oglądaniu. I przez pewien czas naprawdę było. Samo wprowadzenie do świata, gdzie pomysł na zmniejszenie ludzi w celu zminimalizowania zużycia zasobów i w efekcie zapewnienia przetrwania gatunkowi, jest bardzo ok. Cały ten zminiaturyzowany świat malusińskich przez większość czasu cieszy oczy, więc na tej płaszczyźnie za bardzo nie ma się do czego doczepić. Jasne, cały ten świat i fabuła ma niesamowity potencjał do komentarzy społecznych, gospodarczych, politycznych itp., gdzie stanowią one jedynie jakieś 5% całości, więc można od biedy zarzucić niewykorzystanie w pełni potencjału.


Pomniejszenie powinni tutaj zastosować na czasie trwania projekcji, ponieważ film jest zdecydowanie za długi. Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby to wszystko trwało 135 minut. Jeśli reżyser miałby na imię Martin, a na nazwisko Scorsese i kręcił akurat przypadkiem "Wilka z Wall Street", wtedy nie mam problemu nawet z trzygodzinnym seansem. Tutaj całość jest po prostu naciągnięta do bólu i to czuć nie tylko pod kątem całości, ale poszczególnych scen. Miałem wrażenie, jakbym oglądał jakąś live improwizację, gdzie twórcy specjalnie przeciągają poszczególne sceny, ponieważ jeszcze nie wiedzą, gdzie przeskoczyć dalej. Zwłaszcza że większość  tych scen nie ukazuje właściwie nic, a wnosi jeszcze mniej.

Jest tu na pewno sporo rzeczy, które się udały i właściwie wszystkie znajdziemy w pierwszej połowie filmu. Całe to wprowadzenie do sci-fi rzeczywistości jest zbudowane w odpowiednim tempie i w pewien sposób nie sposób tego nie kupić. Akurat jedyna sekwencja, która była długa i mi się podobała, to cały proces miniaturyzacji. Dodać do tego wszystkie te wizualne smaczki w pokazywaniu mikro-świata i jest całkiem miło. Cóż z tego, skoro na pewnym etapie przestałem się tym cieszyć, czy też zwyczajnie przyzwyczaiłem się do pewnych rzeczy, gdzie film dalej próbuje wcisnąć mi ten "wow" małego świata.

Spośród wszystkich możliwych potencjalnych ścieżek rozwoju fabuły, "Pomniejszenie" obrało tę najnudniejszą z możliwych. Do tego dostajemy w połowie seansu postać ze śmiesznym wietnamskim akcentem i łamanym angielskim pokroju "this good", "how you this do", czy "what kind of fuck did you give me". Przez pierwsze 10 min może to skraść kilka uśmieszków, ale ten żart ciągnie się do samego końca, dalej próbując wykrzesać te resztki humoru, jakie w nim zostały. Dowcip tego kalibru sprzedany za pierwszym razem już nie robi wielkiego wrażenia, powtórzony kilkanaście razy – żenuje.

   

Zawsze powtarzam, że gorsze od złych filmów są te, które rozczarowują. W tym przypadku rozczarowanie następuje gdzieś od połowy seansu, po tym jak już zdążyliśmy zbudować sobie jakiekolwiek nadzieje. I to wydaje się być motywem przewodnim, ponieważ nawet kiedy już wy-oh i ah-owaliśmy się nad tym miniaturyzowanym światem, "Pomniejszenie" do samego końca próbuje nam go wciskać w oczekiwaniu na aplauz.

Z tego co widzę, na rottentomatoes na chwilę obecną ma jakieś 50%, czyli w zasadzie mój ulubiony próg skrajnych opinii. Zakładam bez czytania, że ci negatywni będą narzekać na któryś z powyższych aspektów, ale co w takim razie uważa ta druga połowa? Trzeci akt, chociaż tak na niego narzekam, nawiązuje też trochę do szerszego "big picture" całego tego świata. Widzę to, jak ktoś uważa, że jest to spójnie klamrowe domknięcie tego świata z emfazą na głównego bohatera. Osobiście uważam jednak, że główny bohater jest tutaj nieco chaotyczny i w ważniejszych momentach wybiera sobie to, co scenariusz mu dyktuje, a nie jego charakter. Cały drugi akt nie wprowadza właściwie nic oprócz ukazania życia w tej mało-landii. Gdyby go usunąć (łącznie z wątkiem miłosnym), mielibyśmy bardziej spójny, zdecydowanie krótszy, o wiele bardziej interesujący film sci-fi. Argumentacja typu "przecież te wszystkie imprezy i interakcje były zabiegiem budującym świat" kompletnie tutaj nie działa. Mógłbym to zrozumieć, gdyby seans trwał 90 minut, ale tutaj jest to po prostu zbędnym wydłużeniem. Zresztą, dobry reżyser jest w stanie pokazać zawiłą historię w pięcie sekundach. I autentycznie nie koloryzuję, pięć sekund na ekranie to wystarczająca ilość klatek, aby ukazać: przepływ czasu, metamorfozę postaci i zmianę otoczenia. Odsyłam Payne'a do szkoły wizualnego opowiadania historii, może wtedy zmieści się w dwóch godzinach.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Choć Alexander Payne trzyma na półce dwa Oscary, dwa Złote Globy oraz statuetkę BAFTA, jego najnowsze... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones